Dla dobra Kościoła
fot. bekky bekks / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Nerw święty. Rozmowy o liturgii

0 opinie
Wyczyść

Decyzja Benedykta XVI o zakończeniu papieskiej posługi to swego rodzaju katecheza – chyba najważniejsza z tych w Roku Wiary.

Papież zrobił nam małą niespodziankę” – powiedział dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej podczas spotkania z dziennikarzami, gdy na gorąco próbował wyjaśniać decyzję Benedykta XVI o zakończeniu posługi Biskupa Rzymu. Jak należało przypuszczać, wiadomość wywołała burzę medialną, prowokując lawinę pytań i komentarzy. Trudno się dziwić, gdyż z całą pewnością takiego scenariusza nikt wcześniej nie przewidywał. Do grona najbardziej zaskoczonych należą jednak ci, którzy w Benedykcie chcieli widzieć konserwatywnego starca, eliminującego myślących inaczej, lub żądnego władzy polityka, którego jedynym pragnieniem miało było pociąganie za sznurki. Oczywiście, w decyzji papieża można się doszukiwać drugiego dna: że zdezerterował, że to powody zdrowotne, że został przymuszony, że to wynik wewnętrznych intryg w Watykanie. Można – tak jak we Włoszech, jeszcze tego samego dnia (sic!) – wziąć udział w giełdzie nazwisk i spekulować, kto będzie kolejnym Biskupem Rzymu i czy będzie nim Włoch. Tylko po co? Czy nie warto dać wiarę jego słowom, że decyzję podjął „w pełni wolny, dla dobra Kościoła, po długim namyśle, po przyjrzeniu się, wobec Boga, swojemu sumieniu, w pełni świadom powagi tego czynu”? A może to po prostu błędne koło, w które po raz kolejny chcą nas wpędzić specjaliści od Kościoła, medialnie wymuszając na papieżu zadania – społeczne, polityczne czy jakiekolwiek inne – które po jakimś czasie z lubością, publicznie będą krytykować? Benedykt XVI tymczasem w sposób konsekwentny, pokorny i subtelny próbował i nadal próbuje pokazać, że misja biskupa Rzymu, bycie następcą apostoła Piotra, nie może się skupiać wyłącznie na osobie. Jego decyzja o rezygnacji to swego rodzaju katecheza – chyba najważniejsza z tych w Roku Wiary – jak w lepszej perspektywie widzieć i rozumieć Kościół zbudowany na fundamencie apostołów. W medialnym jazgocie łatwo zagubić owe subtelności i skupić się na sprawach absolutnie drugorzędnych.

Il Papa, il papà

Myśląc o rezygnacja papieża, wciąż mam w pamięci początek homilii, którą przed rokiem (a zatem jeszcze przed pielgrzymką do Meksyku i na Kubę) wygłosił w jednej z parafii na przedmieściach Rzymu. Benedykt XVI, po serdecznym i żywiołowym przywitaniu, powiedział, odchodząc od tekstu oficjalnego (co się rzadko zdarzało): „Jesteśmy naprawdę Bożą rodziną i to, że w papieżu (il Papa) widzicie także ojca (il papà), jest dla mnie rzeczą piękną, która dodaje mi odwagi. Jednakże powinniśmy teraz pamiętać, że papież nie jest ostatnim odniesieniem. Ostatnim odniesieniem jest Pan. Szukajmy Pana, by dostrzec, by zrozumieć cokolwiek – na ile to możliwe – z przesłania tej drugiej niedzieli Wielkiego Postu” (tłum. DJ).

Ten spontaniczny wstęp do homilii stanowi, w moim przekonaniu, klucz do całego pontyfikatu i posługi, jaką przez osiem lat, w sposób całkowicie oddany, Benedykt XVI pełnił: poszukiwanie Pana jako ostatniego odniesienia do życia Kościoła, do życia każdego człowieka. Z tego obowiązku, oczywiście, nie wykluczył samego siebie, o czym mogą zaświadczyć mądre i przemyślane wystąpienia, często niestety interpretowane powierzchownie i stereotypowo. Wystarczy wspomnieć niewygłoszony dyskurs na rzymskim uniwersytecie La Sapienza, kiedyto w styczniu 2008 roku władze uniwersytetu odwołały spotkanie z papieżem z powodu protestów wykładowców i studentów, czy słynny wykład z Ratyzbony, którego niezrozumienie, w moim przekonaniu, przede wszystkim spowodowane było brakiem woli. Krytycy wystąpienia słusznie zwrócili uwagę na niedociągnięcia w kwestiach metodologicznych – papież posłużył się nie do końca prawdziwym obrazem islamu, odwołując się do bizantyjskiego cesarza z XV wieku Manuela II Paleologa – lecz problem ten przyćmił zasadnicze przesłanie wywodu papieża.

Bez obaw, nie zamierzam porywać się w tym miejscu na całościową ocenę pontyfikatu, bo na to po prostu za wcześnie, nie chcę też twierdzić, że nie było żadnych problemów. Były. I to cała masa. Lecz jeśli czekamy na nowego papieża, który wszystkie trudne sprawy rozwiąże jednym pstryknięciem palca, który zaspokoi oczekiwania nasze i innych – tak naprawdę zwalniając nas z konieczności nawrócenia oraz wzięcia odpowiedzialności za Kościół – to obawiam się, że stawiamy przed Duchem Świętym zadanie nie do wykonania.

Benedykt XVI jako wytrawny teolog i doskonały znawca skomplikowanej historii chrześcijaństwa – jak wiadomo, nie zawsze chwalebnej – chciał być papieżem „przezroczystym”, ojcem „troszczącym się o wszystkie Kościoły” (por. 2 Kor 11,28). Być może owa transparencja oraz wyczuwalne skupienie na Bogu sprawiły, że pożegnanie, które zgotowano mu w Środę Popielcową, było tak wzruszające. Nie tylko dlatego że odbyło się bez słów, lecz także dlatego że podobnie jak wielokrotnie wcześniej, widać było zakłopotanie, gdy papieża próbowano umiejscowić w centrum. W istocie Benedyktowi nie zależało na tym, by być liderem stojącym ponad prawem i ponad głowami innych, choć pewnie bez trudu mógł to osiągnąć. Wręcz przeciwnie, pokazywał, że jako papież znajduje się po tej samej stronie, co pozostali w Kościele, że jest „pierwszym spośród równych” (primus inter pares), że szanuje i respektuje przepisy kościelne, choćby te odnoszące się do procesu kanonizacji Jana Pawła II czy sposobu funkcjonowania już po złożeniu rezygnacji. Nie był typem przywódcy zainteresowanym wyłącznie sprawnym funkcjonowaniem kościelnej administracji, lecz – trawestując jego własne przemówienie skierowane do kapłanów w Warszawie w 2006 roku – chciał być specjalistą od spotkania człowieka z Bogiem, a nie ekspertem w sprawach ekonomii, budownictwa czy polityki. Zwracał przy tym uwagę, by ani swoją osobą, ani urzędem nie przesłaniać Tego, którego na ziemi miał zastępować. Jedynie w tej perspektywie można właściwie odczytać jego samego i zrozumieć wiele z jego posunięć – bez oceny czy to dobrze, czy nie, na którą przyjdzie stosowny czas – by wspomnieć dla przykładu korekty liturgiczne, jakie pojawiły się w celebracjach papieskich, jak krucyfiks na środku ołtarza (czy raczej wspólna modlitwa ad crucem).

Upadek Kościoła?

Decyzja Benedykta XVI o zakończeniu posługi Biskupa Rzymu z całą pewnością przejdzie do historii. Na tę „małą niespodziankę” można spojrzeć po ludzku, szukając sensacji i prostych wyjaśnień. Wydaje się jednak, że w decyzji papieża warto dostrzec coś znacznie więcej – katechezę o Kościele oraz głęboką ufność w Boże prowadzenie.

Niektórzy wieszczą upadek Kościoła i świata, zwłaszcza za sprawą tego pontyfikatu. Czyż w podobnej (jeśli nie gorszej) sytuacji nie znajdował się Augustyn z Hippony – jakże ważny dla Benedykta XVI – zwłaszcza wtedy, gdy czuł na sobie oddech wdzierających się Wandalów? Warto jednak pamiętać, że po niemal szesnastu wiekach wciąż zachwycamy się geniuszem Augustyna i czytamy jego dzieła …

Dla dobra Kościoła
Dominik Jurczak OP

urodzony w 1980 r. – dominikanin, rekolekcjonista, liturgista, absolwent teologii UPJPII, doktor nauk liturgicznych Pontificium Institutum Liturgicum, wykładowca w Papieskim Instytucie Liturgicznym (Anselmianum) i w Angelicum, od marca 2023 r. dziekan Wydziału Teologicznego...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze