Dzieje Apostolskie
O błogosławionym dla nas działaniu Maryi powinniśmy mówić tak, by jasno było widać, że to Duch Święty przez Nią i w Niej działa, że Ona jest doskonałym znakiem i instrumentem Ducha Jezusa.
W tym roku w maju, miesiącu maryjnym, wypada także uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Warto chyba zastanowić się, czy i jak w Polsce wiążą się ze sobą te dwa nurty – maryjny i pneumatologiczny. Bo może się niestety okazać, że o ile pobożność maryjna będzie nam towarzyszyć każdego majowego dnia, Duch Święty – jeśli w ogóle – naszą myśl zajmie w jedną tylko majową niedzielę.
Czy nie można by zaryzykować tezy, że Duchowi Świętemu poświęcamy stanowczo za mało uwagi? Że nie dość w naszym Kościele przejawów entuzjazmu, radości, mądrości, którymi gotów obdarować? Że nie zauważamy pełni Jego związku z Maryją? Nie tylko pewnie my i nie tylko teraz. Zwróćmy uwagę na szczegół ikonograficzny: do późnego średniowiecza obrazy Zesłania Ducha Świętego przedstawiały języki ognia zstępujące tylko na Apostołów. Zerwano jednak z tym tradycyjnym kanonem. Obok Apostołów, a właściwie pośrodku, zaczęto malować Matkę Chrystusową. Dodajmy, że współcześni malarze rozszerzyli jeszcze grono postaci, wśród których nie brak też wielu kobiet…
Czy widzimy Maryję jako charyzmatyczkę uosabiającą chrześcijańską odnowę, czy też tkwimy przy starych schematach i nawykach? Po Soborze o potrzebie odnowy maryjności w Kościele przypomniał papież Paweł VI. Podkreślając wagę „zdrowej tradycji” w adhortacji Marialis cultus (1974), papież pisał, że pewne sposoby okazywania czci „dziś uważane są za niewystarczające lub mniej przydatne”. Nie chodzi o umniejszenie kultu, ale o zrozumienie, że jest on tylko „wyborną cząstką” chrześcijańskiej duchowości.
W Polsce refleksji wymaga właśnie dominacja tej formy pobożności nad innymi albo – inaczej – poprzestanie na niej kosztem wizji całościowej. Z natury rzeczy świat poddany jest ciągłym zaburzeniom równowagi i wybiórczość czy popadanie w skrajności stanowią odwieczne niebezpieczeństwo we wszystkich sferach ludzkiego życia. Nie jest od nich wolna także praktyka religijna.
Kobieta w pełni dla innych
Maryjność ma swoje zagrożenia. Trudno się nie zgodzić, że w tradycyjnej teologii maryjnej można było zauważyć nadmierne – dla „wymagań naszych czasów”, by użyć słów Pawła VI – uwypuklanie esencjalizmu, czyli różnic między płciami. Nie będziemy tu jednak powracać do ciągle pokutującej apoteozy biernej kobiecości czy tęsknoty za nią, bo nie odnajdujemy tej cechy w biblijnej Maryi. Jak to pięknie ujął wybitny polski mariolog o. Stanisław Celestyn Napiórkowski, przykład Maryi „człowiekowi zmęczonemu zniewoleniem ukazuje kobietę w pełni wolną, wielki znak wyzwolenia; egoistom otwiera oczy na piękno bycia dla innych; kobiecemu domatorstwu mówi: »Jesteś nieodzowna także poza domem!«; kobiecemu społecznikostwu – »Macierzyństwo i budowanie świętej rodziny także dla ciebie obmyślił Bóg!«” 1.
Przerostowi pobożności maryjnej słusznie wytykano brak właściwej chrystologii. No bo jak inaczej skomentować na przykład informację: „W sztuce chrześcijańskiej pierwszych wieków Maryja dominuje. Chrystus w całej swej dojrzałości był przedstawiany znacznie później. Nawet w katakumbach Jezus przedstawiany jest jako Dziecię” 2. W istocie jest wręcz przeciwnie! Najczęstszym freskiem z katakumb jest wyobrażenie Chrystusa jako Dobrego Pasterza z owieczką na ramionach. Najbardziej typowe są też inne wyobrażenia symboliczne – ryba, gołąb z gałązką oliwną, kotwica, oraz postaci ze Starego Testamentu czy sceny cudów Chrystusa. To prawda, że zdarzają się też sporadycznie freski scen Narodzenia Pańskiego. Tak czy inaczej chrystocentryzm ikonografii pierwszych wieków chrześcijaństwa nie pozostawia najmniejszych wątpliwości! Od nauki Kościoła odbiega także hasło, na pewno przepojone gorliwością i dobrymi intencjami: „Nie ma innej drogi do Boga jak tylko przez ręce Maryi”(op. cit., s. 50).
Sprawę komplikowała skrajność tradycyjnej mariologii przywilejów, która koncentrowała się na wyjątkowości Maryi. I dodajmy zaraz, że owa wyjątkowość jest oczywista i zachwycająca! Czy aby jednak nie prowadzi do odrealnienia, na które zwracano uwagę – że wspomnę choćby tylko św. Teresę z Lisieux… Co było u Teresy bardzo rzadkie – zdarzało się jej, zakonnicy w maryjnym Karmelu, kochającej Maryję jak najlepszą matkę, narzekać, że często kaznodzieje mówiący o Maryi opierają się na apokryfach i swoich wyobrażeniach i „ukazują Maryję niedostępną, a należałoby Ją pokazać łatwą do naśladowania (podkreślenie JPM), praktykującą cnoty ukryte, powiedzieć, że żyła z wiary jak my, i dać na to dowody z Ewangelii”. Właśnie o wzór do naśladowania chodzi – o radykalizm zawierzenia, o otwarcie na Ducha Świętego, o odejście – jak to celnie zauważył o. Napiórkowski – od pobożności nastawionej znacznie bardziej na „Matko, daj” niż na budowanie królestwa Chrystusowego.
W wierszu Czemu kocham Cię, Matko ponad sto lat temu to właśnie przyszły Doktor Kościoła, św. Teresa od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza mówi o „pracy i biedzie” Maryi, o tym, że nie zdobiły Jej „zachwyty, uniesienia, blaski”. Czy wszystkich by o tym przekonała? Kilkadziesiąt lat później, komentując wystawę sztuki sakralnej w… Watykanie, prymas Stefan Wyszyński ubolewał jeszcze, że zaczęto Maryję przedstawiać jako zwyczajną kobietę, zmęczoną, spracowaną (op. cit., s. 91).
Chrześcijański realizm
Szczególną wybujałość kultu maryjnego zwykło się dziś tłumaczyć faktem, że do pobożności ludowej (a także długi czas i do teologii) nie przebiły się metafory o macierzyńskim obliczu Boga. (Przez wieki w tym względzie raczej nie słuchano Pisma Świętego, nie podążano tropem niejednego Ojca Kościoła. A weźmy jeden choćby przykład. Już w IV wieku tak Cyryl Jerozolimski ukazywał słodycz Ducha Świętego: „Jego nadejście jest łagodne, Jego obecność pięknie woniejąca, a brzemię lekkie. Zapowiadają Go promienie światła i wiedzy. Przychodzi jak prawdziwy opiekun. Przychodzi ratować i leczyć, uczyć i naprawiać, wzmacniać i pocieszać, oświecać umysł – najpierw do tego, kto Go przyjmie, potem, poprzez tegoż, także do innych” 3).
Feministyczne teolożki zastanawiające się nad problemem patriarchalizacji obrazu Boga dochodzą dziś do wniosku, że wykluczony z percepcji Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego żeński komponent miłości tkliwej został po prostu przeniesiony na osobę Maryi. Elizabeth Johnson, amerykańska zakonnica, przeprowadziła dogłębną i przekonującą analizę tezy, że zarówno mariologia, jak i w bardziej widoczny sposób pobożność maryjna przypisywały Matce Bożej takie matczyne cechy Boga, jak miłosierdzie, łagodność, współczucie, ciepło, serdeczność, zrozumienie dla grzeszników. Sięgając do innego przykładu niż często przywoływana na tę okoliczność teologicznie błędna polska pieśń Serdeczna Matko, warto może przypomnieć, że wedle słów Stefana Wyszyńskiego „Maryja łagodzi »zasadniczość« Syna” (op. cit., s. 72–73), bo „Chrystus nauczył się cierpliwości i gotowości do służenia od Maryi” (op. cit., s. 74). W oczywisty sposób byłoby to zaprzeczeniem chrześcijańskiej prawdy, że dobroć Matki to odbicie dobroci Syna.
Po stwierdzeniach kardynała Wyszyńskiego (w którego najlepsze intencje ani przez chwilę nie ośmielam się wątpić), że „Świat byłby bardzo niedostępny, gdyby Bóg nie pomyślał o takiej istocie, która wszystko łagodzi. Cały porządek nadprzyrodzony w zbawczym dziele Kościoła byłby równie niestrawny, gdyby w tym aparacie zbawiania nie umieścił Bóg kobiety” (op. cit., s. 75), wydaje się jak najbardziej zasadne przypomnieć o stanowisku Pawła VI. Papież jasno mówi, że odpowiednią wagę w kulcie maryjnym należy przyznać osobie i dziełu Ducha Świętego.
Nie znaczy to, że jedną emocjonalność mamy zastąpić drugą. Jak wszędzie bowiem i tutaj może pojawić się niebezpieczeństwo. Pewnym zjawiskom kultu maryjnego zarzucano niekiedy szukanie sensacji i cudowności (objawienia prywatne), nadmierną uczuciowość. Ale przecież tak jak postać Maryi, można także wykorzystywać osobę Ducha Świętego, powołując się nierozważnie na „natchnienia” i podsycając klimat nadzwyczajności i egzaltacji, co widać w skrajnych formach ruchów charyzmatycznych. Tak jak ewangeliczna Maryja „gwarantuje chrześcijański realizm” 4, tak musimy mieć świadomość, że Duch Święty przynosi konkretne dary, które sprawiają, że właściwie kierujemy uczuciami. Trzeba bowiem pamiętać, że mimo dość charakterystycznych dla specyfiki polskiej obiegowych zapatrywań, które można by nazwać egzaltacją „poetyki serca”, emocje nie są świętością same w sobie, a chrześcijańska agape nie jest uczuciem (sentymentem), a mądrym działaniem. Papież Paweł VI tak to ujmował: w pobożności może wystąpić „czcze i przemijające wzruszenie uczuciowe, zupełnie obce duchowi Ewangelii, gdyż ta domaga się wytrwałego i gorliwego działania” (Marialis cultus).
Niedocenianie
Na fakt, że wiele tekstów współczesnej pobożności niewystarczająco odzwierciedla naukę o Duchu Świętym, szczególną uwagę zwrócił kardynał Leon Joseph Suenens, jedna z kilku czołowych postaci będących spiritus movens Soboru. W poświęconej Duchowi Świętemu książce Nowe zesłanie Ducha Świętego? 5 zawarł rozdział na temat Ducha Świętego i Maryi.
Autor wychodzi w nim od przypomnienia stanowiska wielu protestantów, którzy uważają, że katolicy nie doceniają roli Ducha Świętego i roli Jezusa Chrystusa jako jedynego Pośrednika. Do takich wniosków przywiodła ich właśnie obserwacja wypaczeń w teologii i pobożności ludowej. Uważają, że Maryi oddaje się cześć należną Duchowi Świętemu. Ich zdaniem, nader często katolicy czczą Maryję jako Pośredniczkę, Pocieszycielkę, Obrończynię w taki sposób, jakby to Ona zastępowała Ducha Świętego w historii zbawienia. Wątek ten rozwinął później wybitny teolog, dominikanin, Yves Congar w Wierzę w Ducha Świętego 6.
Jak mówił kardynał Suenens, zarzut, że pomijamy Ducha Świętego (i to kosztem kultu maryjnego), nie powienien pozostawić nas obojętnymi. Że tak się działo, niech świadczy jeden przykład. Mały przedrukowywany dziesiątki czy setki razy katechizm ks. Filochowskiego, poprawiony i uzupełniony po Konferencji Episkopatu w 1948 roku, nie zawierał – oprócz mowy o dogmacie Trójcy Świętej – żadnej indywidualnej wzmianki na temat Ducha Świętego. Nie znajdujemy w tym katechizmie hymnu Veni Creator, mimo iż zawarto pieśni Boże, coś Polskę, My chcemy Boga, Pod Twą obronę, Ojcze na niebie, Kiedy ranne, Serdeczna Matko, Cześć Maryi czy Pieśń do św. Stanisława Kostki.
W odnowie w żadnym razie, podkreślmy raz jeszcze, nie może chodzić o rezygnację z uznania wielkości Maryi, Bogurodzicy i naszej Matki. Przynależy Jej przecież w Kościele miejsce „najwyższe po Chrystusie, a zarazem nam najbliższe” (Marialis cultus). Maryja, powtórzmy, w sposób doskonały poddaje się działaniu Ducha Świętego. Ale inicjatywa nie należy do Niej, „to Duch ją zaprasza i daje Jej łaskę całkowitego podporządkowania się Jemu” 7.
Podejrzliwość wobec Ducha
Czy byłoby nieuprawnione przypuszczenie, że sama Maryja, prowadząca do Chrystusa, cała dla Boga, osłonięta i napełniona Duchem Świętym, a jednocześnie tak doskonale mądra, nie uznałaby naszego ignorowania Ducha Świętego za wielki błąd i niebezpieczeństwo? To Duch Święty jest duszą Kościoła, objawia i kształtuje w nas Chrystusa, pociesza i umacnia. O błogosławionym dla nas działaniu Maryi powinniśmy mówić tak, by jasno było widać, że to Duch Święty przez Nią i w Niej działa, że Ona jest doskonałym znakiem i instrumentem Ducha Jezusa.
Papież Paweł VI w adhortacji o odnowie kultu maryjnego zwrócił się w szczególny sposób do duszpasterzy i teologów. Poprośmy ich i my o pomoc w wyrabianiu i umacnianiu duchowości pneumatologicznej. Niech współistnieje z maryjną, ale wedle właściwego porządku, hierarchii prawd, która zakłada, że Bóg stoi ponad człowiekiem! Dziś chodziłoby o wzmocnienie nauczania o Duchu Świętym poprzez podkreślanie Jego miejsca w liturgii, więcej mądrych kazań o Duchu, większą dbałość w pogłębionym przygotowaniu wiernych do chrztu i bierzmowania, komentarze podkreślające miejsce i udział Ducha Świętego w modlitwie różańcowej, rozszerzonej o tajemnice światła. Czasem trzeba by może wyjaśnić, dlaczego mówiło się o Najświętszej Maryi Pannie, a nie „tylko” o Świętym Duchu! Znalazłby się tu też taki szczegół, jak dystans wobec nazwy Zielone Świątki. Tradycyjna bowiem religijność dawnej Polski „nie kojarzyła Zesłania Ducha Świętego z Trzecią Osobą Bożą. Nie darmo ta uroczystość zwana jest powszechnie Zielonymi Świętami, uważano ją bowiem za początek lata i przez praktyki obrzędów witano godnie, starając się zarazem zaskarbić sobie przychylność sił przyrody, stosując różne zabiegi z zakresu magii urodzaju” 8. Nie twierdzę, że o magię chodzi dzisiaj. Uważam jednak, że pomijanie właściwej nazwy liturgicznej na korzyść folklorystyczno–tradycyjnej oddala nas od istoty sprawy, rozmywa i tak niełatwe prawdy. Gdy z jednej strony utyskujemy na wszechobecną laicyzację, zechciejmy zrozumieć, że kurczowe trzymanie się form tradycyjnych nie sprzyja dojrzałości wiary.
Tajemnica Trójcy Świętej jest trudna, w dużym stopniu nieprzenikniona. W porównaniu z mariologią problematyka pneumatologiczna jest znacznie bardziej skomplikowana, abstrakcyjna. Choć nie możemy przeczyć, że względy ekumeniczne posoborowi papieże stawiali bardzo wysoko na liście priorytetów Kościoła, problem dodatkowo utrudniają – powiedzmy to otwarcie – uprzedzenia czy strach przed zbliżeniem do protestantyzmu. W teologii katolickiej zadomowiło się przekonanie, iż problematyka charyzmatyczna skupia ekstremistów i entuzjastów. Utrzymuje się zarzut, że ludzie Ducha przedkładają dary Ducha nad ich Dawcę, przeżycie (dary) nad charakter (owoce). Bardziej ogólnie rzecz ujmując, od początku historii Kościoła istniały obawy, że proroctwo zagraża porządkowi. A przy tym na Ducha Świętego powoływały się obie strony, obrońcy porządku i obrońcy tradycji profetycznej. Elementy profetyczne bądź odchodziły poza Kościół (jako heretyckie sekty), bądź wewnątrz struktury musiały ścierać się z wielką podejrzliwością, zanim uznano ich autorytet.
Piękno Maryi, abstrakcja Ducha
W kościołach zazwyczaj napotykamy obrazy, na których zainspirowany kobiecym wdziękiem malarz usiłuje oddać piękno Maryi. W zabytkowych świątyniach, dziedzictwie dawnych epok, czasami nawet jakby z trudem doszukujemy się wizerunków Chrystusa, nie licząc obowiązkowego krucyfiksu. Jedynie sztuka nowoczesna poprzez swą powściągliwość, otrzaskanie z abstrakcją, nieco bardziej sprzyja Duchowi. Weźmy przykład bezlistnego drzewa poruszanego wiatrem Ducha Świętego w sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. (Trzeba na marginesie tu powiedzieć, że polski kult miłosierdzia Bożego reaktywowany przez św. Faustynę, rozprzestrzenia się w świecie jak płomień).
Z pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski pamiętamy chyba najlepiej dramatyczną inwokację podczas uroczystości Zesłania Ducha Świętego: „Niech zstąpi Duch Twój i odmieni oblicze ziemi, tej ziemi”. Od wymowy politycznej (w podtekście) na pewno dla mówiącego ważniejsza była duchowa. Piętnaście lat później Jan Paweł II w Liście apostolskim Tertio millennio adveniente (1994) przypominał o znakach nadziei (46): „W życiu Kościoła tymi znakami są: uważniejsze nasłuchiwanie głosu Ducha Świętego, czego wyrazem jest przyjęcie charyzmatów i promocja laikatu, intensywna działalność na rzecz jedności wszystkich chrześcijan, znaczenie przypisywane dialogowi z religiami i ze współczesną kulturą”.
1 Dzieci Soboru zadają pytania, pytają E. Adamiak i M. Waluś, Wydawnictwo Więź, Warszawa 1996.
2 Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski, Godność kobiety, Wydawnictwo Pax, Warszawa 2001, s. 91.
3 Christian Teachings of the Practice of Prayer, red. Lorraine Kisly, New Seeds, Boston 2006, s. 101–102.
4 Kard. Christoph von Schönborn OP, Mary – Heart of Theology, 4,1.
5 Leon Joseph Suenens, Une Nouvelle Pentecôte?, Desclée De Brouwer, Paryż 1974, wyd. polskie: Nowe zesłanie Ducha Świętego?, Wydawnictwo W drodze, Poznań 1988.
6 Yves Congar, Je crois en l’Esprit Saint, Edition du Cerf , Paryż 1979; wyd. polskie: Wierzę w Ducha Świętego, Wydawnictwo Księży Marianów, t. 1–3, Warszawa 1997.
7 Leo Joseph Suenens, op. cit.
8 Józef Smosarski, Świętowanie doroczne w Polsce, Wydawnictwo Więź, Warszawa 1996, s. 89.
Oceń