Pojechałam do Kodnia na pielgrzymkę. Ostatni raz byłam tam w 1986 roku razem z mężem, naszą trzymiesięczną córeczką Cosimą i jej ojcem chrzestnym Pawłem Sapiehą, wówczas już bardzo starszym panem. Był piękny sierpniowy dzień. Wyjechaliśmy z Warszawy wczesnym rankiem, starym fiatem 128. Cosima spała w koszyku na tylnym siedzeniu. Kodeń leży około 200 kilometrów na południowy wschód od Warszawy, przy granicy, wtedy z ZSRR, a dzisiaj z Białorusią. Jechaliśmy bardzo długo, Cosima prawie cały czas grzecznie spała. Pamiętam dobrze, że gdy stanęliśmy przed cudownym obrazem Matki Bożej, wzięłam moją małą córeczkę na ręce i gorąco się modliłam. Po mszy świętej poszliśmy na spacer aż do granicy. A tam w Bugu młodzi radzieccy żołnierze kąpali się radośnie, nie zważając na spacerowiczów. Było to tak naturalne, że człowiek zapominał przez chwilę o twardej i smutnej rzeczywistości.
Dostaliśmy wtedy w prezencie od Pawła książkę Błogosławiona wina Zofii Kossak-Szczuckiej, piękną opowieść o Mikołaju Sapiesze, który w pierwszej połowie XVII wieku, podczas pielgrzymki do Rzymu, ukradł sprzed nosa papieża Urbana VIII cudowny obraz Najświętszej Maryi Panny. Książka przez 28 lat leżała zapomniana na półce – język, którym została napisana, był wtedy dla mnie zdecydowanie za trudny
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń