Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan
„Cieniowana skromność” oznacza dekoracje z drewna, kamienia, skóry i betonu. „Olśniewające piękno” – mocne kolory i zaskakujące kształty.
Małgorzata jest artystką. – Jak ubierasz choinkę? – pytam. – Zależy którą: Matyldę? Wacka? – pyta ze śmiechem. Bo choinka w domu Małgorzaty zawsze dostaje imię. Matylda była niewielka, rosła w doniczce, spędziła w domu swoich właścicieli prawie rok. Wacek był tak duży, że nawet w wysokim mieszkaniu w kamienicy sufit uginał mu czubek. Sztuczną choinkę Małgorzata i jej mąż stawiają tylko wtedy, gdy na święta wyjeżdżają z domu i wiedzą, że nie będą mogli zadbać o prawdziwe drzewko.
W domu są trzy zestawy ozdób: burgund, srebrno-niebieski i różnokolorowy. Do tego cała gromada aniołków: białe, srebrne, ażurowe, makaronowe z oczami z koralików (prezent od znajomego artysty) i jeden ceramiczny, retro, po babci. Do tego grzybki z lat 80., słomkowe zabawki, bombki robione na szydełku. I jeszcze lampki: jedno- i wielokolorowe, gwiazdki i świeczki. Dzieci Małgorzaty lubią zasypiać przy ich migotaniu.
Ubieranie choinki to cały rytuał. Małgorzata nalewa sobie kieliszek likieru jajecznego i włącza kolędy. Wygląd choinki zależy od jej nastroju. Im lepszy humor, tym drzewko bardziej barokowe. A ponieważ Małgorzata uwielbia święta, gałązki zwykle uginają się pod ozdobami. Raz się zdarzyło, że przed świętami czuła się trochę gorzej. Ubrała wtedy choinkę oszczędnie, żółto-zielono, między gałązki powtykała pióra. Drzewko wyglądało jak z pisma wnętrzarskiego. Znajomym podobało się bardzo, dzieciom ani trochę.
– A to pamiętasz? – pyta Małgorzata i zaczyna śpiewać: „Choinko pachnąca jak zielony las, my ciebie lubimy, a ty lubisz nas”.
Czujemy, że czegoś nam brakuje
– Przez lata nie mieliśmy choinki. To chyba typowy problem architektów krajobrazu: tak często obcują z naturą, że później nie mają już potrzeby, by wnosić ją do domu. Stawialiśmy więc choinkę kartonową albo zrobioną ze słomy – mówi Magdalena Garczarczyk, ogrodniczka. Opowiada o projektowaniu zieleni na jednym z osiedli, gdzie choinki sprawiały kłopot zarządcom. Na wiosnę pojawiały się tu i ówdzie, bo ludzie, chcąc, by rosły nadal po świętach, wkopywali je w grunt. Zaproponowała, by urządzić polankę dla świerków.
Jej podejście do bożonarodzeniowych drzewek zmieniło się po urodzeniu Mikołaja. – Podczas wizyty u babci jak zahipnotyzowany wpatrywał się w lampki. Zdałam sobie sprawę, jak ważna jest dla dziecka choinka – opowiada. Na grudzień szykuje kalendarz adwentowy, zamiast cukierków są w nim zadania: posprzątać pokój, iść do kina, zrobić dekoracje choinkowe. Z Mikołajem robią ozdoby z masy solnej. – Z okazji świąt obdarowujemy się deficytowym towarem: kiedyś to były drogie zabawki lub trudno dostępne słodycze. Dziś dajemy czas – zauważa. Wspomina choinkę u babci, wielokolorową, przystrojoną zabytkowymi, starannie wykonanymi bombkami, anioła z papier mâché, szklanego gila na nogach ze sprężyn, wytwornego konduktora. – No popatrz, nie wiedziałam, że tyle można mówić o choince! – podsumowuje.
Po doktor Annie Weronice Brzezińskiej spodziewać by się można choinki ubranej w koronki, słomkowe zabawki, aniołki z krepiny. Etnografka podróżuje po wsiach, dokumentuje twórczość ludowych artystów. I owszem, na drzwiach wiesza stroik od plecionkarza, ale choinkę ubiera zwyczajnie – wiesza bombki w swoim ulubionym fioletowym kolorze. Jeśli ją w ogóle ma, bo ze względu na kota unika większych drzewek. – Za to u moich dziadków stały zwykle dwie choinki: duża i naturalna, a na kredensie mała i sztuczna. Któregoś roku siadamy do wieczerzy, lecz czujemy, że czegoś nam brakuje. Okazało się, że zapomnieliśmy ubrać tę małą choinkę – mówi doktor Brzezińska.
Zwyczaj „protestancki, obcy i świecki”
Pytanie o choinkę zawsze rodzi opowieść. Wszyscy stroją na Boże Narodzenie choinki. Zwolennicy rybnej i orędownicy barszczu, ci, którzy samodzielnie lepią pierogi, i ci, którzy kupują gotowe, wierzący, ateiści, wątpiący i poszukujący. A nawet jeśli nie – to na pewno stroili je jako dzieci.
Doktor Katarzyna Smyk, językoznawca z Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej i badaczka choinkowych tradycji, zauważa, że zwyczaj jest tak powszechny, jakby istniał od zawsze.
Tymczasem z choinką w Polsce było trochę tak, jak z Halloween czy z walentynkami. Przywędrowała jako zwyczaj obcy i wcale nie tak łatwo było się Polakom do niej przyzwyczaić. Nawet na Śląsku, gdzie choinka pojawiła się już w XIX wieku, jeszcze w latach 30. XX wieku gazety zachęcały, by porzucić zwyczaj „protestancki, obcy i świecki” na rzecz katolickiego żłóbka. Nie wiadomo, co będzie z Halloween i walentynkami, w każdym razie po wojnie choinkę ubierał już każdy Ślązak.
Doktor Smyk drobiazgowo prześledziła losy choinki na polskich ziemiach. Z jej książki Choinka w kulturze polskiej dowiemy się, że tradycja ubierania przyniesionych z lasu iglaków narodziła się w Alzacji w XV wieku. W ciągu trzech stuleci zwyczaj stał się powszechny na całym obszarze języka niemieckiego. W Polsce choinka pojawiła się w pierwszej kolejności w zaborze pruskim, czyli na Pomorzu, w Wielkopolsce i na Śląsku. Pierwsi ubierali drzewko mieszczanie niemieckiego pochodzenia, a zwyczaj ten kopiowała szlachta i inteligenci. Obrazek przedstawiający górali, żłóbek i choinkę razem, stojących obok siebie, stał się możliwy dość późno: młodzi gazdowie z Podhala zaczęli stawiać kolorowe drzewka w swoich domach dopiero w czasach międzywojennych. Ostatnie były wsie na zachodzie regionu krakowskiego: choinka upowszechniła się tam dopiero w latach 60. XX wieku.
Anioł już nie jest blondynem
Doktor Smyk zestawia choinkę tradycyjną i współczesną. Choinkę tradycyjną ubierano w Boże Narodzenie, znikała z domu w święto Matki Boskiej Gromnicznej, a czasem już nawet na Trzech Króli. Dziś pierwsze choinki pojawiają się tuż po Wszystkich Świętych, gdy hipermarkety przerzucają się ze sprzedaży zniczy na ozdoby świąteczne. Tradycyjna choinka stała w pokoju, w którym spożywano wieczerzę wigilijną, najlepiej przy oknie od drogi, by dobrze się prezentowała zarówno domownikom, jak i ludziom widzącym dom z zewnątrz. Współczesna choinka może stać w dowolnym miejscu, coraz częściej opuszcza dom, wędruje na groby bliskich, a nurkowie stawiają sobie drzewko pod wodą. Tradycyjnej choinki nie można było krytykować, że jest „obwieszona jak choinka”, należała jej się mnogość ozdób. Dziś choinkę można ubrać ascetycznie, choć – z drugiej strony – wachlarz dostępnych ozdób znacznie się poszerzył. Są bombki w kształcie samochodów, zwierząt, bohaterów kreskówek, firmy rozdają bombki reklamowe (choć to ostatnie to nie nowość – w PRL-u najtańsze były bombki z sierpem i młotem, dostępne, lecz mało pożądane), a lampki mają program migania.
Tradycyjna choinka była wielokolorowa, dzisiejsza choinka może być monochromatyczna, styliści dyktują nawet, w jakim kolorze należy w danym roku stroić drzewko. Pojawiły się bombki czarne, dla naszych babć zupełnie niedopuszczalne, a włosy anielskie mają tyle barw, że mit anioła jako jasnego blondyna ostatecznie upada.
Kiedyś był tylko świerk
Gatunki drzewek językoznawcę mniej interesują. O te pytam dendrologa. – Tradycyjna choinka to zdecydowanie świerk – mówi prof. Władysław Danielewicz z Zakładu Drzewoznawstwa i Fitosocjologii Leśnej Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. W latach 60., gdy profesor był dzieckiem, innych drzewek nie ubierano. No chyba, że na południu kraju, gdzie naturalnie występuje jodła pospolita.
Inne gatunki można było sobie pooglądać w ogrodzie dendrologicznym ówczesnej Wyższej Szkoły Rolniczej. Jeśli oczywiście nie padły łupem złodziei. W latach 80. pracownicy uczelni organizowali przed świętami nocne dyżury w ogrodzie. Dziś, gdy rozmaitych gatunków jest zatrzęsienie, a choinki relatywnie potaniały, takie patrole nie są już potrzebne.
– Na targowiskach oferowane są świerki kłujące, w srebrzystej odmianie, jodła kaukaska, kiedyś sprowadzana z zagranicy, a dziś powszechnie uprawiana na plantacjach. Drzewko dla siebie znajdą nawet amatorzy sosny – wylicza profesor. Sosna nie bardzo nadaje się na choinki: rośnie szybko, więc gałęzie ma rzadkie. Jeśli zatem ktoś kiedyś stawiał sobie w domu sosenkę, to z samosiewów na nieużytkach, gdy w niedogodnych warunkach roślina nie mogła szybko rosnąć. Dziś gęstsze sosny uzyskuje się, zapewniając im stosowne warunki na plantacjach. – Dostępne są też sosny pięcioigłowe, ładne, podobne do limb. Różnią się od naszej sosny tym, że na krótkim pędzie mają nie dwie, a pięć igieł. Niektórzy używają też w domu daglezji – mówi prof. Danielewicz. Daglezja fenomenalnie pachnie, wręcz nie sposób przegapić miejsc, w których rośnie. Niestety, w domach podobnego efektu nie osiągniemy, musielibyśmy wytrzymać w temperaturze 5 stopni Celsjusza. W suchych mieszkaniach z centralnym ogrzewaniem igły szybko schną i choinka – niezależnie od tego jak mocno pachnie w naturze – traci woń.
Jodły mają większe szanse stać dłużej niż świerki – decyduje o tym sposób przytwierdzenia igły do pędu. Profesor Danielewicz świetnie sobie z tego zdaje sprawę, ale uparcie trwa przy tradycji. Wiesza na świerku bombki, cukierki, owoce, przypina świeczki – nawet jeśli później ich nie zapali. Z pudła z dekoracjami wyciąga zachowane fragmenty papierowego łańcucha, pracowicie sklejonego przez córkę, gdy była jeszcze dzieckiem. Lampek używa dyskretnie, ciągnący się za świerkiem kabel irytuje go swoją sztucznością. – Może są jakieś mody na dekorację choinek, może, nie przejmując się nimi, jestem dziwolągiem? Ale przecież święta mają tradycyjny charakter. Są po to, by było tak jak kiedyś – podkreśla prof. Danielewicz.
Czarna sosna stoi na czubku
A co z choinkami sztucznymi? Wbrew pozorom nie są one wcale takim nowym wynalazkiem. Pierwsze sztuczne choinki – z obawy przed wylesieniem – zaczęli robić Niemcy w latach 80. XIX wieku. Gęsie piórka ufarbowane na zielono przymocowane były do drucianych gałązek, a te z kolei do kołka pełniącego rolę pnia. Na takie drzewka polują dziś kolekcjonerzy, nawet jeśli ich wygląd może rozczarować. Gałązki są cienkie i rzadkie na tyle, by bezpiecznie zapalać na nich świeczki. Piórkowe choinki podobne są do mizernych choinek z polichlorku winylu, popularnych w czasach PRL-u.
Te ostatnie często porównywane są z wyciorami do mycia butelek. I poniekąd słusznie, gdyż ich bliską krewną jest wymyślona w 1930 roku choinka amerykańskiej firmy Addis Brush. Przedsiębiorstwo wyprodukowało ją w tej samej technologii, w jakiej wytwarzało szczotki do toalet. Ptasie pióra zastąpiło farbowaną szczeciną.
Obecne sztuczne choinki do wyciorów mają się nijak, nie tylko naśladują naturę, ale wręcz starają się ją prześcignąć. Można kupić choinkę z bonusem, którego naturalne drzewko nam nie da: z szyszkami, oszronioną, kwitnącą. Są choinki pokryte brokatem, całe białe, całe czarne, stojące do góry nogami. Polskim centrum produkcji sztucznych drzewek są Koziegłowy na Śląsku: działa tam 300 firm tej branży. Mówi się czasem, że ktoś klnie jak szewc, a po kilku rozmowach w Koziegłowach można ukuć nowe przysłowie: „Mrukliwy jak producent sztucznych choinek”. – Robię choinki, bo tak wyszło – mówi jeden z nich. – Po prostu tak jest i tyle – dodaje drugi. Zamiast nazwisk wolą podawać numery telefonów do działu zamówień. Wygląda na to, że w Koziegłowach konkurencja jest ostra, a choinka raczej nie jednoczy mieszkańców.
Styliści zapowiadają cieniowaną skromność
Magdalena Dębowska ubiera choinki naturalne i sztuczne. – Ludzie mają różne upodobania i potrzeby. Sztuczna choinka wymaga mniej pracy, naturalne nie postoją zbyt długo – tłumaczy. Jest architektem krajobrazu i stylistką: stroi drzewka w firmach, instytucjach i prywatnych domach.
Choinki nie chodzą po wybiegach, ale co roku mają swój festiwal mody: targi świątecznych ozdób we Frankfurcie. Dębowska przywozi stamtąd inspiracje i wiedzę o trendach. W tym roku ozdoby mają być delikatne, organiczne, szare i pudrowo-różowe, albo op-artowskie, śmiałe, czarno-białe. „Cieniowana skromność” oznacza dekoracje z drewna, kamienia, skóry i betonu. „Olśniewające piękno” – mocne kolory i zaskakujące kształty. Moda modą, ale choinkę należy dobrać do otoczenia. – W agencji reklamowej może stać choinka ustrojona czerwonymi piórami, weneckimi maskami i pawimi oczkami, ale nie postawię takiego drzewka w banku ani w urzędzie – wyjaśnia Magdalena Dębowska.
Już jako dziecko zamawiała w kwiaciarni swojej mamy kokardy na choinkę. Teraz sprowadza całe pudła ozdób. – Jeden z klientów zamówił bajkową choinkę dla trzyletniej córeczki. Szukałam ozdób, które nie zrobią dziecku krzywdy, nietłukących bombek, bez ostrych krawędzi. Każdy przedmiot musiałam przemyśleć. W końcu na choince zawisły lalki z miękkich materiałów, łańcuchy z piór, plastikowe aniołki – wylicza.
Choinki Dębowskiej są ubrane bogato, czasem same ozdoby kosztują tysiąc złotych lub dwa. Ale stylistka potrafi wyczarować pyszną dekorację z samych wstążek. Dębowska wcale nie oczekuje, że teraz wszyscy zaczną zamawiać choinki u stylistów, stresować się, oszczędzać, byle tylko starczyło im na najnowsze bombkowe hity. – Choinka ma przede wszystkim sprawiać przyjemność domownikom – podkreśla. Swoje domowe drzewko – niezależnie od tego, co powiedzą we Frankfurcie – co roku ubiera na biało.
Niezbyt duży, może trochę krzywy
Ważnym trendem w choinkowym świecie jest ekologia. Na troskę o środowisko powołują się zwolennicy sztucznych choinek: ich drzewka nie wymagają wycinania żywych iglaków. Ale za to sztuczna choinka rozkłada się setki lat – odpowiada stronnictwo naturalnych drzewek.
Grupa projektantów Nowymodel.org proponuje inne rozwiązanie: choinkę z tektury. Nie trzeba ścinać jej w lesie, a po świętach można ją oddać na makulaturę. – Ale bardziej niż o ekologię, chodziło nam o dobrą zabawę – przyznaje Karol Starczewski, projektant. Bo choinkę z tektury można dekorować na mnóstwo sposobów, córka Starczewskiego rysowała na niej komiksy.
– Ekologiczne, nieekologiczne, to drażliwa sprawa. Hasło bywa wykorzystywane w celach marketingowych. A trzeba by dokładnych wyliczeń, na ile kosztowne dla środowiska są produkcja, transport i utylizacja – mówi prof. Danielewicz.
W pogoni za ekologią na Boże Narodzenie 2013 roku w Poznaniu na Starym Rynku stanęła choinka z zielonych butelek PET. Znikła przed Nowym Rokiem i została przerobiona na poduszki licytowane na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wzorcowy recykling, nie ma się do czego przyczepić. Ale brak choinki w okresie świątecznym doskwierał poznaniakom. Którejś nocy ktoś podrzucił na rynek świerk. Niebyt duży, może trochę krzywy. Bo jodła czy świerk, naturalna czy sztuczna, ubrana przez stylistkę czy przez przedszkolaka – to wszystko nieważne. Ale choinka musi być.
Oceń