Pierwszy List do Koryntian
5 niedziela wielkiego postu, 17 marca 2013 roku
Bóg ma miłosierdzie dla każdego. Bez wyjątku. Dla tych, którzy przychodzą kamienować, i dla tych, którzy pod kamieniami mają upaść. Dla tych, których dopiero co przyłapano na grzechu, i dla tych, którym wina zawsze będzie się wydawać odległa. Miłosierdzie dla złych i dobrych, dla katów i ofiar, dla rokujących i beznadziejnych, dla upadających i wyprostowanych.
Przyjąć miłosierdzie Boże to znaczy przyjąć samego siebie w całkowitej prawdzie o miłości, którą Bóg cię obdarza. Jest to zarazem akt największego miłosierdzia, jakiego możesz doświadczyć tu na ziemi. Uciekanie się do Bożego miłosierdzia nie może być ucieczką od siebie. Miłosierdzie to droga powrotu do własnego życia.
Miłosierdzia dostąpili niedoszli oskarżyciele kobiety cudzołożnej, gdy przez ich krzyk oburzenia przebił się w końcu głos Miłosierdzia: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień” (J 8,7). To jest miłosierdzie uwalniające od pobożnego kłamstwa o własnej bezgrzeszności i sprawiedliwości. To wyzwolenie z przymusu świętego oburzania się grzechami innych. To usunięcie przymusu śledzenia historii upadków i potknięć drugiego. Niedoszli oprawcy odchodzą wolni bez ściśniętych w pięści kamieni pogardy i osądu. Wracają do siebie, do własnego życia, biorąc odpowiedzialność za niejedno zło, które stało się ich udziałem na tym świecie.
Miłosierdzia dostąpiła kobieta, której grzech był niewątpliwy: zbyt wielu widziało, zbyt wielu słyszało, zbyt wielu opowiadało. Wobec krzyku pogardy miłosierdzie przyszło do niej odarte ze słowa – w milczeniu. Wobec ludzi bezwstydnie wpatrujących się w nią – pozostawioną na środku – miłosierdzie przyszło, nie podnosząc na nią oczu. Nie było pocieszenia, przytulenia, łagodzenia. Była sama obecność. Niewzruszona, pewna, solidarna.
Potrzebujemy miłosierdzia przenikniętego milczeniem, gdy krzyk oskarżeń wokół nas i w nas samych się wzmaga. Miłosierdzia, które zamyka usta oprawcom, ale także leczy nasze samousprawiedliwienia. Potrzebujemy miłosierdzia, które jest samą obecnością, zwłaszcza gdy inni się od nas odsuwają albo my porzucamy samych siebie.
I potrzebujemy tego miłosiernego posłania do życia: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz” (J 8,11). Nie stój, nie zatrzymuj się, nie cofaj się! Żyj tak samo odważnie, jak odważnie pokochano ciebie. Powróć do życia, wróć do siebie!
Oceń