Internet był od początku utopijnym projektem, który miał zdemokratyzować dostęp do informacji, i teraz boli nas to, że tak się nie dzieje. Nie wszyscy chcą brać udział w rzeczowych rozmowach, w których czegoś się nauczą. Często chcą sobie pomonologować, pomędrkować, jak po tym piątym piwie.
Rozmawiają Olga Drenda i Tomasz Maćkowiak
Kiedy proponuję jakiejś gazecie swój tekst, najczęściej słyszę: „Zobaczymy” albo „Mam z tym tematem pewien problem…”. Nikt nie mówi: „Dziękuję, ale nie jesteśmy zainteresowani”. Dlaczego ludzie nie potrafią mówić jednoznacznie, wprost i szczerze?
Sama chciałabym to wiedzieć! Świat byłby znacznie lepszy, gdyby nie wodzono się za nos w taki sposób. Nie mam pojęcia, dlaczego uczestnikom rekrutacji mówi się: „Odezwiemy się do pana”, skoro nikt tej opcji nie bierze w ogóle pod uwagę. Przecież firma nie ma interesu w tym, żeby ktoś czekał jak dureń przy telefonie. Nie ma nic złego w uprzejmej odmowie. Natomiast w kłamstwie pod pozorem uprzejmości – owszem, jest.
Obserwując nasze dyskusje, głównie w internecie, ale nie tylko, odnoszę wrażenie, że coraz mniej trzeba teraz udowadniać. Jako argument, który ucina wszelkie wątpliwości, wystarczy stwierdzenie: „Ale ja tak czuję!”. Czy to nie jest dyktat myślenia emocjonalnego?
Jeśli faktycznie ktoś tak czuje, a nie myśli, i nie myli tych dwóch porządków, to udziela uczciwej odpowiedzi i należy to pochwalić. Problem zaczyna się wtedy, gdy ktoś próbuje racjonalizować swoje uczucia, i na przykład w rozmowie z wegetarianinem podaje długą listę korzyści płynących z jedzenia mięsa, zamiast powiedzieć, że zwyczajnie lubi je jeść.
W kierowaniu się emocjami nie ma nic złego. Każdy z nas to robi, w różnym stopniu. I one również wpływają na kształt naszych debat i dyskusji. Powiedziałabym, że im bardziej jesteśmy tego świadomi, tym lepiej. A najlepiej, gdy mamy świadomość, że ktoś może próbować wpływać na nasze emocje, formułując odpowiedni komunikat. Dzięki temu wiemy, jak się niepotrzebnie nie nakręcać, a może nawet, jak się w porę wycofać z daremnej rozmowy i oszczędzić sobie nerwów. Czego jestem skądinąd wielką zwolenniczką. Nie zawsze warto rozmawiać.
Próbowałem przez jakiś czas korzystać z Twittera w środowisku kibiców piłki nożnej, ale nie wytrzymałem. Skrótowa forma wypowiedzi (280 znaków) niemal zmusza do komunikowania się obrazkami, a tak się komunikować nie da! Przecież memy internetowe działają tylko na emocje!
Myślę, że nie tylko na emocje, choć bywa, że umieją je bardzo trafnie nazwać. Odsyłam do mojego ulubionego: „Niedziela wieczur i humor popsuty…” [pisownia oryginalna] – nikt trafniej nie podsumował tej melancholii przed powrotem do szkoły. Memy internetowe są bardzo metatekstowe.
A co to znaczy?
To znaczy, że odnoszą się do innych tekstów kultury, do rozmaitych wydarzeń w świecie rzeczywistym albo do innych memów. Działają tak, jak dawniej działały pastisz czy parodia. Ale ze wszystkich gatunków literackich memy najbardziej przypominają teksty hip-hopowe – w nich zwięzłość jest wartością, więc trzeba zawrzeć możliwie wiele skojarzeń w jednym wersie.
Ale ja większości tych obrazków po prostu nie rozumiem.
Nie zawsze mamy możliwość odkodowania bardzo zwięzłego, skondensowanego skojarzenia. Owszem, niektóre memy są bardzo hermetyczne, ale inne przypominają zupełnie demokratyczne dowcipy.
Czyli, mówiąc wprost, chodzi o to,
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Dalszy dostęp do artykułu zablokowany
Wykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania
żadnych plików!
Masz dostęp do archiwum?
Zaloguj się
Wykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń