Wesele zdarza się w życiu tak rzadko (ja miałem jedno i to się już nie zmieni), że pamięć o nim pozostaje na zawsze. Są marzenia panny młodej o białej sukni, o której będą mówiły koleżanki, o rzęsiście oświetlonym kościele i wypełniającej go wyjątkowej muzyce. Pan młody zwykle tego rodzaju marzeń nie ma, bo co nowego można wymyślić w klasycznym garniturze? Wszystko to jest ukoronowaniem czystej miłości, w której obrączki poświęcone przed ołtarzem mają największą, bo niewymierną wartość. Wesele zaś to już powszechna radość, w której jest miejsce na powitanie chlebem i solą, na kieliszki zbite na szczęście i wiązankę rzuconą przez pannę młodą w grupę niezamężnych koleżanek, na tańce, śpiewy i troskę o wujka, któremu tak bardzo smakowała gorzka wódka, że usnął przy stole.
Taki był przez lata stereotyp wesela. Nie robiłem żadnych badań, nie wiem, czy jest w tej tradycji różnica między miastem a wsią. Wydaje się, że tak, bo wieś pielęgnuje tradycje w większym stopniu niż miasto. A honor rodziców młodych, w myśl zasady „zastaw się, a postaw się”, połączony z presją otoczenia powodują, że coś, co weszło nawet do potocznej mowy jako „wiejskie wesele”, zachowało dawny koloryt.
Z drugiej strony granica się zaciera, bo procent miastowych w mieście jest coraz mniejszy, większość mieszkańców Warszawy przeprowadziła się do stolicy niedawno. Takich, którzy mogą o sobie powiedzieć, że są warszawiakami od pokoleń, jest niewielu.
Kiedy wybuchła wojna, moi rod
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń