Chwilami pytałem sam siebie: Czy jemu już przestało zależeć na życiu? Czy on nie wie, że ci ludzie nie żartują, że tam jest masa brutalnych typów, którzy naprawdę potrafią zabić człowieka?
Rozmawiają prof. Zbigniew Lew-Starowicz i Tomasz Maćkowiak
Jak to się stało, że z błogosławionym Kościoła katolickiego, męczennikiem za wiarę księdzem Jerzym Popiełuszką zaprzyjaźnił się najsłynniejszy polski seksuolog?
Poznaliśmy się, kiedy mieszkałem w Ząbkach pod Warszawą, gdzie Jerzy był młodym wikarym. Było to na początku lat siedemdziesiątych. Pracowałem wtedy w szpitalu psychiatrycznym w Drewnicy, ale jednocześnie też w Warszawie. Nasza znajomość trwała aż do śmierci Jerzego.
Znajomość czy przyjaźń?
Przyjaźń! Mieliśmy bardzo częste kontakty.
To była jakaś aktywność w parafii?
W parafii też, bo chodziliśmy tam całą rodziną w niedziele na mszę świętą. Ale przede wszystkim spotykaliśmy się na stopie towarzyskiej u nas w domu. Winko, pogaduszki… Jerzy dość szybko mnie wypatrzył, bo czasami pojawiałem się w mediach, a to był światły, zorientowany w bieżącym życiu publicznym człowiek. Kiedyś do mnie podszedł, zagadał i tak od słowa do słowa… Szybko się okazało, że jesteśmy sobie bliscy, że się dobrze rozumiemy. To był bezpośredni, bardzo kontaktowy facet.
A ta bliskość na czym polegała?
Zaprosiłem go kiedyś do nas na obiad, wpadł raz, drugi. Obaj interesowaliśmy się muzyką, a za komuny w sklepach muzycznych nie było wielkiego wyboru płyt. Słuchaliśmy u mnie rozmaitych wykonawców. On też miał fajną kolekcję płyt i kaset magnetofonowych, więc się wymienialiśmy, rozmawialiśmy o muzyce…
Słuchaliście rock’n’rolla?
Nie. On nie lubił takiej popularnej muzyki, ja też nie.
Czyli muzyka klasyczna.
Nie, słuchaliśmy trochę jazzu, ale najbardziej połączyła nas muzyka latynoska. Obaj to lubiliśmy i często rozmawialiśmy o tamtym kręgu kulturowym. Miałem trzy zbiory muzyki: jazz, blues i latynoamerykańska. Jeśli chodzi o jego upodobania, to była to głównie muzyka latynoamerykańska i trochę jazzu. Ja kupowałem płyty w czasie wyjazdów zagranicznych, kiedyś sporo przywiozłem z Kuby. Różni wykonawcy. Orkiestra Péreza Prado, Tito Puente. A jazzu słuchaliśmy klasycznego: Duke Ellington, Louis Armstrong.
Rozmawialiście o muzyce?
O wszystkim – od muzyki przez politykę po tematy obyczajowe. Myśmy się bardzo dobrze rozumieli. Tego się nie da opowiedzieć, to była po prostu taka bliska znajomość, jak się dwóch facetów dobrze rozumie i dobrze się czują w swoim towarzystwie.
Rozumiem, że trudno opowiadać dziś o przyjaźni z błogosławionym męczennikiem.
Ależ nie, ja wcale nie miałem tego na myśli! Ja Jerzego wspominam jako fajnego, inteligentnego kolegę, przyjaciela. Wcale nie jako księdza, a już w ogóle nie jako bohatera narodowego i świętego. Oczywiście niczego mu nie ujmuję, to jego zaangażowanie w końcowej fazie życia było bardzo ważne i on zrobił coś wielkiego. Ale dla mnie pozostał po prostu przyjacielem.
Byliście na ty?
No jasne! Niemal od początku. Ja jestem ekstrawertykiem i łatwo mi to przychodzi, a on by
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń