Moje dzieci
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Jestem katechetką. Pracuję już 36. rok z dziećmi, a około 20 lat z niepełnosprawnymi. Poznałam wspaniałych ludzi, którzy nauczyli mnie, jak postępować z dziećmi upośledzonymi umysłowo. Pamiętam szczególnie śp. Teresę Brezę i jej męża Aleksandra, śp. Urszulę Lausch i wielu wspaniałych rodziców, którzy bardzo kochali swoje zranione dzieci.

Pamiętam Justynę. Miała około 7 lat, kiedy ją poznałam. Leżała na sali wśród dziewcząt głęboko upośledzonych umysłowo, z którymi nie było żadnego kontaktu. Gdy chodziłam między łóżkami, moją uwagę zwróciły oczy tego dziecka. Wydawały mi się mądre, rozumiejące, co się mówi. Pytałam pielęgniarki o Justynę. Powiedziały mi, że dziewczynka jest ma porażenie mózgowe i jest prawie całkowicie sparaliżowana. Nie mówi. Nie ma z nią kontaktu.

Pojechałam do Poznania, do mamy Marcina, również z porażeniem mózgowym, i pytałam, co mam robić, jak nawiązać kontakt z Justynką. Poradziła mi, żebym z nią rozmawiała i powiedziała jej, że chciałabym jej pomóc, ale musi nauczyć się mówić; że Justynka ma prawdopodobnie porażony język i powinna go ćwiczyć. Pokazała mi, jak mam to zrobić. Pojechałam do domu dziecka, usiadłam przy łóżku dziewczynki i ze spokojem wszystko jej powiedziałam, prosząc, by ćwiczyła język. Nie wiedziałam, ile rozumie. Na buzi nie było żadnej reakcji. Za tydzień, gdy weszłam do Justynki, pielęgniarka poinformowała mnie, że stan dziecka bardzo się pogorszył. Wyciąga język, próbuje nim ruszać, gdy każe się jej tego nie robić, chowa buzię pod kołdrę i dalej wywija językiem.

Ucieszyłam się bardzo. Wiedziałam już, że Justynka nie jest głęboko upośledzona, że można jej pomóc. Zmieniła się sytuacja dziecka. Telewizor ustawiono tak, aby Justynka mogła oglądać bajki. Zanosiłam ją na katechezę do innych dzieci. Udało się przygotować dziecko do I Komunii św. Mama nie przyjechała na tę uroczystość, nigdy nie widziała Justynki i nie chciała jej poznać. Zostawiła ją w szpitalu zaraz po urodzeniu, gdy dowiedziała się o chorobie dziecka.

Nie wiedziałam, jak powiedzieć dziecku, że mama nie przyjedzie, bo jej po prostu nie kocha. Powiedziałam jej, że gdy Pan Jezus tak bardzo kocha dziecko, że już więcej nie może, to chciałby, by w dniu I Komunii św. był On i dziecko, i nikt więcej. Justynka zrozumiała. Oczy napełniły się łzami i z trudem powiedziała, że ona by chciała, żeby był i Pan Jezus, i mamusia. W tym dniu zastępowałam jej mamę. Bardzo przeżyła mszę św. Była pierwszy raz w Kościele. Po mszy św., gdy żegnałam się z Justynką, spytałam się, czy cieszy się, że Pan Jezus jest w jej sercu. Spojrzała na mnie uważnie i odpowiedziała: „Już nigdy nie będę sama. On zawsze będzie ze mną”.

Marcin, chłopiec prawie całkowicie sparaliżowany, również z porażeniem mózgowym, pokazał mi, jakie jest moje miejsce w Kościele. Kto jest najważniejszy. Mama przywiozła syna na mszę św. do kaplicy. Gdy zobaczyłam wjeżdżającego Marcina, podbiegłam do niego, żeby się z nim przywitać. Marcin z całą powagą odsunął mnie od siebie. Pochylił głowę, przywitał się z Panem Jezusem, a potem z radością wyciągnął do mnie ręce. Najpierw Pan Jezus, a potem ja.

Gdy pytałam dziewczynkę przed operacją serca, co by odpowiedziała Jezusowi, gdyby jej powiedział, że ją tak bardzo kocha, że chciałby mieć nie tylko jej serce, ale nogi, ręce, po prostu całą u siebie, dziecko zrozumiało, co mam na myśli, i po chwili odpowiedziało: „Ja bym powiedziała Panu Jezusowi tak: Jeżeli mnie tak bardzo kochasz, to mnie sobie weź”.

Mogłabym wiele napisać o ogromnej miłości dzieci niepełnosprawnych umysłowo do Pana Jezusa. Praca z nimi daje wiele radości. A rodzice, którym Pan Jezus powierzył takie dziecko, są ludźmi wspaniałymi. Modlę się za moje dzieci i ich rodziców. Niech Pan Bóg im błogosławi.

Moje dzieci
Janina Barbara Zapalska

siostra zakonna, katechetka....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze