Ona będzie mówić na nią „ta druga”, „dziewczynka udająca kobietę”, „ona” albo „flama”. Nigdy nie zwróci się do niej po imieniu i nigdy jej nie zaakceptuje. Woli mówić przez nią, ponad nią, jakby jej nie było. Jakby była tym, czym jest w istocie – błędem – tylko wciąż to do niej nie dociera. Ona (czyli „ta druga”) z kolei nigdy nie powie do niej „mamo”, zawsze „proszę pani”. Tak serca kobiece poróżnić może tylko mężczyzna, a on był nie byle jaki. Dwudziestokilkuletni, o twarzy anioła, chłopięcym ciele. Dla obu: Krzyś. Miłość życia każdej z nich. Dla obu: największy współczesny poeta. Pierwsza kobieta ma na imię Stefania, druga Barbara. Obie noszą nazwisko ukochanego mężczyzny, przez którego muszą się zamienić miejscami w hierarchii: Baczyńskie.
Taka miłość jest jedna
Krzysztof Kamil Baczyński unieśmiertelnił w swojej poezji ukochaną Basię, ale to Stefania ich przeżyje. Katarzyna Zyskowska w Szklanych ptakach rozpisuje miłości poety na trzy głosy: zaborczej matki, żony oraz samego Krzysztofa. Życie w tym trójkącie jest niezwykle bolesne. Każda z kobiet chce mieć „swojego” mężczyznę dla siebie. I tylko Krzysztofowi się wydaje, że będzie w stanie sprawiedliwie podzielić swoje serce na równe części: „(…) przebywanie z nią w jednym pokoju odbiera mi apetyt. Mówi, że zachowuję się nieodpowiedzialnie, że te zaręczyny to nonsens i nie przyjmuje ich do wiadomości. Mam wyrzuty sumienia, ale czekam, aż złość jej minie – zawsze mija – i tłumaczę, że uczucie do Baśki nic między nami nie zmieni. Wciąż kocham matkę najczulszą, pełną nabożnego uwielbienia miłością i nikt nam tego nie odbierze, nikt nie zajmie jej miejsca”. Katarzyna Zyskowska przebiła się przez mit znanego ze szkolnych podręczników Baczyńskiego, przez powstańczą wzniosłość i świecką aureolę zmarłego tragicznie geniusza słów, aby wydobyć te, które stały w jego cieniu. Szklane ptaki to trzy równorzędne, ułożone zazwyczaj chronologicznie głosy, które mówią, że taka miłość jest jedna. Tylko która? Miłość matki do syna, ta pierwsza w kolejności. Stefania Baczyńska kocha swoimi lękami, zranieniami, które autorka świetnie zamyka w jednym zdaniu: „Nie powinno być trumien w takim rozmiarze”. Pod piórem Zyskowskiej starsza pani Baczyńska wychodzi z cienia i przemawia niezwykle mocno. Swoją mroczną dewocją, depresją, zaborczością. Jednocześnie udało się (i to uważam za najcenniejsze) wiarygodnie oddać portret psy
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń