Im dalej mam jechać, tym bardziej chcę zostać w domu. Przed każdą samotną podróżą do miejsca, którego nie znam, nachodzą mnie wątpliwości. I, jakbym chciała zaprzeczyć ruchowi, który zaraz wykonam, powstrzymać dystans, jaki przejadę, zaczynam leżeć. Nieruchomo, długo, pod byle pretekstem. Leżę po wyłączeniu budzika, z oczami otwartymi szeroko, błądząc wzrokiem po grzbietach książek. Dzięki nim podróżowałam, nie musząc się ruszać spod kołdry. Amitav Ghosh przenosił mnie do Indii, Karl Ove Knausgard – do Norwegii, Nicolas Bouvier – do Turcji. Oczywiście oni też są wszystkiemu winni, podróże prawdziwe biorą się z czytania. Leżę i szukam w książkach ratunku. Może któraś z nich da mi teraz schronienie. Zabierze gdzieś, skąd nie będę wyruszać, przeżywać pożegnania, rozłączenia, napięcia. Nie będę musiała go utulać, pomniejszać bzdurnym tłumaczeniem do lustra, że to tylko kilkanaście godzin lotu i tylko 45 nocy, że nikt nie zauważy nieobecności, że gdybym została, ten czas zleciałby jak okamgnienie.
***
Leżę wieczorem, bez snu, oglądając filmy, które znam na pamięć. To, że żaden z bohaterów nie może zachować się w nieprzewidziany dla mnie sposób ani powiedzieć czegoś, czego już o nim nie wiem, działa uspokajająco. Zamknięt
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń