Rozpoczyna się rok akademicki i w związku z tym jestem trochę w żałobie, bo to kolejny rok, w którym moja obecność na uczelni będzie minimalna. A ciągnie wilka do lasu, oj ciągnie… Dlatego, szanowni Czytelnicy, przygotujcie się na to, że ten tekst będzie miał charakter wybitnie akademickich rozważań. Co – jeśli wierzyć słownikom – oznacza, że będzie „teoretyczny i niemający związku z rzeczywistością”. Swoją drogą Polska to dziwny kraj. Jedyny znany mi, w którym wśród podstawowych, utrwalonych w uzusie językowym skojarzeń z nauką jest… oderwanie od rzeczywistości. Ale nie czas teraz na analizowanie, co od czego jest właściwie w tym kraju oderwane. Może zresztą to skojarzenie jest wygodne dla samych naukowców, zwalnia ich bowiem skutecznie z obowiązku kształtowania rzeczywistości i pozwala bezkarnie bujać w obłokach. Nie marudzę. Przeciwnie – zamierzam z tej bezkarnej niszy oderwanej akademickości skorzystać na bezczelnego.
Miniony miesiąc przyniósł w mediach – jak to było do przewidzenia na początku roku szkolnego – serię diagnoz i komentarzy dotyczących religii w szkole. A że tendencja do wypisywania się z katechezy rośnie, to można było grzać temat. W zależności od światopoglądowej orientacji oraz miejsca siedzenia, fakt ten przyjmowany jest albo z ulgą, albo ze zgrozą, albo jest bagatelizowany, albo też nie jest w ogóle przyjmowany do wiadomości. Przy okazji –
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń