Matka na zawsze
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Prymas całe życie w Maryi poszukiwał Matki idealnej. Budował jej wizerunek. Ta idealna Matka przede wszystkim nie opuszczała swego dziecka.

Przed laty w rozmowie z sędziwym księdzem Ignacym na temat Stefana Wyszyńskiego usłyszałem:

– Wie pan, ogromnie cenię Prymasa, rozumiem nawet jego kult Maryjny, ale nie da się ukryć, że były tam momenty przegięcia. No na przykład to oddanie narodu w niewolę Maryi. Tak dobrze znał historię Polski, a zabrakło mu wyczucia, czym dla tego narodu jest pojęcie niewoli. Polska cierpiała najpierw w niewoli zaborów, a po wojnie cierpiała niewolę sowiecką. Dlatego nie można było sięgać do pojęcia tak zohydzonego i znienawidzonego w umyśle ludzi. On był porwany pewną ideą, rozwijał pewne treści, ale nie brał pod uwagę, że słowem „niewola” rozbudzał w społeczeństwie negatywne emocje. Trzeba używać czytelnych symboli, odwołujących się do zakodowanych w człowieku skojarzeń, uczuć. Albo te hostie z wizerunkiem Maryi. Słyszał pan o tym…? To już było przekłamanie prawdy Eucharystii.

Przytaknąłem wówczas księdzu, rozmowa biegła dalej, co innego było jej głównym tematem. Rzeczywiście Maryja na hostiach, które kapłan daje ze słowami: „Ciało Chrystusa”, wydała mi się nieporozumieniem i nie widziałem potrzeby dyskutowania o tym. Rozmowa z księdzem Ignacym przypomniała mi się w czasie jednej z wizyt u Marii Okońskiej, szefowej „ósemek”, duchowych córek prymasa Wyszyńskiego. Postanowiłem powrócić do drażliwego tematu.

– Pani Mario, jak to było z tymi hostiami z wizerunkiem Maryi?

– Podarowałyśmy Ojcu sztance, zamówione u rzemieślnika w Poznaniu. Na jednej Matka Boża Jasnogórska, na drugiej Matka Boża Karmiąca, Matka Boża Wniebowzięta… Były cztery sztance Maryjne zawsze z Dzieciątkiem. Zostały zawiezione paulinom, żeby wypiekali te hostie. Tylko dla Ojca. I przez długie lata tak funkcjonowało. Dowiedzieli się o tym niektórzy księża i zaczęli szemrać. „Jak Matka Boska może być na hostiach? Przecież tam jest Chrystus”. Kiedy to doszło do Ojca, powiedział krótko: „A skąd Chrystus wziął ciało? Przeczytajcie sobie św. Tomasza: Ave verum corpus natum de Maria Virgine. „Witaj prawdziwe ciało zrodzone z Maryi Dziewicy”.

* * *

Po powrocie do domu zacząłem wertować rozważania Maryjne prymasa. Nazywał Ją Dostarczycielką ciała i krwi potrzebnej do krwawej Ofiary Chrystusa i do każdej Jego niekrwawej ofiary, która od momentu Kalwarii będzie na cześć Bożego Imienia.

„Maryja – pisał – pomagała Jezusowi w dziele Odkupienia przez to, że dostarczyła Mu niezbędnego do złożenia ofiary daru ciała. Każda ofiara musi mieć dar. Bez niego nie ma ofiary. I ten dar Maryja złożyła. Przekazała Synowi przez działanie Ducha Świętego ciało i najczystszą krew. To ciało i krew widziała na krzyżu. Mówimy nieraz: O, syn – płynie w nim krew matki. Ta sama krew spływała po krzyżu”.

Pewnie gdybym znał wcześniej ten fragment, podyskutowałbym z księdzem Ignacym, czy rzeczywiście obecność Maryi na hostiach jest fałszowaniem prawdy o Eucharystii.

Czy Maryja na hostiach zagraża swemu Synowi? Prymas często podkreślał, że Matka nigdy nie przesłoni swego Syna, ona zawsze na Niego wskazuje.

Było na pewno w polskim Kościele, kulturze, a także w nauczaniu i działalności Prymasa wiele przerostów Maryjnych, ale czy należał do nich wizerunek Maryi na hostiach? Czy nie było to uwrażliwienie na istotę prawdy o Wcieleniu Boga?

* * *

Stefan Wyszyński swoją rodzoną matkę Julię utracił w wieku dziewięciu lat. Dokładnie w tym samym wieku co Karol Wojtyła. Bliźniaczo osieroceni. Stefan Wyszyński bardziej szczegółowo przekazał we wspomnieniach wpływ matki na swoje życie religijne. Karol Wojtyła w Darze i tajemnicy zapisał dość oszczędnie:

„Matkę straciłem jeszcze przed Pierwszą komunią św., w wieku 9 lat i dlatego mniej ją pamiętam i mniej jestem świadom jej wkładu w moje wychowanie religijne, a był on z pewnością bardzo duży”.

Wspomnienia Wyszyńskiego są bardziej żywe. Przekazał wiele plastycznych szczegółów. Andrzej Micewski w biografii Prymasa opisuje scenę, w której umierająca matka nakazała synowi zbliżyć się do siebie, mówiąc: „Stefan – ubieraj się”. Chłopiec zaczął wkładać palto, myśląc, że matka posyła go po lekarstwo. Jednak ona powiedziała: „Ubieraj się, ale nie tak. Inaczej się ubieraj…”. Chłopiec był zbity z tropu, ale ojciec zapewnił, że później mu to wytłumaczy. Miał się przebrać – przywdziać szaty kapłańskie.

Matka właściwie tylko potwierdziła pragnienia syna. Sam już wcześniej postanowił zostać kapłanem. Kiedyś jako małemu chłopcu śniło mu się, że został ożeniony. Obudziwszy się, płakał tak bardzo, że nie wstał z łóżka, bo myślał, że nie będzie mógł zostać kapłanem. Nie powiedział jednak o tym nikomu.

Śmierć matki Stefan przeżył bardzo silnie. „Trudno opisać pustkę, smutek i żałość – wspominał – gdy po pogrzebie matki wróciliśmy z ojcem z cmentarza do pustego domu. Zdawało się, że ustało wszelkie życie”.

Wkrótce przeżył kolejną traumę. Ojciec obarczony pięciorgiem dzieci w 1911 roku, rok po śmierci pierwszej żony, ożenił się powtórnie, z jej przyjaciółką Eugenią Godlewską. Było to w tych okolicznościach zrozumiałe, dla dzieci jednak ta decyzja była szokiem. Dowiedziawszy się o postanowieniu ojca, poszły na grób matki i tam spędziły cały dzień. Trzeba jednak zaznaczyć, że Stefan macochę pokochał. Traktował ją jak najlepszą matkę. Niejako adoptował ją w miłości. Wzniósł się ponad rany, niemniej jednak rany pozostały, choć zrodziło się w nich nowe życie i nowa niepojęta miłość.

Stan jego duszy i psychiki w młodych latach można odczytać pośrednio z jego słów, które wypowiedział na jednym ze spotkań z księżmi w 1961 roku: „Pojechałem z prymicją na Jasną Górę, aby mieć Matkę. Matkę, która już będzie zawsze, która nie umiera. (…) Aby stanęła przy mnie w każdej mojej mszy świętej, jak stała przy Chrystusie na Kalwarii”.

Te słowa są kluczowe dla zrozumienia maryjności Prymasa.

Matka Boska była dopełnieniem matki ziemskiej, a jednocześnie ją „przekraczała”. Prymas całe życie w Maryi poszukiwał Matki idealnej. Budował jej wizerunek. Ta idealna Matka przede wszystkim nie opuszczała swego dziecka.

Kiedyś zapisał: „Chrystus powiedział, »Boże mój, Boże, czemuś Mnie opuścił?« (Mt 27,46), ale nie powiedział: Matko moja, matko, czemuś mnie opuściła?”.

Był zafascynowany spokojem Matki w obliczu męki swego Syna. Cierpiała spokojnie.

Pisał, że na Kalwarii zdarzyło się „największe ze wszystkich cierpień świata, ale był tam też największy spokój (…) w Piśmie Świętym nie ma ani jednego słowa o łzach Maryi”.

Prymas tak przylgnął do myśli o spokoju Maryi, że protestował nawet wobec obrazów Matki cierpiącej. „Nie bardzo możemy zgodzić się na emocjonalność baroku, który poustawiał na ołtarzach figury Matki Boskiej skręconej w »spiralę«”. W postawie Maryi widział wzór dla Kościoła – pośród cierpień świata ma się on nie poddawać emocjom.

Prymas niósł w sobie dwie matki. Obie kochał, ale jedna dała mu pokój, a druga swoim odejściem napełniła go bólem. Bałbym się dookreślać relacje między Stefanem Wyszyńskim, jego matką rodzoną i Matką Boską. Bałbym się wyciągać wnioski z jego zafascynowania Matką Boską Nieopuszczającą i żalu, który miał po śmierci rodzonej matki. Przypuszczam, że doskonale wiedział, iż matka, która obumiera swe dziecko, nie odchodzi dlatego, że zgasła jej miłość do niego. Wiemy, że wiele dzieci tak urazowo odbiera śmierć rodzica.

U Stefana Wyszyńskiego nie ma urazu, ale jego życie wypełnia tęsknota za MATKĄ,

KTÓRA BĘDZIE ZAWSZE.

Wszystko postawił na Maryję.

Z Nią był złączony, umierając. W Jej wizerunek był wpatrzony, Jej dziękował. 19 maja na Miodową przywieziono Obraz Nawiedzenia, kopię Obrazu Jasnogórskiego. Prymas nie mógł już zejść do kaplicy, ale następnego dnia obraz przeniesiono do pokoju chorego.

„Dziękuję Ci, Matko, że jeszcze raz przyszłaś do mnie… – przemówił. – Dziękuję ci, że 20 lat chodziłaś ze mną po Polsce. Byłaś zawsze dla mnie największą Łaską, Światłem, Nadzieją i programem mojego życia. Wiem, że nie jestem tego godzien od samego początku, ale Ty byłaś zawsze zachętą, aby wszystko postawić na Ciebie”.

Wstrząsająca była jego ostatnia rozmowa z Janem Pawłem II, 25 maja 1981 roku, na trzy dni przed śmiercią. Papież zadzwonił do niego z kliniki Gemelli.

Ledwo słyszalnym głosem Prymas mówił do Ojca Świętego: „Ojcze, ojcze, jestem bardzo słaby, bardzo… Dziękuję za różaniec, jest dla mnie pociechą. Ojcze, łączy nas cierpienie… Módlmy się za siebie wzajemnie. Między nami jest Matka Najświętsza. Cała Nadzieja w Niej…”.

Rozmowa bliźniaczo osieroconych dziewięciolatków, którzy zawierzyli Maryi.

Matka na zawsze
Jan Grzegorczyk

urodzony 12 marca 1959 r. w Poznaniu – pisarz, publicysta, tłumacz, autor scenariuszy filmowych i słuchowisk radiowych, w latach 1982-2011 roku redaktor miesięcznika „W drodze”. Studiował polonistykę na Uniwersytecie im. A...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze