Każdego z nas można złamać. Paradoksalnie odporność na stres jest w dużej mierze związana z tym, na ile dajemy sobie prawo do tego, żeby być słabym. Akceptując to, że nie ze wszystkim sobie poradzimy, możemy przetrwać.
Kornelia Winiszewska: Siedzi przede mną rekordzista Europy w skokach ze spadochronem oddanych jednego dnia?
Tomasz Kozłowski: Mam trzeci wynik na świecie. Skoczyłem sto jeden razy. To na razie rekord Europy.
Zrobił pan to w celach charytatywnych?
Lubię skakać, więc dołożyłem do tego aspekt pomocowy w postaci zbierania funduszy na zakup stu wózków inwalidzkich dla niepełnosprawnych dzieci. Dzięki temu udało się zebrać grubo ponad pół miliona złotych.
Denerwuje się pan, skacząc z samolotu?
Kiedy wykonywaliśmy z kolegami skok spadochronowy ze stratosfery, potwornie się bałem. Nikt tego wcześniej nie zrobił, skacząc w formacji spadochronowej z balonu na ogrzane powietrze. Byliśmy pierwszą trójką na świecie. Nie wiedzieliśmy, jakich zagrożeń możemy się spodziewać. Natomiast „Projekt 100” zrobiłem, mówiąc krótko, na większym luzie. Stresowałem się oczywiście tyle, ile trzeba, choć przyjąłem, że mogę nie dać rady i skoczyć tylko dwadzieścia razy, bo na przykład połamię sobie nogi, jak w każdym zwykłym skoku.
I wtedy kupiłby pan mniej wózków?
Nie, nie sądzę, bo pieniądze były wpłacane – ludzie mi zaufali, i o to głównie chodziło. W trakcie realizacji projektu wycofał się sponsor i musiałem z własnej kieszeni wyłożyć prawie 100 tysięcy złotych. Myślę, że to też pomogło, bo ludzie zobaczyli, że ważniejsza jest pomoc słabszym, a nie bicie rekordów.
Niezła suma!
Zdecydowaliśmy z żoną, że weźmiemy kredyt i opłacimy koszty samolotu, przygotowań i innych zabiegów, które były potrzebne, żeby w ogóle z projektem wystartować.
Odważnie.
To raczej kwestia dotrzymywania danego słowa. Co powiedziałbym mojemu synowi? Zrobiłem to w pewnym sensie dla niego, żeby mu pokazać, że słowność nie jest kwestią czynników zewnętrznych, jak na przykład pieniądze – albo jest się słownym, albo nie. W momencie kiedy sponsor zaczął się wycofywać, doszliśmy z żoną do wniosku, że najgorsze, co może się nam przydarzyć, to zaciągnięcie kredytu. To przecież nie jest koniec świata.
Podziwiam pana żonę!
To nie był wyłącznie mój projekt, to był nasz projekt. Ona była jego główną częścią, dlatego że mnie wspierała, pomagała mi. To na jej ramieniu są wszystkie łzy, które wylałem w czasie realizacji tych projektów – łzy słabości, lęku o to, czy dam radę. Bez niej bym tego nie zrobił. Ale wspieramy się. Każdy dźwiga swój krzyż i jeżeli coś jest dla człowieka trudne, to znaczy, że jest trudne – i koniec. Jeżeli dziecko zgubi sznurówkę, to jest dla niego dramat. Uznanie tego jest kwestią szacunku i tolerancji. Uważam, że szacunek jest najbardziej uniwersalnym i najlepszym zasobem, jak
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń