Listy starego anioła do młodego
Czy powierzchowność jest grzechem, a jeśli tak, to czy jest grzechem współczesności? Myślę, że jest i że wszystko, co mam do powiedzenia na ten właśnie temat, da się zamknąć w pięciu tezach.
Grzechy nie są nigdy grzechami tych czy innych czasów. Rodzaje nieprawości nie rodzą się i nie giną dlatego, że dany czas nadchodzi, trwa bądź przemija. W sensie ścisłym nie ma „grzechów przeszłości, współczesności czy przyszłości”. Źródłem grzechu nie jest czas. Również i powierzchowność nie jest „grzechem współczesności” w tym znaczeniu, jakoby jako pokusa czy grzech miała nie istnieć wcześniej. Istniała. „To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie, więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: Patrz, to coś nowego – to przecież istniało już w czasach, które były przed nami” (Koh 1,9–10). Chętnie mówi się o grzechach współczesności, bo określenie to zawiera w sobie głęboko ukrytą, ale wyraźnie obecną nadzieję zrzucenia odpowiedzialności za grzech na coś poza człowiekiem – kulturę, cywilizację, epokę, środowisko, czas. Chrystus nie zgadzał się na takie myślenie: „Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumiejcie! Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz to, co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,14–15). Powierzchownością grzeszyli faryzeusze jako „groby pobielane” i greccy sofiści jako nauczyciele intelektualnej sprawności, która nie była poddana poszukiwaniu prawdy. Powierzchownością zgrzeszyli już pierwsi ludzie, kiedy „spletli gałązki figowe i zrobili sobie przepaski”, chcąc prezentować się przed Bogiem inni, niż w istocie byli.
Grzech powierzchowności nie zależy więc od czasów, ale wypływa z najgłębszych pokładów grzeszności ludzkiego serca. W jakim zatem sensie można powiedzieć, że jest grzechem współczesności?
Grzech staje się grzechem danego czasu, gdy w tym, a nie innym czasie łatwiej jest mu udawać cnotę. W ten sposób grzechy czekają na swój czas, a zatem na moment, w którym człowiek, korzystając z różnych narzędzi dostępnych w danej kulturze, zbije grzechowi scenę, na której będzie mógł on zaprezentować się nie tylko bez wstydu, ale i w przebraniu cnoty. Scena zbita dziś dla grzechu powierzchowności jest wyjątkowo przestronna i komfortowa.
Trzy rodzaje powierzchowności
Wydaje się, że istnieją trzy rodzaje powierzchowności. Pierwszy to powierzchowności wizerunku. Mamy z nią do czynienia wówczas, gdy ktoś prezentuje się świetnie, sprawia dobre wrażenie, które jednak nie pokrywa się z obiektywnym stanem rzeczy. Człowiek taki podobny jest do czeku bez pokrycia, wystawionego niekiedy na bardzo wysoką sumę. Powierzchowność wizerunku bywa zarówno uświadomiona, jak i nieuświadomiona. Jedna i druga objawia się na wiele sposobów – na przykład pretensjonalnością. Profesor, który mimo tytułów nie ma pojęcia o swojej dziedzinie, będzie się starał poprzez pretensjonalność na poziomie języka przekonać słuchaczy, że w istocie jest głębokim znawcą tematu. Będzie używał słów trudnych, powoływał się na autorytety i mówił rozwlekle. Wszystko po to, by nikt nie odkrył, że nie potrafi odpowiedzieć na proste pytanie. Będzie przekonywał słuchaczy, że „odpowiedź jest wrogiem twórczego stawiania pytań”, będzie unikał podania jakiejkowiek definicji czy względnie klarownego określenia podstawowych pojęć. W powierzchowności wizerunku zawsze celem jest to, aby jak najlepiej wypaść w oczach drugiego człowieka. Nie ma znaczenia, za pomocą jakich środków czy metod się to dokona. Człowiek zarażony tego typu powierzchownością w czasie rozmowy nie jest w stanie zainteresować się jej realnym tematem, będzie natomiast stale się zastanawiał, czy dobrze w rozmowie wypada. Powierzchowność wizerunku jest w istocie głębokim uzależnieniem od opinii innych ludzi.
Drugi rodzaj powierzchowności to powierzchowność zaangażowania. Zaangażowanie należy tu rozumieć szeroko, gdyż ten typ powierzchowności dotyczyć może dosłownie każdej płaszczyzny życia. Człowiek powierzchowny w relacjach będzie miał setki znajomych na Facebooku i żadnego przyjaciela, któremu dałby prawo do postawienia sobie konkretnych wymagań. Człowiek powierzchowny w wiedzy i wykształceniu będzie rozmawiał o książkach, których nie przeczytał, filmach, których nie obejrzał, muzyce, której nigdy nie słuchał. Skąd się bierze ten typ powierzchowności? Przyczyny są chyba dwie. Pierwszą jest zwykłe lenistwo. Trudno jest coś zgłębiać, łatwiej jedynie liznąć. Solidne poznanie czy działanie zawsze wymaga duchowo pracochłonnego przejścia przez czas nudy i trudu właściwego wgłębianiu się w jakikolwiek temat czy dziedzinę. Drugą przyczyną, która rodzi powierzchowność zaangażowania, jest wspomniana wcześniej powierzchowność wizerunku. Nie ma sensu się w nic zagłębiać, jeśli chodzi nam tylko o to, by zrobić dobre wrażenie na innych. Nie muszę przeczytać książki i zastanawiać się nad nią, by udowodnić, że potrafię o niej płynnie rozmawiać. Nie muszę się trudzić budowaniem solidnych przyjaźni, jeśli zależy mi wyłącznie na tym, by uchodzić za człowieka towarzyskiego i dobrego kompana do zabawy. Na pokusę powierzchowności zaangażowania narażeni są przede wszystkim ludzie zdolni, inteligentni zarówno intelektualnie, jak i emocjonalnie, oraz ci, którym trudno jest skupić przez dłuższy czas uwagę czy to na jednym temacie, czy też na jednym człowieku.
Trzeci rodzaj powierzchowności tym różni się od dwóch poprzednich, że nie oszukuje nikogo innego, poza samym zainteresowanym. Jest to powierzchowność samozakłamania. Oczywiście, skutkiem ubocznym jest zazwyczaj również okłamywanie innych, ale jej głównym celem jest okłamywanie samego siebie. Sporządziłem kiedyś przykładową listę widocznych we współczesnej kulturze efektów tego typu powierzchowności. Zamiast troski o ludzkie życie, wyrażającej się chociażby w radykalnym sprzeciwie wobec aborcji czy eutanazji, powierzchowność samozakłamania nakazuje wybujałą ekoideologię, która każe przykuwać się jej wyznawcom do drzew, aby je chronić. To nie przypadek, że wszelkiej maści ekoideolodzy z manifestacji w ochronie życia żab i drzew potrafią bez większych oporów przemieścić się na manifestację proaborcyjną. Na podobnej zasadzie, jak troska o ludzkie życie zastąpiona została przez troskę o życie roślin i zwierząt, dokonało się zastąpienie pracy nad sobą i swoim charakterem przez dbanie o siebie na siłowniach, w klubach fitness i na kursach szybkiego czytania. Wiarę zamieniliśmy na powierzchowną i bliżej niesprecyzowaną duchowość, odwagę (zwłaszcza tę cywilną) zastąpiłaprowokacyjność, szczerość wyparta została przez ekshibicjonizm, mądrość została zastąpiona wiedzą, a prawdziwa wiedza ulotną informacją. Zaangażowaną i wymagającą ofiary z siebie miłość bliźniego wyparła mdła tolerancja, troska o biednych zastąpiona została kawiorową lewicowością. Przykłady można mnożyć. Wszystkie one wskazują na podstawowy mechanizm powierzchowności samozakłamania. Chodzi o to, abyśmy we własnych oczach wyglądali na ludzi, którzy realizują wartości wyższe. Tymczasem wartości te zamienione zostały w naszym życiu na popularne i społecznie cenione podróbki.
Nasz znajomy Nikodem Dyzma
W literaturze istnieją co najmniej trzy wielkie dzieła, których głównym tematem jest powierzchowność. Mam tu na myśli Nowe szaty cesarza Hansa Christiana Andersena, Portret Doriana Graya Oscara Wilde’a i Karierę Nikodema Dyzmy Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Co ciekawe, niechęć czytelnika zwraca się nie tyle przeciw postaci zarażonej wadą powierzchowności, ile raczej przeciw środowisku, w którym postać ta żyje i które albo powierzchowność toleruje, albo wręcz do powierzchowności skłania. Nieszczęsny cesarz z baśni Andersena jest próżny i mało inteligentny, co wpędza go w kłopoty i skazuje na śmieszność. Powierzchowność cesarza zostaje ukarana, ale powierzchowność tych, którzy chcąc uchodzić za mądrych, przytakiwali jego idiotycznym przekonaniom, nie spotyka się z żadną karą. Krawcy nie byliby w stanie oszukać cesarza, a cesarz nie tkwiłby w błędzie tak długo, gdyby znalazł się ktoś, kto miałby odwagę powiedzieć, co widzi, a czego nie widzi. Naiwność, głupota i próżność cesarza bawią czytelnika baśni Andersena, ale powierzchowna, podszyta strachem i troską o własną pozycję afirmacja ze strony tłumu budzi nieomal obrzydzenie. Nie byłoby powierzchowności cesarza, gdyby nie tchórzostwo tych, którzy go otaczali.
Inaczej rzecz ma się z Dorianem Grayem, bohaterem powieści Wilde’a. Młody chłopak godzi się na kłamliwą powierzchowność pod wpływem domniemanych przyjaciół – artysty, a właściwie specjalisty od estetyzacji życia, Basila Hallwarda oraz zupełnie amoralnego bon vivanta Lorda Henry’ego Wottona, który jest w stanie upudrować każde zło. Dorian daje się przekonać, że tym, co się rzeczywiście liczy i ma wartość, jest młody i piękny wygląd. Skoro zaś słyszy to od ludzi starszych, bywałych i bardziej doświadczonych – nie ma powodu, by im nie wierzyć. U Wilde’a, podobnie jak u Andersena, złość czytelnika nie skupia się ostatecznie na Dorianie – on wszak wydaje się jedną z ofiar swojej własnej powierzchowności, i to ofiar śmiertelnych. Winą za powierzchowność Doriana czytelnik obarcza przede wszystkim jego domniemanych przyjaciół, tych, którzy po pierwsze, wmówili mu, że liczy się piękny i młody wygląd, po drugie zaś, umożliwili zupełne oderwanie własnego wizerunku od prawdy o sobie. Gdyby nie powstał nieszczęsny obraz, Dorian nie mógłby swoją powierzchownością uwodzić i zabijać innych, a ostatecznie zniszczyć siebie samego. Czy oznacza to, że Gray jest niewinny? Oczywiście, nie. Niemniej jednak wina jego powierzchowności możliwa była wyłącznie przez winę tych, którzy chcieli, aby pozostał powierzchowny – czy to ze względów estetycznych, czy nieomal diabolicznych.
Wreszcie ostatni literacki traktat o powierzchowności – Kariera Nikodema Dyzmy Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Również i ta książka nie jest satyrą na Dyzmę, ale na środowisko, towarzyskie wyższe sfery, a zatem na ludzi, którzy tak bardzo zatracili już wszelkie możliwe kryteria prawdy, że są w stanie pójść za każdym, kto tylko okaże pewność siebie. Powierzchowność życia i myślenia środowiska powoduje, że zanika to, co pozwala odróżnić odwagę od zwykłego chamstwa, mądrość od trywialnych stwierdzeń wypowiadanych z pewną siebie miną, kreatywność wreszcie od kradzieży cudzych talentów i kariera Dyzmy możliwa jest wyłącznie ze względu na zanik obiektywnej hierarchii wartości i umiejętności jej rozpoznawania. Czytelnik powieści Mostowicza w istocie kibicuje Dyzmie. Wszak jego kariera coraz bardziej i bardziej dowodzi głupoty tych, którzy chcieliby uchodzić za mądrych i wyrobionych w ocenach.
Te trzy literackie przykłady pokazują, że nie zawsze największą winę ponosi ten, kto uległ grzechowi powierzchowności. Niekiedy znacznie większa odpowiedzialność ciąży na osobach, które czyjąś powierzchowność tolerowały czy nawet do niej zachęcały.
Co nam szkodzi
Jakimi narzędziami dysponujemy dziś, aby dla powierzchowności zbić przestronną scenę i dać jej możliwość występu?
Po pierwsze – pośpiech. Nie mamy czasu zagłębiać się ani w prawdziwe poznawanie spotkanych ludzi, ani samych siebie, ani nawet określonych zagadnień czy tematów. Nie kierujemy się zatem poznaniem, ale wrażeniem – zazwyczaj czysto wizualnym, zewnętrznym.
Po drugie – tchórzostwo. Boimy się zarówno o to, w jaki sposób wypadniemy przed innymi, jak i o to, by nie krzyknąć: „Król jest nagi”. Choć w zasadzie jest to ten sam rodzaj strachu. Stawiając tamę czyjejś powierzchowności, ryzykujemy przecież, że sami wyjdziemy na nietolerancyjnych, niewystarczająco subtelnych, nie dość wyważonych i spokojnych, a może nie dość zdystansowanych.
Po trzecie – kulturowe i cywilizacyjne ADHD. W naszym świecie coś ciągle musi się zmieniać, zaskakiwać, być nowością. Nie jesteśmy w stanie dłużej skupić uwagi na czymś albo na kimś. Wszystko ma się zmieniać równie szybko jak w kinie, telewizji czy w sieci. Bez zdolności do dłuższej koncentracji i skupienia nie mamy szans na porzucenie powierzchowności.
Po czwarte – spowodowane przez pośpiech i kulturę obrazkową kojarzenie zamiast myślenia. W dziedzinie rozwoju myślowego cofamy się z poziomu racjonalnej analizy do poziomu reakcji na intelektualny bodziec.
Po piąte – dyktat tzw. opinii publicznej. Trzeba ogromnego hartu ducha albo dziecięcej niewinności, aby powiedzieć, że powszechnie przyjmowane slogany są nic niewarte, a często kłamliwe, i że powszechnie uznawane autorytety nie mają nic ciekawego do powiedzenia.
Prawda i wolność
Z powierzchownością w sobie i w innych można walczyć, ale cena za to jest dość wysoka, a walka niełatwa. Przede wszystkim trzeba uniezależnić się od opinii ludzkich, a właściwie troszczyć się o to, aby bardziej podobać się Bogu niż ludziom. Wbrew pozorom nie jest to proste, bo ludzie nie lubią, gdy ktoś nie przejmuje się ich zdaniem. Walka z powierzchownością skazuje zuchwalca najczęściej na izolację, życie na marginesie głównego nurtu. Komu potrzebna jest awanturnicza bezkompromisowość czy krzyki, że cesarz jest nagi?
Człowiek, który w prawdziwej walce starł się z powierzchownością, będzie żył w świecie niewielu ludzi i kilku zaledwie spraw. Ale zyska dwie bezcenne rzeczy: wolność i prawdę. Wolność, bo nie będzie zamknięty w więzieniu ludzkich opinii. Prawdę, bo ludzi i spraw wokół niego będzie niewiele, ale żadna z tych osób nie będzie aktorem, żadna sprawa fikcją, a żaden przedmiot życiową scenografią. Świat nie będzie sceną, a życie przedstawieniem.
Dla wolnego życia w prawdziwym świecie warto poświęcić wszystko.
Daga, 17 lutego 2024
bardzo przemyślane, trafne i prawdziwe. dziękuję.