Zadzwonił telefon. Koleżanka filozofka. Akurat pracuje nad edycją pism pewnego szacownego średniowiecznego filozofa, który – jej na złość – pasjami zajmował się też teologią. W skrócie chodziło o to, czy pewne jego zwroty i koncepcje są autorskie, czy też przynależą do średniowiecznego standardu.
Kiedy po zakończonej rozmowie uporałem się już z miłym łechtaniem przez pychę („do mnie zadzwoniła!”), uświadomiłem sobie, że koleżanka filozofka zadała mi cały szereg pytań świadczących o bardzo wysokim poziomie metodologicznej wrażliwości i świadomości. I tu dochodzimy do punktu krytycznego: kiedy humaniści zaczynają mówić o metodologii, „ścisłowcy” albo stukają się w głowę, albo tłumią chichot. Omijam szerokim łukiem spór o to, czy teologia powinna przynależeć do nauk humanistycznych, czy stanowi rzeczywistość autonomiczną. Pewne jest, że nie należy do science, więc podobną reakcję ścisłowców wywołuje.
Nihil novi sub sole. Spór wokół pytania: „Czy teologia jest nauką?”, jest naprawdę tak stary jak uniwersytet. Już drugi artykuł Tomaszowej Summy zaczyna się od zdania: Videtur quod sacra doctrina non sit scientia (Wygląda na to, że święta doktryna nie jest nauką), a cały początek tego dzieła stanowi próbę metodologicznego osadzenia teologii w uniwersum nauk. Jak br
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń