Ewangelia według św. Łukasza
Wiktoria Śliwowska, Ucieczki z Sybiru, Iskry, Warszawa 2005, s. 447
Wspomnienie Sybiru – niejasne, mgliste, trwożne – na trwałe wpisało się w naszą historyczną tożsamość. Na swój sposób Sybir jest gwarantem narodowych mitów, a staje się mitem tym bardziej, im mniej o nim wiemy. Zastanawiające, że większości współczesnych Polaków w zupełności wystarczy świadomość istnienia właśnie mglistego miejsca zesłania. Istnieje przepaść między XIX–wiecznymi powstańcami a XXI–wiecznymi pragmatykami. Temat sybiraków, zarówno tych dawnych, jak i współczesnych, nie jest atrakcyjny. Niemniej taka jest właśnie nasza historia. Naród karmiący się jedynie mitami i wybiórczą znajomością historii traci kontakt ze swoimi korzeniami. Karłowacieje.
Może dlatego takie książki jak Ucieczki z Sybiru to wydarzenie. Profesor Wiktoria Śliwowska, opisując dzieje ucieczek z miejsca zesłania „na wolność”, spaja klamrą to, co teraz, z tym, co kiedyś. Sybir zostaje bezlitośnie odmitologizowany, zesłańcy to ludzie z krwi i kości, a to znaczy, że zdolni do wszystkiego. Duchowo i moralnie niepokonani, ale także denuncjatorzy. Ta książka ma wiele zalet, ale o dwóch wypada napisać już na samym początku: świetne pióro Autorki oraz świetne pióro… zesłańców. Wiktoria Śliwowska ma swój własny styl pisania, nie traci dystansu do epoki. Jest to przede wszystkim dobrze napisana książka, którą się czyta i jednocześnie nad nią się rozmyśla. Niby rzecz oczywista, a jednak w zalewie tandety warto mieć to na uwadze. Śliwowska napisała książkę jakby pospołu z sybirakami. Liczne cytaty z pamiętników zesłańców polistopadowych i postyczniowych sprawiają, że miniona epoka odkrywa się przed nami sama. Ukazują się ludzie i miejsca, wydarzenia oraz ich znaczenie.
Sybir czy Syberia?
W powszechnej świadomości Sybir i Syberia dla Polaków jest jednym i tym samym. W rzeczywistości to dwie odrębne rzeczy, choć jedna zawiera się w drugiej. Sybir oczywiście obejmuje geograficzne terytorium Syberii, ale jednocześnie wykracza znacznie dalej. Jego granice stanowią miejsca dotarcia polskich zesłańców. Będą to zarówno tereny przed Uralem, jak i Kazachstan, a nawet Kaukaz. Sybir jest jednocześnie całością doświadczeń napiętnowanych cierpieniem i pozbawieniem wolności. Strażnik wtedy jest podwójny: mroźne piękno przyrody i człowiek.
Nie ma jednej prawdy o miejscu zesłania. Istnieje czarna legenda Sybiru, jednak nie zawsze znajduje ona potwierdzenie w materiale źródłowym. Warunki życia bowiem były różne. Roman Sanguszko został karnie wcielony do wojska carskiego stacjonującego w Tobolsku. Tam, jak pisze Śliwowska,
służby nie odbywał, mieszkał w trzypokojowym mieszkaniu, miał konie, dubeltówkę i finansowo pomagał rodakom. Oczywiście w porównaniu z pałacem w Sławucie była to nędzna egzystencja. (…) Oczywiście odegrały tu rolę rodzinne kontakty w Petersburgu i tzw. wziątki, które nader często w Rosji decydowały o karze i o ułaskawieniu.
Inni zesłańcy po skończonej karze nierzadko nie wracali do ojczyzny i rozpoczynali własną działalność gospodarczą. Jeszcze inni prosili o wyjazd do jakuckich kopalni złota, aby tam się dorobić. Rzeczywiście część spośród nich wracała później z kapitałem pozwalającym na otwarcie własnego sklepu, działalności handlowej bądź rzemieślniczej. Okazuje się, że prawda o Sybirze jest tak wielobarwna, jak ludzie tam przebywający. Zawsze można było trafić na pilnującego sadystę lub człowieka z krwi i kości.
W pamięci utrwalił się obraz zesłańca przykutego łańcuchami do taczki. W rzeczywistości rzadko respektowano tę karę. Znacznie częściej warunki życia i traktowanie więźniów poprawiały się, gdy przekonywano się o ich gruntownym wykształceniu. Znający kilka języków obcych polscy katorżnicy i osadnicy najmowani byli jako prywatni nauczyciele rysunku, muzyki, tańców, poszczególnych przedmiotów i wreszcie języków. Do centrum życia kulturalnego było daleko, a miejscowi dygnitarze, kupcy i zamożni mieszczanie nie chcieli, aby ich pociechy na tym cierpiały. Polacy szybko wtapiali się w miejscowe zwyczaje, a z czasem nieuchronnie zaczęli być konkurencją dla miejscowej elity. Ludzie woleli się leczyć u polskiego zesłańca z wykształceniem medycznym niż u jego rosyjskiego odpowiednika.
Śliwowska stanowczo sprzeciwia się porównaniom XIX–wiecznego Sybiru do totalitarnego gułagu. Zesłanie za panowania Romanowów nigdy nie miało na celu eksterminacji przez wyniszczenie głodem, pracę ponad siły czy nieludzkie warunki egzystencji. „Buntownicy” mieli być odizolowani od reszty społeczeństwa, a kara miała mieć charakter resocjalizacyjny. Niemal przy okazji polscy zesłańcy w głąb imperium rosyjskiego pełnili funkcję kolonizacyjną. Otrzymywali za swą pracę nędzne zasiłki, opłacano im komorne, dostawali pieniądze na opał.
Niepojęte zesłanie
Jest jeszcze jeden wymiar Sybiru. Niedookreślony, ponadludzki. Miejsce zesłania dla niektórych powstańców było miejscem duchowego odosobnienia. Sybir nabierał dla nich religijnego znaczenia pustyni. Tu toczyli swoją walkę o siebie, ideały, człowieczeństwo. Nie sposób tego zrozumieć wprost, sama Autorka wspomina o tym na marginesie, ale XIX–wieczne opisy realności Sybiru przeplatają się z jego postrzeganiem mistycznym. Zesłanie to czas walki duchowej, nie bierności czy filozoficznego marazmu. Zdecydowana większość księży została pozbawiona święceń, co było dla nich niezwykle bolesne. Po skończeniu kary jedni, jak Piotr Ściegienny, powrócili do ojczyzny i podjęli drogę do odzyskania możliwości pełnienia posługi kapłańskiej. Inni, jak Krzysztof Szwernicki, pozostali dobrowolnie na Syberii, towarzysząc Rafałowi Kalinowskiemu.
Zesłańcy sami tworzyli pozytywną legendę Polaka zesłańca. Wszak na zesłaniu w większości znaleźli się ludzie tworzący elitę intelektualną i moralną ówczesnej Polski. Byli ludźmi o dużej wrażliwości moralnej, dbali o siebie, trwając w przyjaźni, pomagając w potrzebie, tworząc tzw. ogóły, czyli kasy samopomocy. Pozytywnemu wizerunkowi Polaków uległ także Fiodor Dostojewski, który we Wspomnieniach z domu umarłych opisuje niemal z zazdrością styl życia zesłańców. W porównaniu z nimi katorżnicy rosyjscy wypadają wyjątkowo niekorzystnie. Być może to doświadczenie spowodowało u Dostojewskiego tak silną postawę antypolską w dalszej twórczości…
Oprócz jednostek nieprzeciętnych znajdowały się także osoby o szemranej reputacji. Życie zesłańców z pewnością nie mijało wyłącznie w braterskiej zażyłości. Nie brakło konfliktów, ale, co ciekawe, nie dowiadujemy się o tym bezpośrednio z pamiętników czy listów powstańców, lecz z dokumentów urzędowych. Warto wreszcie podkreślić, że ucieczki zbiorowe zawsze kończyły się denuncjacją. Zdradzali właśnie Polacy. Tylko ucieczki podejmowane samodzielnie, bez wtajemniczania współwięźniów, miały szansę zakończyć się sukcesem.
Piotr Wysocki pozostał na zesłaniu. Dla wielu był wzorem: opiekuńczy, żył ascetycznie, mając zawsze na uwadze potrzeby innych. Nurtuje mnie myśl, na którą odpowiedzi nie znajdę. Jak traktował Sybir ten, który poprowadził młodych podchorążych do powstania listopadowego? Powstania, które było wymuszone przez młodych duchem, powstania, do którego nikt z doświadczonych generałów nie chciał się przyłączyć? Czy traktował swoje zesłanie jako pokutę za wydarzenia, których był iskrą? Myślę o tym bardzo dużo.
Cena wolności
Książka Śliwowskiej to przede wszystkim próba opisu ucieczek z miejsca zesłania. Były to ucieczki spektakularne, godne scenariuszy filmowych. Nie wszystkie kończyły się sukcesem, wielu nie jesteśmy w stanie zrekonstruować. Z jednej strony władze carskiej Rosji nieraz nie przyznawały się do porażek, z drugiej sami zesłańcy skutecznie zacierali i gmatwali ślady. Autorka przedstawia ucieczki udane i nieudane, opierając się na pamiętnikach zesłańców, dokumentacji urzędowej administracji rosyjskiej oraz współczesnych badaniach.
Za zbiegostwo z miejsca zesłania kara była odstraszająca. Wobec uciekinierów stosowano kary cielesne, a po odzyskaniu zdrowia przesiedlano ich dalej, w głąb Rosji. Już przy historii pierwszej ucieczki Wiktoria Śliwowska cytuje opis wyroku wykonanego na kilku zesłańcach – 6 tysięcy kijów – dla niektórych oznaczał on egzekucję, dla innych trwałe uszkodzenie ciała i oszpecenie. Skazaniec miał przejść między dwoma rzędami żołnierzy, którzy wymierzali karę. Jeden z uciekinierów, Ksawery Szokalski, przeżył jedynie dlatego, że doktor, notabene Polak, zasłonił go własnym ciałem po otrzymaniu przez zesłańca pięciu tysięcy kijów. Resztę kary, brakujący tysiąc, skazany otrzymał kilka miesięcy później, gdy nieco wydobrzał. Taka egzekucja trwała kilka godzin, kije zaś nierzadko rozszarpywały ciała. Aż nadto żywo ten opis przypomina „ścieżki zdrowia” w PRL–u…
Zrzucanie kajdan
Mimo odstraszających kar ucieczki były podejmowane. Nie sposób wymienić tu wszystkich. Pomysłowość i przygody Polaków, którzy nie zapomnieli smaku wolności, budzą podziw. I tak Rufin Piotrowski uciekł samotnie zimą, co na Syberii wydaje się próbą samobójczą. Przeżył, chowając się przed największymi mrozami w wykopanej w śniegu jamie. Gdy dotarł na Zachód, nikt nie wierzył w jego opowieść, jednak metoda ta jest doskonale znana Indianom czy Eskimosom. Piotrowski zresztą świetnie przygotował się do ucieczki. Zapuścił brodę, aby udawać pątnika, uczył się języka okolicznych ludów, najmował się do prac sezonowych i przybliżał się do granic ojczyzny. W samotności towarzyszyła mu modlitwa połączona z zachwytem nad przyrodą. Miał świetną pamięć. Jego relacja jest wspaniałą lekturą, którą zakończył słowami:
W tym wszystkim, co w mych czteroletnich przygodach zaszło, widzę tylko zrządzenie Opatrzności, której się podobało mnie ocalić, zapewne dla ogłoszenia przed światem i dla potomności okrucieństw i męczarni, jakich za rządów Mikołaja dopuszczono na naszych rodakach, a które prawie nikomu dokładnie nie były znane. Za to więc wszystko Bogu jednemu niech będzie cześć i chwała.
Nie mniej fantastyczne przygody przeżył Jarosław Dąbrowski, który po ucieczce poruszał się przez pewien czas w Moskwie w przebraniu kobiecym. Później przebywał na kwaterze, gdzie był mile widziany jako kawaler dla córek gospodyni. Musiał uciekać, gdy został zdemaskowany przez… wróżkę, która orzekła, że jest żonaty i w niejasnych stosunkach z rządem. Później wynajął mieszkanie u starego popa, który ciągle narzekał przy nim, że nie ma szansy na zdobycie nagrody wyznaczonej za pojmanie zbiegłego katorżnika, niejakiego Dąbrowskiego. Dąbrowski po bezpiecznej ucieczce na Zachód z żoną nie omieszkał do swego byłego gospodarza wysłać listu, w którym się przyznał, kogo prawosławny kapłan gościł, i podziękował za gościnę. Inny zesłaniec, Józef Kosiński, mając 35 lat, został siłą wcielony do armii rosyjskiej, gdy wybuchło powstanie listopadowe. Zdezerterował z armii i uciekł do Francji. Powrócił do kraju, by wziąć udział w powstaniu krakowskim. Z Galicji przedarł się na Węgry i brał udział w tamtejszej Wiośnie Ludów. Schwytany po pewnym czasie uciekł. Dotarł na ziemie polskie, w chwili gdy… wybuchło powstanie styczniowe. Nie wahając się, wstąpił w szeregi powstańców. Schwytany kolejny raz, ponownie uciekł z miejsca zesłania, aby zaciągnąć się pod sztandar Garibaldiego.
„Sybiraki idą, dziegciem śmierdzą!”
Śliwowska przedstawia jeszcze jedną prawdę o uciekinierach: nikt na nich nie czeka. Powroty do kraju bynajmniej nie były radosne. Na ziemi ojczystej czekały ich zmienione warunki życia. Skonfiskowane majątki, rodzina często nieprzyznająca się do krewnego. Jan Ciszek wspomina w pamiętniku, że w 1866 roku w Krakowie witano go okrzykiem: „Sybiraki idą, dziegciem śmierdzą!”. Inny kronikarz zanotował po powrocie do kraju: „I tu się zaczęła moja prawdziwa katorga”. Społeczeństwo doskonale wypełniło powstałe luki, niczym woda zamykająca swoje odmęty bez wzruszenia i bez śladu. Nieraz sybiracy będą wspominać, że na miejscu zesłania żyło im się lepiej. W ojczyźnie często musieli iść na żebry. Dopiero ci, którzy doczekali odzyskania niepodległości, otrzymali od władz II Rzeczpospolitej wojskowe zapomogi.
Ucieczki z Sybiru to fascynująca lektura, choć miejscami gorzka. Świetne pióro autorki współgra z nieznanymi faktami, tworząc interesującą całość. Książka wydana niezwykle starannie, wyposażona w liczne materiały ikonograficzne (archiwalne zdjęcia, dawne pocztówki, ilustracje z minionej epoki). Zasługą każdej książki historycznej powinno być zwrócenie refleksji ku czasom obecnym. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Ucieczki z Sybiru to książka bardzo aktualna.
Oceń