Żyjemy w kulturze, w której nauczyliśmy się rozmawiać o sobie i swoich emocjach. Mamy większe zapotrzebowanie na towarzyszenie, ponieważ wiemy, że takie rozmawianie jest pożyteczne i pomaga.
Rozmawiają ks. Grzegorz Strzelczyk i Roman Bielecki OP
Czy używa ksiądz w stosunku do siebie określenia „kierownik duchowy”?
Ostrożnie, bo w języku polskim ten termin ma swoje konotacje. Mówimy o kimś, że jest kierownikiem, mając na myśli, że o czymś decyduje i za coś bierze odpowiedzialność. I jeśli takie rozumienie przeniesiemy na duchowość, to zaczynamy ustawiać rzeczywistość w kluczu: jeden kieruje, a drugi jest kierowany – a to jest groźne.
Dlaczego?
Bo osoby, które mają potrzebę dominacji, a takich jest sporo, bardzo chętnie biorą się za urządzanie innym życia. A to w połączeniu z autorytetem duchownego daje gigantyczną władzę, zwłaszcza nad osobami, które chcą ją oddać. I w prostej linii może prowadzić do patologii.
W takim razie, skąd pomysł na coś takiego jak kierownictwo?
Jeżeli przyglądamy się dynamice własnej duchowości i towarzyszącym jej emocjom, to w obiektywnej ocenie naszego stanu pomocne jest spojrzenie z zewnątrz. Dlatego jeśli komuś zależy na tym, żeby jego relacja z Bogiem rozwijała się na tyle, na ile jest to możliwe, wówczas będzie korzystać ze wszystkich dostępnych środków. Nie tylko z tych, które są konieczne, ale także z tych, które są niekonieczne, ale pomocne.
A jakie są te podstawowe?
Uczestnictwo we mszy świętej i innych sakramentach, modlitwa, lektura Ewangelii. To jak najbardziej pomaga i działa. Kierownik duchowy nie jest do zbawienia koniecznie potrzebny.
Więc może wystarczyłaby zwykła spowiedź?
Do zbawienia – tak. Do pogłębionego życia duchowego – już nie. Spowiedź jest sakramentem, którego skutkiem jest odpuszczenie grzechów. I zasadniczo chodzi w niej o to, żeby je wyznać i doświadczyć Bożego miłosierdzia. Natomiast jeśli chcemy, żeby nawrócenie było trwałe, głębokie, skuteczne, rozwijało człowieka i zbliżało go do Boga, to warto je uzupełnić elementami wspierającymi, na przykład ascezą, modlitwą czy właśnie pomocą drugiej osoby.
Dalej się zastanawiam, czy to, o czym ksiądz mówi, nie zmieściłoby się w zakresie spowiedzi.
Wtedy tak naprawdę przesuniemy ją w stronę kierownictwa, a tu chodzi o coś innego. Do spowiedzi idziemy, kiedy zgrzeszymy. A kierownictwo ma największe znaczenie w budowaniu codziennej relacji z Bogiem. I stąd w pierwszej kolejności nie jest ono nastawione na grzech.
Dla kogo jest ta propozycja? Chodzi o bardziej rozmodlonych, pobożnych, zaangażowanych w życie Kościoła, a może każdy powinien mieć swojego kierownika?
Bądźmy realistami. Gdyby wszyscy chcieli mieć swojego kierownika, to musielibyśmy do tej roli wyznaczyć co dwudziestą osobę w Koś
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń