To miał być zwykły marcowy spacer. I bardzo zwyczajny felieton. A co można zobaczyć podczas marcowego spaceru poza tym, że w marcu jak w garncu, pogoda zmienna, raz pachnie wiosną, raz pada śnieg?
Najbardziej fascynującym doświadczeniem marca w Polsce są kolejki do kwiaciarni. Najczęściej stoją w nich mężczyźni, po których od razu widać, że kwiaty – jeśli w ogóle – kupują raz do roku, na Dzień Kobiet. Powiem więcej, wzrok, mina, postawa ciała, sposób traktowania tulipanów czy róż, które dumnie niosą do domu, pokazują dobitnie, że nie bardzo się z tym zakupem i z rolą mężczyzny w Dniu Kobiet czują… Większość pewnie wie, dla kogo te kwiaty, ale już nie bardzo są pewni, jakie one powinny być, po co, co chcą wyrazić, jak się odnaleźć i poczuć z bukietem w ręku. Obowiązek, tradycja, nawyk, przymus. Do tego coraz częściej w marcowej kolejce do kwiaciarni rozmawiamy o tym, że nie każda kobieta obchodzi, że można się narazić, że to już nie te czasy, gdy goździk i rajstopy czyniły z nas bohaterów. Dziś w wersji minimum „ładny bukiet do 40 złotych”… trzy tulipany albo czerwona róża. Jakoś donieść do domu i wręczyć w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
W obliczu tego wszystkiego wymyśliłem sobie, że marcowy felieton będzie o kwiatach i o męskości.
Jest taka stara, zapomniana dziś sztuka, którą nazwano floriografią. Nauka o mowie kwiatów. Oparta na mitologii i tradycji, szalenie modna w cza
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń