Dzieci i ryby głosu nie mają
fot. alex perez / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Istotą wychowania nie jest to, by dziecko zachowywało się dokładnie tak, jak chce rodzic, ale by było samodzielne, niezależne, potrafiło sobie radzić w trudnych sytuacjach, dokonywać mądrych wyborów.

Dziecko jest podmiotem od samego początku swojego życia – wtedy, kiedy całkowicie jest zależne od swoich rodziców w realizacji własnych potrzeb, jak i później, gdy jest starsze, dojrzalsze, samodzielne. Co jednak sprawia, że niektórym dzieciom ta podmiotowość jest odbierana lub znacznie ograniczana? Dlaczego część rodziców i opiekunów zupełnie nie liczy się ze zdaniem dziecka, nie przyznaje mu prawa do posiadania własnej opinii, dokonywania nawet drobnych wyborów? Dlaczego wielu ludzi powtarza, a co gorsza w pełni podziela opinię, że „dzieci i ryby głosu nie mają”?

Czym jest podmiotowość?

Elementami podmiotowości są niezależność, indywidualność, poczucie sprawstwa, wolność wyboru. Podmiotowe traktowanie to z kolei poszanowanie autonomii, niezależności i godności drugiego człowieka. To właśnie podmiotowe traktowanie, zwłaszcza ze strony osób znaczących, sprzyja rozwijaniu się i umacnianiu poczucia naszej podmiotowości.

Rozwój człowieka to proces osiągania przez niego coraz większej niezależności, autonomii, samodzielności, dojrzałości. W pierwszych miesiącach życia dziecko funkcjonuje w ścisłej jedności ze swoimi rodzicami, zwłaszcza z matką, o czym świadczyć może to, że mimo ogromnego postępu techniki i rozwoju nauk medycznych bardzo trudno utrzymać przy życiu dzieci urodzone przed 24. tygodniem ciąży – organizm matki jest dla nich zdecydowanie najlepszym środowiskiem rozwoju. Po narodzinach możliwość dalszego przeżycia oraz rozwoju zależy od fizycznej i psychicznej obecności, jakości opieki i trafnego zaspokajania potrzeb małego człowieka przez jego opiekunów. Z chwilą, gdy dziecko zaczyna zyskiwać kontrolę nad swoim ciałem, gdy uczy się samodzielnie poruszać, a potem komunikować z innymi ludźmi, zaczyna też coraz bardziej oddalać się od rodziców – nie tylko w sensie odległości, ale też odrębności psychicznej. Rzadziej ich potrzebuje, przejmuje coraz większą kontrolę nad własnym życiem, aż do momentu, gdy uzyskuje całkowitą niezależność, jest gotowe do podjęcia życia na własny rachunek, założenia rodziny, bycia rodzicem dla własnych dzieci.

Osiąganie pełnej samodzielności i niezależności jest procesem uczenia się i rozwijania kolejnych kompetencji, zwiększaniem wymagań i oczekiwań. Dlatego tak ważne jest, by odbywało się to stopniowo, a nie poprzez nagłe wrzucenie na głęboką wodę. Dzieci wychowywane w ścisłej zależności od rodziców, wyręczane przez swoich opiekunów także w podejmowaniu decyzji i radzeniu sobie z przeciwnościami nie staną się nagle samodzielne tylko z tego powodu, że dostaną dowód osobisty i inne atrybuty człowieka dorosłego.

Żeby umieć, trzeba się nauczyć

Poczucie podmiotowości kształtować można w dziecku od najmłodszych lat. Pozwalając mu chociażby na podejmowanie różnych decyzji. Im dziecko jest młodsze, tym decyzje te będą oczywiście dotyczyć mniej ważnych spraw: Czy chce w czasie swobodnej zabawy układać klocki, czy woli rysować? Czy na spacer włoży szalik w paski, czy ten w kratkę? (Nie podlega dyskusji to, że szalik trzeba włożyć, bo dzień jest chłodny). Dokonując wyborów, dziecko uczy się, że może w coraz większym stopniu wpływać na swoje życie, a także odpowiedzialności, ponoszenia konsekwencji dokonywanych wyborów – wybierając jedno rozwiązanie, trzeba zrezygnować z czegoś innego, bo nie można mieć w jednej chwili wszystkiego. Jeśli pozwalamy dziecku na wybór, ważne jest, byśmy respektowali jego wolę, a nie stawiali go w sytuacji wyborów pozornych, w których jesteśmy w stanie zaakceptować decyzję tylko wtedy, kiedy pokrywa się z naszą.

Warto zachęcać dziecko do samodzielności, która jest źródłem poczucia satysfakcji i kompetencji. Nawet za cenę tego, że część zupy przy jedzeniu zostanie rozlana, a dziecko, stawiając pierwsze samodzielne kroki, wiele razy się przewróci. Rolą opiekuna nie jest bowiem usuwanie wszystkich przeszkód pojawiających się na drodze młodego człowieka, ale raczej zgoda na to, by pod czujnym okiem dorosłego samodzielnie mogło zmagać się z przeszkodą.

Reguły życia domowego

Aby podmiotowość dziecka mogła się właściwie rozwijać, niezwykle istotne jest nagradzanie wartościowych zachowań, chwalenie go za dobre postępowanie. Pamiętać też trzeba o właściwym traktowaniu dziecka w sytuacjach dla niego trudnych, np. wtedy, gdy je napominamy, karzemy je czy czegoś zabraniamy. Kary, nawet jeśli są surowe, nie mogą naruszać godności człowieka.

Innym niezwykle ważnym elementem w procesie kształtowania podmiotowości dziecka jest poważne traktowanie jego problemów, słuchanie go, poświęcanie mu swego czasu, udzielanie prawdziwych, rzetelnych odpowiedzi, nieoszukiwanie, niemanipulowanie dzieckiem, niewprowadzanie w błąd „bo mała/mały nic przecież jeszcze nie rozumie”. Podmiotowe traktowanie oznacza także tłumaczenie, wyjaśnianie sensu reguł, zakazów, co nie powinno z drugiej strony oznaczać zbytniego werbalizmu w kontaktach z dzieckiem, ale wyjaśnianie w krótki, konkretny sposób na miarę jego zdolności pojmowania.

Nie wolno nam też zapominać o poszanowaniu prywatności naszego dziecka. Wyrzucanie bez jego wiedzy brudnej lalki czy misia z oberwanym uchem, kamienia mającego szczególne znaczenie, bo znalezionego w niezwykłym miejscu, to przejaw braku szacunku dla ich właściciela. Rozporządzanie rzeczami dziecka, szczególnie tymi, do których jest najbardziej przywiązane, nakazywanie oddawania ulubionych zabawek innym z całą pewnością nie jest drogą do uczenia hojności.

Kształtowanie podmiotowości to również konsekwentne dbanie o przestrzeganie przez dziecko reguł życia domowego, czytelne określenie granic tego, na co może sobie pozwolić, oraz nakłanianie go do respektowania zakazów.

Potrzeba niezależności dwulatka coraz częściej doprowadza do sytuacji, w których rodzice chcą jednego, a dziecko czegoś zupełnie innego, wola dziecka przeciwstawia się woli rodzica, np. rodzic się spieszy, a dziecko chce się zatrzymywać przy każdej wystawie sklepowej, przy każdym samochodzie zaparkowanym przy ulicy; dziecko chce dostać czekoladę, gdy mama woła je na śniadanie, bawić się, gdy pora pójść spać. Dzięki stanowczej i konsekwentnej postawie rodziców dziecko rozwija w sobie zdolność do posłuszeństwa, co jest wyrazem samokontroli, panowania nad swoimi impulsami. Umiejętność radzenia sobie z ograniczeniami, możliwość demonstrowania i realizowania własnej woli przy jednoczesnym poszanowaniu woli innych – również, a może zwłaszcza wtedy, gdy jest przeciwna naszej woli, to najważniejsze doświadczenia pomagające radzić sobie z ograniczeniami w dalszym życiu.

Kto ma rację?

Na przejawy dziecięcej potrzeby autonomii opiekunowie mogą reagować w różny sposób, w zależności od przyjętego przez nich, w sposób uświadomiony bądź nie, modelu wychowania. Nietrudno tu o skrajności – złoty środek, choć najbardziej pożądany, stanowi dla rodziców największe wyzwanie.

Jedna skrajność to model, który można przyrównać do lepienia z gliny: dziecko jest formowane przez opiekunów zgodnie z przyjętymi przez nich wyobrażeniami, bez uwzględniania jego podmiotowości. W modelu tym nie ma miejsca na dziecięcą autonomię, a wszelkie jej przejawy są ograniczane, wychowanie zbliżone jest tutaj w skrajnej wersji do tresury.

Konsekwencją przyjmowania skrajnego rygoryzmu w wychowaniu jest ukształtowanie osób zależnych od otoczenia, łatwo podporządkowujących się, mających trudności z formułowaniem i wyrażaniem własnych opinii, podejmowaniem niezależnych decyzji, działaniem w sytuacjach wymagających kreatywności, autonomii. Jeśli rodzice zawsze narzucali swoją wolę, wykorzystując silniejszą pozycję w układzie dorosły-dziecko, może to prowadzić do kształtowania się u dziecka postawy zależności, bezradności, braku wpływu na otaczającą rzeczywistość, w której bierność i poddanie się są najlepszym sposobem przetrwania. Dzieci nie mają prawa głosu, powinny się dorosłym zawsze bezwzględnie podporządkować, a starsi tylko dlatego, że są starsi, są także mądrzejsi, zawsze mają rację i w wielu sytuacjach życiowych próbują udowodnić swoją przewagę nad dzieckiem. Jednak taki nadmierny rygoryzm w wychowaniu, chęć kontrolowania każdego kroku dziecka, nieprzyzwalanie na oddalanie się od rodzica, eksplorowanie świata, próbowanie i popełnianie błędów może wynikać także z nadopiekuńczości rodziców. W konsekwencji staje się ono bezradne i niezdolne do radzenia sobie z trudnościami, które z całą pewnością pojawią się kiedyś w jego życiu.

Wszystko wolno

Druga skrajność to model pozostawiania całkowitej swobody, potocznie określany jako wychowanie bezstresowe. Opiera się on na tym, że to rodzic zawsze dostosowuje się do dziecka, stara się spełniać wszystkie jego prośby, unikać wszelkich ograniczeń, nie potrafi dziecku niczego odmawiać, zabraniać. W skrajnych przypadkach pozwala dziecku traktować samego siebie jako przedmiot zaspokajania dziecięcych pragnień, oczekiwań czy wręcz żądań.

Konsekwencją takiego modelu jest kształtowanie ludzi, którzy mają poczucie niczym nieograniczonej autonomii, dla których własne potrzeby, pragnienia są najważniejszą z realizowanych wartości, a potrzeby innych ludzi, jeśli są w ogóle dostrzegane, pozostają na dalszym planie. Ludzie ci mają trudności z zaakceptowaniem obowiązujących reguł społecznych, które mogą być przez nich odczuwane jako ograniczające ich wolność (w rzeczywistości chodzi o samowolę, która z autentyczną wolnością ma niewiele wspólnego), prawo do samorealizacji.

Ten model wychowawczy może wynikać z dwóch różnych źródeł. Po pierwsze, ze świadomie przyjmowanej przez rodziców koncepcji wychowania (czasem jest to reakcja na skrajny rygoryzm, którego dorośli doświadczyli w swoim dzieciństwie). Po drugie, z bezradności rodzicielskiej rodziców, którzy z różnych przyczyn rezygnują z roli wychowawców, doświadczają porażek w jej wypełnianiu, bo sami nie mają dobrych wzorców, z których mogliby czerpać, nie potrafią poszukiwać pomocy w doświadczanych trudnościach, nie podejmują samowychowania i nie dbają o własny rozwój gotowości do podjęcia roli rodzicielskiej, nie zastanawiają się nad tą rolą i nad tym, jak ją wypełniają. Tak, jakby zakładali, że dzieci wychowują się same, wystarczy, że damy im dach nad głową, ubranie (najlepiej renomowanych firm), jedzenie, dostarczymy edukacyjne zabawki i zapiszemy na różne zajęcia dodatkowe.

Dzieci, w których dorośli kształtują i wspierają poczucie własnej podmiotowości, uczą się, jak być równorzędnym partnerem w interakcjach z innymi. Zachowują poczucie poszanowania dla siebie i innych ludzi, z którymi współistnieją nie na zasadach dominacji, walki czy uległości, ale wzajemnego dopasowania się, z przekonaniem, że każda ze stron relacji jest ważna i wartościowa oraz że wnosi wkład w budowaną relację. Wychowywane zgodnie z tym modelem dziecko doświadcza, że ono i jego potrzeby są ważne, ale rodzic i jego potrzeby są nie mniej istotne, obydwoje są tak samo godni szacunku, bo podmiotem jest zawsze człowiek i ten zupełnie mały, i ten duży, i ten zdrowy, i ten chory, ten z ograniczeniem sprawności i ten w pełni sprawny. Podmiotowe traktowanie człowieka jest bowiem bezwarunkowe, nie wynika z jego wieku ani z pozycji społecznej, nie jest też efektem jego zachowania.

Nie jest nam łatwo, gdy nasze dziecko się buntuje, odmawia spełniania próśb, upiera się przy swoim zdaniu. Ale powściągając swoją irytację, zastanówmy się, jak będzie funkcjonować w dorosłym życiu, jeśli się nie nauczy odmawiać, dokonywać wyborów, gdy będzie się zgadzało na wszelkie propozycje, spełni wszystkie oczekiwania? Istotą wychowania nie jest bowiem to, by dziecko zachowywało się tak, jak chce rodzic, ale by było samodzielne, niezależne, potrafiło sobie radzić w trudnych sytuacjach, dokonywać mądrych wyborów, by w dalekiej perspektywie nie potrzebowało opiekuna, a w jeszcze dalszej potrafiło być dla tego opiekuna źródłem pomocy i wsparcia.

Dzieci Nieba

Dlaczego niektórzy rodzice przedmiotowo traktują swoje dzieci?

Być może dlatego, że to najlepiej znany im model relacji międzyludzkich, być może sami byli/są przedmiotami – żonami, córkami, mężami, pracownikami, petentami, pacjentami itd. Przedmiotowe traktowanie jest też efektem panoszenia się kultu konsumpcjonizmu i dóbr materialnych. Przedmiotowo traktujemy nie tylko swoje dzieci, ale też innych ludzi w ogóle. Marzymy o domku z ogrodem, luksusowym samochodzie, telewizorze plazmowym i ładnie ubranym, rozkosznym dziecku o jasnych włosach, które tak pięknie dopełni ten obraz. Czasem dziecko jest bardzo cennym przedmiotem, o który dbamy z najwyższą starannością, a czasem przeciwnie – przeszkodą stojącą na drodze do kariery, samorealizacji, bo wymaga przecież tak dużo czasu i zaangażowania. Zapominamy, czy też słabo sobie uświadamiamy, że dzieci nie są nam dane na własność, że są raczej nam zadane, że będą z nami – rodzicami przez jakiś czas, a później opuszczą gniazdo, pójdą własną drogą, my zaś mamy pomóc im się do tego przygotować, mamy je wypuścić w świat, a nie zatrzymywać dla siebie. Dzieci nie wychowujemy przecież dla siebie, ale raczej dla nich samych, dla świata, społeczeństwa, a z perspektywy wierzących – dla Nieba.

Dzieci i ryby głosu nie mają
Karolina Appelt

urodzona w 1976 r. – psycholog, pracuje w Zakładzie Psychologii Socjalizacji i Wspomagania Rozwoju w Instytucie Psychologii UAM w Poznaniu. Wspólnie z mężem wychowuje trzech synów i córkę....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze