Pierwszy List do Koryntian
Prawda – aby wyzwalała – w sposób konieczny musi się łączyć z dobrem, inaczej prowadzi jedynie do obnażenia, pozbawienia kogoś czci i dobrego imienia. Mówiąc krótko – staje się donosem.
„Opinia jest królową, a plotka – jej służącą” – mówi jeden z aforyzmów. Opinia to specyficzny typ informacji. Mniej mówi o faktach, a więcej o stosunku mówiącego do nich. Nic dziwnego, skoro każdy ma mniejszą bądź większą potrzebę demonstrowania swojego stosunku do świata, w tym do konkretnych osób. Czasami nasza opinia uzasadniona jest tym, co wiemy. Czy jednak trzeba o kimś wiedzieć wszystko, aby mieć o nim prawdziwą opinię? Czy ujawnienie każdej prawdy jest dobre, korzystne i pożądane? „Nie wierz jakiejś rzeczy, dlatego, że jest kolportowana” – pisał Edward Stachura w Mszy wędrującego. Żyjemy w czasach kolportażu informacji: sprawdzonych i niesprawdzonych; w czasach, gdy każdy, kto ma wystarczające technologiczne możliwości, może upowszechniać swoją „prawdę” o ludziach i o świecie, często nie dbając zupełnie o to, jakie będą tego konsekwencje. Niegdyś ogromna większość społeczeństwa musiała się zadowolić tym, że przekaz własnej opinii o świecie bądź drugim człowieku trafi co najwyżej do sąsiada, do kogoś w rodzinie lub do przyjaciela. Dzisiaj każdy może być „opiniotwórczy”. I chciałoby się dodać – niestety!
Francuski dominikanin François Boespflug pisze: „Europejczycy wywodzą się […] ze społeczności, która bardzo ściśle trzymała się własnych zasad w kwestii mówienia o Bogu. Wstrzemięźliwość w tym względzie uznawana była za pożądaną przez wszystkich jej członków, od najwyższych do najniższych szczebli drabiny społecznej”. Wstrzemięźliwość w mówieniu o Bogu jest symptomatyczna dla szerszego zjawiska w kulturze europejskiej, jakim jest przekonanie o szczególnej mocy słowa. Słowo jest stanem pośrednim między myślą a czynem i w jakiś sposób uprzedza to, o czym mówi. Dlatego Bóg mówił do Izraelitów: „Kładę dziś przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo” (por. Pwt 30,19). Wybór między słowem a słowem jest wyborem między dobrem a złem, między grzechem a cnotą, między życiem a śmiercią. Ten wybór dokonuje się ciągle, także wtedy, gdy się znieważa, obmawia czy plotkuje. Tego wszystkiego nie robi się – w sensie teologicznym i moralnym – „bezkarnie”, nawet jeśli współczesne technologie w dużej mierze pozwalają pozostać anonimowym i uniknąć odpowiedzialności. Ze wszystkich śmiercionośnych grzechów dwa wydają się dzisiaj najbardziej popularne i pociągające: obmowa i plotka.
Przeciwko miłości i prawdzie
Moralista ks. Stanisław Witek definiuje obmowę jako „ustne ujawnienie cudzego zła indywidualnego, nieuzasadnione koniecznością społeczno-moralną”. Popełnienie grzechu obmowy wymaga więc spełnienia trzech elementów. Po pierwsze, to, co jest przedmiotem obmowy, musi być prawdziwe. Obmowa różni się tym od pomówienia, oszczerstwa, zniesławienia, znieważenia, oczerniania czy szkalowania, że jej przedmiotem jest prawda, podczas gdy w pozostałych przypadkach – jest nim niesłuszne zarzucanie komuś jakiegoś zła, o którym wiemy, że się nie wydarzyło, bądź zła jedynie podejrzewanego – i to w celu skompromitowania tej osoby w oczach innych. Obmowa nie jest więc kłamstwem, lecz mówieniem prawdy, ale tej części prawdy o drugim człowieku, która obnaża jego zło, grzech, nieprawość czy błąd. Mówiąc krótko: obmawiamy wtedy, gdy chcemy, by ktoś się dowiedział o kimś bolesnej prawdy: by wyszło na jaw, kto z kim spał, co ukradł, na kogo doniósł, słowem – jakie na nim ciążą grzechy przeszłości.
Po wtóre, aby mogło dojść do obmowy, rozgłaszane zło nie może być innym wcześniej znane. Obmową nie jest powtarzanie wiadomości o cudzym złu, jeśli wiedza o nim jest powszechna. Nie chodzi też o ogólną wiedzę o jakimś negatywnym fakcie, ale o stan danej (nie)wiedzy w określonym środowisku, np. w rodzinie czy klasie. Co więcej, chodzi o wiedzę aktualną, bo – jak podkreśla ks. Witek – „występek ongiś publiczny mógł pójść w zapomnienie i nie ma potrzeby go ujawniać na nowo”.
Trzeci warunek zaistnienia obmowy to ujawnienie zła wtedy, gdy nie ma wystarczającego powodu, by je ujawniać. Każdy bowiem ma prawo do dobrego imienia tak długo, jak tylko jest to możliwe. I nie należy tego mylić z kłamstwem czy zatajeniem. Obmowa nie jest więc grzechem przeciwko prawdzie, ale przeciwko miłości bliźniego, a jej zło polega na upublicznieniu o drugim człowieku tego, co upublicznienia bezwzględnie się nie domaga.
Współcześnie obserwujemy próbę zmiany w stosunku do publicznego mówienia o złu drugiego człowieka. Bardzo często – zupełnie instrumentalnie – wykorzystuje się słowa Jezusa „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32), wypowiedziane do Żydów, którzy w Niego uwierzyli. Pierwsza uwaga, którą trzeba tutaj poczynić, dotyczy samej wypowiedzi Jezusa, który nie powiedział „szukajcie”, lecz „poznacie”, a samo poznanie ma być owocem trwania w Jego nauce (J 8,31). Najczęściej jednak Jezusowa wypowiedź (w wersji „szukajcie”) nie jest wykorzystywana w kontekście wzrostu w wierze, ale w kontekście czysto etycznym: „wyzwolenie jest owocem poznania prawdy” bądź też „tylko ujawniając prawdę, można być wolnym”, albo jeszcze krócej: „prawda wyzwala”.
Słusznie więc pytał ks. Józef Tischner: „Czy każda prawda wyzwala? Czy nie ma prawd, które zniewalają?” i dalej: „Wiemy z codziennego doświadczenia, że »prawda prawdzie nierówna« – są prawdy, które podnoszą na duchu, i są prawdy, które wtrącają w rozpacz, prawdy interesujące i obojętne, piękne i pospolite”. Analizując encyklikę Veritatis splendor bł. Jana Pawła II, Tischner podkreśla, że Jan Paweł II mówił „o prawdzie o dobru”: „Co jest »prawdziwym dobrem« człowieka? Co jest »dobrem nieprawdziwym«? Prawda o dobru jest dobrą prawdą. Jan Paweł II szuka »dobrej prawdy«”.
Można więc powiedzieć, że prawda – aby wyzwalała – w sposób konieczny musi się łączyć z dobrem, inaczej prowadzi jedynie do obnażenia, pozbawienia kogoś czci i dobrego imienia. Mówiąc krótko – staje się donosem. Istnienie prawdy nie jest wystarczającym powodem, by ją rozpowszechniać, sama bowiem wiadomość nie ma żadnej wartości moralnej, dopiero cel nadaje wartość jej rozpowszechnieniu. Ujawnianie zła jest najczęściej uzasadnione dobrem osoby, o której mowa, pod warunkiem wszakże, że uda się wpłynąć na tę osobę, na zmianę jej postępowania, jednocześnie nie wyrządzając jej krzywdy, co w mówieniu o drugim człowieku jest najtrudniejsze. Ujawnienie bolesnej prawdy może być uzasadnione także dla dobra ogólnego, na przykład wtedy, gdy trzeba podać do publicznej wiadomości prawdę o przeszłości kogoś, kto ubiega się o jakieś stanowisko, a fakty z przeszłości jednoznacznie tę osobę dyskwalifikują. Dobrze jest przecież wiedzieć, czy kandydat na prezydenta nie bił żony, nie donosił na kolegów i nie zdefraudował publicznych pieniędzy. Ujawnienie prawdy ma wówczas na celu ostrzeżenie.
Słyszałaś, że…?
Niedaleko obmowy jest plotka. Ta z kolei definiowana jest przez słowniki jako „niesprawdzona lub kłamliwa pogłoska, wiadomość powtarzana z ust do ust, najczęściej szkodząca cudzej opinii”. Plotka jest już – jak widać – mniej jednoznaczna od obmowy. Może ona bowiem dotyczyć zarówno rozpowszechniania prawdy, jak i fałszu. Istotą plotki jest to, że opiera się na niesprawdzonym źródle i przekazuje wiadomość, której prawdziwość nie została zweryfikowana. Dlatego plotka zaczyna się najczęściej od wstępu typu: „Słyszałeś/aś, że…” i tu następuje sensacyjna wiadomość przekazywana ściszonym głosem z ust do ust. Informacja zawarta w plotce pochodzi zawsze od osób trzecich i opiera się jedynie na wiarygodności pośrednika, z czasem bowiem nikt już nie wie, kto jest autorem przekazywanej informacji. Co więcej – zgodnie z mechanizmem głuchego telefonu – coraz bardziej oddala się od swego pierwowzoru.
Plotka bazuje na ludzkiej ciekawości, a jej celem jest chęć wywołania określonego rezonansu wśród odbiorców. Mówiąc inaczej – plotkę, podobnie jak obmowę, stosuje się w określonym celu. O ile jednak temu, kto obmawia, zależy na popsuciu cudzej reputacji, o tyle plotkarzowi przyświecają – jeśli można tak powiedzieć – mniej poważne zamiary. Plotkarz karmi się samą ekscytacją, jaką daje mu wiedza o kimś i bycie źródłem tej wiedzy dla innych. Dla plotkarza ważne jest, że wie coś, czego nie wiedzą jeszcze inni. Zupełnie drugorzędne znaczenie ma dla niego, czy jest to prawdziwa, czy nieprawdziwa informacja, czy komuś zaszkodzi, czy też nie. Podnieca go sama tajemna wiedza o kimś i możliwość przekazania jej innym. Plotkowanie staje się więc przyjemnością samą w sobie, chodzi o gadanie dla gadania i o wzmacnianie w sobie przekonania o posiadaniu szczególnej wiedzy. Temu, kto plotkuje, wcale nie zależy na tym, by plotka dotarła do tego, kto jest jej przedmiotem. Na pewno nie zależy mu na czyjejś krzywdzie, choć sama przekazywana wiadomość – pośrednio bądź bezpośrednio – zawsze ma w sobie jakiś oceniający element. Inaczej jest z obmową, która – jako element konieczny – ma w sobie komponent złości, a założonym celem obmawiającego jest pozbawienie kogoś dobrego imienia.
Technologia złego słowa
Świat plotek i obmowy nabrał ostatnio nowego wymiaru. Już dawno z kręgu realnych kontaktów międzyludzkich wkroczył w świat mediów, a teraz poszerzył się jeszcze o rzeczywistość wirtualną, znajdując sobie azyl w serwisach społecznościowych i blogosferze. Oczywiście, ocena moralna obmowy i plotki się nie zmieniła, zmieniła się ich technologia. Przestały być fenomenem lokalnym i środowiskowym, a stały się fenomenem sieciowym. Plotka, niegdyś ograniczona do zamkniętego kręgu dobrych znajomych, dzisiaj znacznie poszerzyła swój zakres, żyjąc o wiele dłużej i zataczając coraz szersze kręgi. Zresztą, niegdyś często szybko umierała w chwili jej weryfikacji. Także i obmowa raczej nie docierała do publicznego dyskursu, gdyż osoby w nim uczestniczące miały większe niż reszta społeczeństwa wyczucie tego, co właściwe. Sieć w dużej mierze zlikwidowała te komunikacyjno-etyczne bariery, a plotka i obmowa cieszą się już zupełnie nową geografią zasięgu, który – co wynika z natury sieci – nie poddaje się łatwo mechanizmom kontrolnym. Bezmiar internetu nie pozwala na jakąkolwiek całościową kontrolę krążących w nim informacji na temat ludzi.
Prawo do godności
W sieci istnieją blogi, strony internetowe i fanpage’e na portalach społecznościowych, gdzie autorzy uprawiają publiczną krytykę zjawisk, z którymi się nie zgadzają. Często nie dotyczy to jedynie czyjejś publicznej działalności, ale także sięga się do życia prywatnego ludzi. Ujawnianie negatywnych faktów z cudzej biografii przybiera kształt publicznego pręgierza, pod którym stawia się „oskarżonego”, siebie samego czyniąc oskarżycielem, sędzią i jednocześnie katem – na przykład wtedy, gdy publikuje się ośmieszające zdjęcia. Autorzy tego typu inicjatyw bardzo często powołują się na dobro, jakim jest napiętnowanie określonego zła, zgodnie z zasadą, że należy napiętnować grzech, a nie grzesznika. Niestety, troska o naprawę dokonuje się często w sposób, który przeczy podstawowym standardom w przypadku ujawniania prawdy. Zamiast mówić o problemie, piętnuje się tam ludzi, często używając wyrażeń pogardliwych, obraźliwych, a nawet wulgarnych. Ostatecznie więc ostrze krytyki nie dotyka grzechu, lecz grzesznika. Takie działanie wyczerpuje wszelkie znamiona obmowy, jest bowiem podaniem do publicznej (de facto nieograniczonej) wiadomości tego, co zdarzyło się w jakiejś lokalnej sytuacji, w małym gronie, a nawet w kontekście prywatnym. Co więcej, dokonywane jest w taki sposób, że osoby napiętnowane mają prawo czuć się znieważone. Istnieje bowiem zasadnicza różnica między prawem do oceny czyjegoś postępowania, prawem do krytyki, a pogardą, która jest w imię tej krytyki wyrażana. Na przykład, jeśli ktoś uznaje za zło czyjąś odmienność seksualną, to między pojęciami homoseksualista, chomik, gej, pedał czy pedzio rozciąga się całe morze różnie nacechowanych znaczeń. Pogarda wobec drugiego człowieka nie jest niczym usprawiedliwiona, gdyż prawo do godności jest niezbywalne, a człowiek nie pozbawia się go, nawet grzesząc.
Obmowa przybrała też dziś nową technologiczną formę. Jej wyrazem jest umieszczanie w internecie kompromitujących kogoś filmów. Dzięki temu to, co się odbywało w zamkniętym gronie znajomych, staje się publiczną informacją, skutkując często zniszczeniem na długo cudzej reputacji czy kariery. Znane są przypadki targnięcia się na własne życie po ujawnieniu w sieci kompromitujących nagrań. Ten mechanizm dobrze też ukazał film Jana Komasy „Sala samobójców” (2011).
Prywatność ujawniona
Również plotka ma się lepiej w przestrzeni wirtualnej niż w realu. Znajduje tam bowiem o wiele więcej pożywki niż w życiu codziennym. Po wtóre – ma tam większy zasięg, zarówno jeśli chodzi o plotkujących, jak i o oplotkowywanych. W pewnym sensie obie grupy ludzi – które zresztą się nawzajem krzyżują – żyją ze sobą w pasożytniczej symbiozie, wzajemnie karmiąc się swoim zainteresowaniem. Tutaj – jak nigdzie – widać wyraźnie, że istnieje popyt i podaż. Bliskim krewnym plotkarstwa jest voyeuryzm rozumiany jako chęć oglądania i podglądania innych. Jego korelatem jest ekshibicjonizm. I nie rozpatruję tych zjawisk w kontekście erotycznym. Chodzi o szersze zjawisko psychospołeczne. Z jednej strony są bowiem ludzie, którzy lubią wiele wiedzieć o innych, a z drugiej są tacy, którzy w pewnym sensie żyją z tego, że się o nich mówi. Skrajnym przykładem są celebryci, którzy są znani z tego, że są znani.
Dotyka to oczywiście nie tylko celebrytów i osób z pierwszych stron gazet. Syndromem plotki są często także zarażone osoby tworzące kręgi znajomych na portalach społecznościowych, na których ich użytkownicy – często bez jakiejkolwiek autokontroli – umieszczają zdjęcia i wpisy dotyczące swojego, a także – niestety – swoich znajomych życia prywatnego. Internet pozwala bowiem na zaspokojenie zainteresowania cudzym życiem bez konieczności ujawniania swojej obecności. Ogląda się czyjeś zdjęcia, śledzi się wpisy na tablicy, podgląda się, kto co lajkuje, wkraczając tym samym w sferę prywatności drugiej osoby. Trzeba jednak na usprawiedliwienie dodać, że jest to prywatność świadomie ujawniania, choć może czasami bez refleksji na temat konsekwencji.
Internet, jeszcze bardziej niż media tradycyjne, prowadzi do świata obnażonego. Francuski socjolog kultury Guy Debord nazywa to „społeczeństwem spektaklu”, w którym – z jednej strony – wszystko jest „do pokazania”, a z drugiej – wszystko jest „do zobaczenia”. Analogicznie można też powiedzieć, że wszystko jest „do napisania” i wszystko jest „do przeczytania”. Jak się wydaje, na naszych oczach odchodzi w przeszłość świat, w którym „o pewnych rzeczach się nie mówi” i „pewnych rzeczy się nie pokazuje”, żeby innych nie ranić swoim postępowaniem, bądź też dlatego że po prostu nie wypada tego robić. Owszem, taką postawę krytykowano jako przejaw podwójnej moralności, dulszczyzny czy dwulicowości. I często rzeczywiście postawa taka służyła ukrywaniu prawdy, którą należałoby jednak ujawnić. Z drugiej strony pozwalała ona bardziej niż dzisiaj na ochronę prywatności, większą intymność życia, ukrywanie tego, co osobiste. Użytkownik portali społecznościowych, zwłaszcza ten bardziej aktywny, musi mieć świadomość, że w pewnym sensie mieszka na publicznym rynku, na który wchodzi ze swoim intymnym życiem, albo przynajmniej że otwiera na oścież drzwi i okna, pozwalając innym obserwować większą niż kiedyś część swojego życia. Internet to tak zwane „trzecie miejsce” – coś pośredniego między domem a sferą publiczną. Trzeba umieć chronić tam swoją prywatność.
Gorszyciele
Święty Paweł w Liście do Efezjan przestrzegał swoich współwyznawców: „Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym” (Ef 4,29). „Mowa szkodliwa” to odpowiednik greckiego logos sapros, co można by także przetłumaczyć nie tylko jako „złe słowo”, ale także: niszczące, zepsute. Przymiotnik sapros pierwotnie używany był bowiem do określenia stanu zepsutego jedzenia, mięsa czy warzyw – a więc czegoś, co jest przeciwieństwem zdrowej soli. W kontekście użytym przez św. Pawła oznacza mowę wulgarną i obrażającą, prowadzącą do zepsucia innych, do zakażenia ich złem. Z kolei przymiotnik „budująca”, który znalazł się w tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia, to odpowiednik greckiego pros oikodomen, oznaczającego „dla zbudowania” czy „dla wychowania”. Warto tu zaznaczyć, że ten grecki rzeczownik zawiera w sobie słowo oikos, czyli dom. A „dobro”, które słuchającym należy wyświadczyć mową „dla zbudowania”, zostało w języku greckim wyrażone słowem charis, to znaczy – łaska. Paweł zachęca więc do tego, by wypowiadane słowa niosły duszy zdrowie – a nie chorobę, budowały – a nie niszczyły, przynosiły łaskę – a nie zgorszenie. Słowo jest bowiem budulcem domu: dobrej bądź złej budowy.
Być może trzeba więc przypomnieć sobie na nowo naukę o zgorszeniu, które jest „świadomym wywołaniem zła duchowego u innej osoby”. Ze zgorszeniem mamy do czynienia wtedy, gdy z powodu naszego działania ktoś staje się gorszy, co może się dokonywać także poprzez przekazanie komuś wiedzy, której nie posiadał: słowa, które nie służy zbudowaniu, ale zepsuciu. W 1 Liście do Koryntian św. Paweł napominał, że „Wskutek złych rozmów psują się dobre obyczaje” (1 Kor 15,33). Greckie homiliai wyrażone w języku polskim jako „rozmowy” bywa także tłumaczone jako: towarzystwo, komunikacja, kontakt. Biorąc pod uwagę oba Pawłowe teksty, można jasno powiedzieć: przebywanie z ludźmi „mowy szkodliwej” sprzeciwia się darowi łaski. Obmowa i plotka są instrumentami tworzenia się owego „złego towarzystwa”, które „mową zepsutą” psuje wszystkich biorących w nim udział: obmawiających i obmawianych, plotkujących i oplotkowywanych. Krzywda jest bowiem wieloraka. Nie tylko dlatego, że w imię iluzorycznego dobra niszczy się czyjeś dobre imię, ale także dlatego, że obmawiający i plotkarz utwierdzają się w fałszywym przekonaniu, że świat złem stoi. I tak dzięki plotce i obmowie wszyscy stają się gorsi, nikogo nie wyzwalając. Przeciwnie – zniewalając siebie i innych. Istnieje bowiem popyt i podaż nie tylko na dobro, ale także na zło. Obmowa i plotka właśnie je zaspokajają.
Oceń