Poleciałem do Wenecji, żeby czytać wiersze. Ale bycie zaproszonym do czytania niekoniecznie znaczy tyle, co chcieć czytać. Potrzeba czegoś jeszcze i czułem wyraźnie, że mam więcej niż jeden powód, żeby lecieć.
Pierwszy – i nie obchodzi mnie, jeśli ktoś odbierze to jako egzaltację – to poczucie, że umieram. Nie tak, jak ktoś, komu za chwilę nowotwór odetnie życiodajne kanały, kto za chwilę złapie się za serce i upadnie. Chodzi mi o znaki stopniowego wykluczania z życia. O coś takiego, co wielki poeta Camillo Sbarbaro wypowiedział w wierszu: „ojcze, który codziennie powoli umierasz i zdradza cię umysł”. Czuję, że jest to właśnie taki moment w moim życiu, i nie mam potrzeby tłumaczyć się z tego. Ma to coś wspólnego ze Śmiercią w Wenecji – ze świadomością, że świat jest tym boleśniej piękny, im bardziej go nie obchodzisz. Z zadziwieniem, że wszystko zaczęło się krzyżować ze wszystkim, wszystko niskie i zawstydzające ze wszystkim usankcjonowanym i wzniosłym, wszystko, co publiczne, ze wszystkim, co intymne. Tak czy inaczej czuję, że umieram, nawet jeśli śmierć może przyjść za dwadzieścia czy trzydzieści lat. Z takim poczuciem, pod pretekstem czytania wierszy, chciał
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń