Poszliśmy świętować. Dwustu ludzi za stołem, piąta rano, jemy bliny, pijemy wódeczkę, cieszymy się, że Pan Jezus zmartwychwstał.
Rozmawiają Paweł Krupa OP i Włodzimierz Bogaczyk
Jaka była najradośniejsza Wielkanoc w ojca życiu?
(po dłuższym milczeniu) Odkryłem Triduum Paschalne i Zmartwychwstanie dopiero wtedy, kiedy wstąpiłem do zakonu. Wcześniej – myślę, że nie byłem i nie jestem wyjątkiem – żyłem zgodnie z filozofią mówiącą o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkanocy. Dla wstępującego do zakonu dziewiętnastolatka to na Boże Narodzenie była radość, bo Pan Jezus się narodził, bo choinka, prezenty i pasterka. Natomiast Wielkanoc… No tak, Pan Jezus zmartwychwstał, ale ten Wielki Czwartek, Wielki Piątek…
Dopiero kiedy zamknąłem się w klasztorze i od początku do końca uczestniczyłem w liturgii Wielkiego Tygodnia, zaczęło mnie to urzekać, wciągać. Bardzo. Pamiętam, kiedy byłem jeszcze studentem w Krakowie, w Wielki Piątek posłali mnie w jakiejś sprawie do miasta. Wyszedłem z klasztoru, był piękny słoneczny dzień, szedłem ulicą Grodzką, a tam w kawiarniach pełno turystów. Zdumiało mnie to, że istnieje jakieś życie poza przeżywaniem Wielkiego Piątku. Bo przecież my wszyscy siedzimy w kościele…
…i się modlimy…
…przy grobie Pana Jezusa. Jakie kawiarnie? Co ci ludzie tam robią?
Dziś mogę powiedzieć, że od czasu, kiedy odkryłem dla siebie samego Triuduum i Wielkanoc, to każde święta były wesołe.
Jak pan wie, mieszkam teraz w Petersburgu. Mam w Rosji przyjaciela, prawosławnego mnicha, przeora niewielkiego klasztoru w okolicach Riazania. Poznaliśmy się i bardzo zaprzyjaźniliśmy wiele lat temu. On, jak sam mówi, ochrzcił się dzięki mnie po wizycie w Polsce. Byłem wtedy studentem dominikańskim, a on absolwentem słynnego GITIS-u, Rosyjskiego Uniwersytetu Sztuki Teatralnej, największej tego typu szkoły wyższej w Europie. Potem straciliśmy ze sobą kontakt na prawie 30 lat i dwa lata temu odnaleźliśmy się, już tutaj, w Rosji, padając sobie w ramiona i płacząc.
Dwie Paschy temu zaprosił mnie do siebie do klasztoru. Pojechałem. Zjechały się tłumy ludzi i widzą dominikanina w czarno-białym habicie, dla którego ich przeor zrobił w kościele specjalne miejsce. Od rana do nocy uczestniczyłem we wszystkich liturgiach, oni mnie bardzo serdecznie przyjmowali – to było nawet trochę krępujące, bo mój przyjaciel każdemu, kogo spotkał, opowiadał, że to ja jestem tym człowiekiem, dzięki któremu on odnalazł Pana Jezusa, i że do tej pory ma na biurku Biblię, którą mu podarowałem w latach osiemdziesiątych.
Przychodzi Noc Paschalna, a on mówi: „Słuchaj, czy ty byś coś zaśpiewał w czasie liturgii?”. I ja zaśpiewałem Regina caeli po łacinie oraz Chrystus zmartwychwstan jest po polsku. W absolutnej ciszy.
Zakończyła się liturgia, która w prawosławiu jest bardzo żywiołowa, bo co chwilę zza wrót ikonostasu wychodzi kapłan, okadza wszystkich i krzyczy: „Chrystus zmartwychwstał!”, a cały Kościół w odpowiedzi też krzyczy: „Chrystus zmartwychwstał!”. Poszliśmy świętować. Dwustu ludzi za stołem, piąta rano, jemy bliny, pijemy wódeczkę, cieszymy się, że Pan Jezus zmartwychwstał. Środowisko, które tam się zbiera, to nie są ekumeniści. Dla nich słowo ekumenizm jest…
…synonimem zdrady?
To też, ale także jakby czymś obrzydliwym. No ale ucztujemy, podchodzi do mnie pewien mężczyzna i mówi: „Proszę ojca – i tu ścisza głos – co ojciec sądzi o ekumenizmie?”. Ja na to: „Wie pan, są różne rodzaje ekumenizmu: jest i teologiczny, i hierarchiczny, i pewnie polityczny. A jest też taki, jaki się tutaj odbywa. Że ja, który wierzę w zmartwychwstanie Chrystusa tak samo jak wy i jestem z bratniego, chociaż oddzielonego K
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń