Człowiek, który był Benedyktem XVI
fot. sunsuma L4to / UNSPLASH.COM

Człowiek, który był Benedyktem XVI

Oferta specjalna -25%

List do Rzymian

0 opinie
Wyczyść

Jak opisać status Benedykta XVI po godzinie dwudziestej ostatniego dnia lutego tego roku? Nie będzie żadnym papieżem seniorem, czy też jakimś wicepapieżem. Papieża po prostu nie będzie.

Papież może mieć oczywiście różne prywatne opinie. Gdy jednak mówi […] jako najwyższy pasterz Kościoła, ze świadomością własnej odpowiedzialności, wtedy mówi coś nie od siebie, nie mówi czegoś, co mu właśnie przyszło do głowy. Wie on wtedy, że działa z wielką odpowiedzialnością i równocześnie pozostaje pod ochroną Pana. Wie on, że nie wiedzie Kościoła na manowce poprzez swoje rozstrzygnięcia, lecz że w ten sposób zapewnia jedność Kościoła z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością” – to słowa Benedykta XVI z jego książki Światłość świata, które są – moim zdaniem – bardzo dobrym komentarzem do jego decyzji o zrzeczeniu się swego urzędu.

Oświadczenie Benedykta XVI, które złożył 11 lutego wobec Kolegium Kardynalskiego, nie było aktem człowieka starego i zmęczonego, któremu nie chce się już pełnić trudnej misji. To była decyzja podjęta w sposób odpowiedzialny, w sumieniu przed Bogiem, poprzedzona długim modlitewnym rozeznaniem, dla dobra Kościoła. Papież uzyskał moralną pewność, że w tej decyzji „pozostaje pod ochroną Pana”, czyli pełni Jego wolę, a nie swoją. Patrzmy na tę sytuację z wiarą, że Benedykt XVI wypełnił wolę Bożą, przyjmując urząd Piotrowy, i że pełni ją także teraz, po ośmiu latach, gdy zrzeka się tegoż urzędu. Kościół przewidział taką możliwość w swoim prawie: „Gdyby się zdarzyło, że Biskup Rzymski zrzekłby się swego urzędu, to do ważności wymaga się, by zrzeczenie zostało dokonane w sposób wolny i było odpowiednio ujawnione; nie wymaga zaś niczyjego przyjęcia” (KPK, kan. 332). A jeśli Kościół to przewidział, to nie dla czyjejś wygody, ale by lepiej odczytywać Boże plany dla dobra Kościoła.

Jak opisać status Benedykta XVI po godzinie dwudziestej ostatniego dnia lutego tego roku? Nie będzie żadnym papieżem seniorem czy też jakimś wicepapieżem. Papieża po prostu nie będzie do czasu, aż konklawe wybierze nowego. Będzie natomiast kardynał Joseph Ratzinger, emerytowany biskup Rzymu. Chociaż bycie kardynałem też jest jakoś problematyczne, gdyż zapewne Ratzinger nie będzie uczestniczył w kardynalskich zebraniach zwoływanych przez nowego papieża. Być może zdrowie pozwoli mu opublikować jeszcze jakąś książkę, ale można przypuszczać, że nie będzie chciał tego zrobić, aby nie wzbudzać medialnego szumu wokół siebie, co mogłoby być krępujące dla Stolicy Apostolskiej.

Wielu porównuje Benedykta XVI z Janem Pawłem II, który w ciężkim stanie zdrowia trwał na swym urzędzie do końca. Te porównania nie mają sensu, jeśli opierają się na założeniu, że skoro postąpili inaczej, to któryś z nich musiał postąpić źle. Papież ma szukać, znajdować i pełnić wolę Boga, a Bóg nie jest schematyczny. To, co było dobre w przypadku Jana Pawła II, wcale nie musiałoby być dobre w przypadku jego następcy. Niedołężność, umieranie Karola Wojtyły przyniosło paradoksalnie wiele duchowego dobra. Sam Benedykt XVI stwierdził, że w tamtym czasie zobaczyliśmy, iż „Kościół może być kierowany przez cierpienie i że właśnie przez cierpienie Kościół dojrzewa i żyje”. Ale w przypadku Benedykta XVI prawdopodobnie tak by nie było. Jan Paweł II od początku umiał przemawiać ciałem, gestem – żywiołem Benedykta XVI było natomiast słowo, i to raczej słowo pisane niż mówione.

Benedykt XVI rozeznał przed Panem, że „aby kierować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha”. To słowa o wielkim, powiedziałbym, prorockim znaczeniu. Zmieniają bowiem w jakimś stopniu rozumienie roli urzędu papieskiego. Wierzę, że ta zmiana została zaplanowana przez Bożą Opatrzność. Oczywiście papież nie jest i nie będzie kimś w rodzaju prezesa wielkiej międzynarodowej firmy. Jest Namiestnikiem Chrystusa, znakiem i gwarantem jedności Kościoła. Ale w dzisiejszym szybko zmieniającym się świecie Biskup Rzymu musi bardziej niż kiedykolwiek orientować się w sytuacji, trzymać rękę na pulsie, a to wymaga wielu sił duchowych i fizycznych.

Odejście Benedykta XVI prowokuje też do pytania o kondycję Kościoła. Najpierw jednak należy zapytać o kondycję świata i ludzkości. W jakiej sytuacji znalazła się ziemska cywilizacja? Od odpowiedzi zależy ocena Kościoła i jego misji w świecie. Niewątpliwie jednym z poważnych problemów jest agresywna laicyzacja, która rzuca hasła nowego człowieka i nowego społeczeństwa. Jej znakami firmowymi są: aborcja, antykoncepcja, eutanazja, eksperymenty na embrionach ludzkich, uznanie płci za rzecz całkowicie zależną od ludzkiego widzimisię, redefinicja małżeństwa i rodziny poprzez wprowadzanie tzw. małżeństw homoseksualnych, coraz dalej idąca kontrola państwa nad wychowaniem dzieci itp. Ale to nie jest tylko problem Kościoła. To jest kłopot ludzkości, która może w ten sposób wpędzić się w cywilizacyjny kryzys.

Niektórzy mówią, że wraz z Benedyktem XVI kończy się pewna epoka w Kościele. Benedykt był ścisłym współpracownikiem i – pomimo różnic – kontynuatorem myśli i działań Jana Pawła II. Nowy papież może być inny. Nie, nie chodzi o to, co przepowiadają różni niepoważni komentatorzy, że przyjdzie jakiś purpurat nowinkarz „Kościoła otwartego” i wprowadzi rozwody i małżeństwa gejów. Chodzi raczej o styl sprawowania rządów i rozłożenie akcentów w nauczaniu. No cóż, pożyjemy, zobaczymy.

Człowiek, który był Benedyktem XVI
Dariusz Kowalczyk SJ

urodzony w 1963 r. – jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej, profesor Wydziału Teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze