Intymna rozmowa z nim to było moje marzenie i dramat niespełnienia. Paradoksalnie, po przekroczeniu klauzury nasza bliskość zaczęła się zmniejszać. Nie potrafiliśmy się odnaleźć.
Ojcu Janowi Górze zawdzięczam bardzo dużo. Poznałem go w liceum, na przełomie lat 70. i 80. Stał się dla mnie kapłanem bliskim. Byłem z nim na dwóch obozach wędrownych, zaczynaliśmy w jego ukochanej Paleśnicy, stamtąd ruszając w góry z plecakami. Sypiał z nami w stodołach, dzielił uroki i niewygody wędrownego życia. Jak my rozkładał śpiwór, nie szukał lepszego miejsca, razem z nami stał w kolejce do łazienki. Po raz pierwszy w życiu spotkałem się tak blisko z księdzem i to przynosi owoce aż do dzisiaj.
Krótko po święceniach odprawiałem mszę we Wspólnocie Błogosławieństw pod Rzymem. Oczywiście mówiłem też kazanie – po włosku. Potem ktoś ze wspólnoty zapytał, jak długo jestem księdzem. – Niecałe dwa miesiące – odpowiedziałem. – To niesamowite – stwierdziła ta osoba – a wygląda, jakbyś odprawiał msze już kilkanaście lat.
To właśnie dzięki ojcu Janowi nie bałem się ołtarza. Od początku nas do niego zapraszał, całym sobą opowiadając, że w kościele jesteśmy u siebie, jak w domu. Jego słynne siedemnastki młodzieżowe zawsze się przedłużały i kolidowały z nieszporami klasztornymi o 18.30. W zakrystii kłębili się nowicjusze i nerwowo zerkał przez drzwi ojciec Angelik, który w klasztorze nakręcał wszystkie zegary i pilnował punktualności. A ojciec Jan, nim zaczął odprawiać mszę,
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń