Ewangelia według św. Marka
Jedynie Bóg jest godzien czci i uwielbienia, natomiast nam należy się szacunek ze względu na godność dziecka Bożego. W tym sensie warto z narcyza stać się pięknoduchem.
W każdym z nas drzemie narcyz. Do pewnego stopnia zainteresowanie sobą jest czymś naturalnym i jak najbardziej zdrowym. Wchodząc w siebie, budujemy swoją tożsamość. Staramy się wypracować równowagę między podkreśleniem własnej odrębnościa niebezpieczeństwem rozmycia się w tłumie. Problem zaczyna się wówczas, kiedy „ja” i „to, co moje” zaczyna być nadmiernie akcentowane.
Badając przyczyny powstania narcyzmu, psychologia rozwojowa zwraca uwagę na błędy wychowawcze rodziców, którzy najpierw, na różne sposoby, wykluczają dziecko, a następnie wprowadzają je w rolę geniusza, akcentując wyjątkowość jakiejś jego cechy czy przymiotu. Źródło problemu nie tkwi w samym dziecku, ale w jego najbliższym otoczeniu, przeceniającym je i żądającym od niego perfekcji. Tyle teorii, ponieważ badanie przyczyn oraz szczegółowe analizy na temat narcystycznego zaburzenia osobowości nie są celem tej krótkiej prezentacji. Chcę natomiast odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób dziś może przejawiać się narcyzm i jak sobie z nim poradzić.
Mit rozwoju
Jesteśmy dziećmi naszych czasów i jako aksjomat przyjmujemy to, że musimy się rozwijać i dążyć do samorealizacji. W tym celu nieustannie koncentrujemy się na sobie, analizujemy siebie, o siebie dbamy, swoją ewentualną korzyścią mierzymy decyzje, przed którymi stawia nas życie.
„Ja-izmu” uczy się nas już od najmłodszych lat. Rodzice święcie wierzą, że ich głównym zadaniem jest zaspokajanie wszelkich potrzeb dzieci. Stąd niezliczone zabawki, kółka zainteresowań i aktywności, nierzadko za cenę potężnych wyrzeczeń, ponieważ najzwyczajniej w świecie realizacja takiego planu wychowawczego dużo kosztuje. Nie jest to jednak jedyna cena, jaką przychodzi zapłacić za takie podejście pedagogiczne. Największą cenę płacą wychowani w ten sposób dorośli, którzy stali się w praktyce selfistami: ponieważ nigdy nie doświadczyli braku, nie nauczyli się z nim żyć. Dlatego nie potrafią przeciwstawić się dyktatowi konieczności rozwoju za wszelką cenę. Proszę tylko przewertować uważnie czasopisma kobiece czy poradniki dla mężczyzn. „Rozwijaj się”, „Realizuj się”, „Nie daj się ograniczyć”, „Zbyt słabo afirmujesz siebie”, „Czy dbasz o rozwój swojego osobowego potencjału?” – tego typu hasła są tam bezustannie powtarzane. Jeśli jakimś trafem uważasz się za szczęśliwą żonę i matkę czy zadowolonego męża, poświęcającego uwagę dzieciom i dbającego o dom, to twoje życie może i jest szczęśliwe, ale w świetle panujących trendów – przeciętne i mało atrakcyjne.
Należy w tym miejscu poczynić istotne zastrzeżenie. Nie zamierzam bynajmniej głosić pochwały bylejakości, lenistwa czy też wejścia na ścieżkę duchowego odrętwienia. Rozwój jest czymś ważnym w życiu człowieka. Ważnym, ale nie najważniejszym. Mamy odkrywać i rozwijać nasze talenty, ale z drugiej strony – właśnie w trosce o ich należyte wykorzystanie nie robić z tego karykatury.
Bloguję, więc żyję
Jedną z nowych przestrzeni, w których dobrze ma się narcyzm, są blogi czy też blogi-wpisy na portalach społecznościowych. Wszak „jeśli cię nie ma na Facebooku, nie istniejesz”. Jeżeli uważnie wczytać się w treści wpisów blogowych, można odnieść wrażenie, że toczy się tam walka między skoncentrowanymi na sobie egocentrykami, z których każdy chce zaznaczyć swoją ważność i wyjątkowość, domagając się uwagi reszty świata. Wyjątkowość staje się tu przedmiotem licytacji. Ktoś pisze: „Ja byłem w Rzymie”, a ktoś inny ripostuje: „A ja tydzień w Paryżu”, czy: „Spotkałem wczoraj w Łazienkach prezydenta” i pada natychmiast: „A ja kilka dni temu widziałem w Nowym Jorku Roberta De Niro”, „Ja czytam Masłowską” i w odpowiedzi „Ja czytam teraz kultową E.L. James”. Tematy nieustannie się zmieniają: raz jest o dzieciach, zaraz o płytach i koncertach, potem o zwierzętach, podróżach czy doświadczeniach kulinarnych. Jednak spod tych, najczęściej bardzo powierzchownych spostrzeżeń przebija wciąż ta sama ambicja i narcystyczna żądza adoracji i uwielbienia.
Zapewne u podstaw opowiadania o tym, co robię, pokazywania zdjęć z życia rodzinnego, leży potrzeba dzielenia się swoimi przeżyciami. Szczególnie jest to widoczne na blogach poruszających kwestie mody i gadżetów. Trzeba być bardzo zakochanym w sobie, aby za coś istotnego i godnego czyjejkolwiek uwagi uznać rozpisywanie się o tym, w co byłem wczoraj ubrany, wychodząc na party, i jak wyjątkowo się poczułem, zakładając „najki i adidasy” oraz stringi z nowej kolekcji (sic! – poczytajcie).
Trudno nie przyrównać opisywanych zjawisk do bałwochwalstwa. Narcyzm w istocie jest bowiem nieustanną mantrą: „Wszystko mogę sam”. Jak dalekie to od wyznania św. Pawła „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”… Tak, narcyzm jest grzechem. Nie mam oczywiście tu na myśli narcyzmu jako zaburzenia osobowości, lecz tendencję do oddawania boskiej czci swojemu ego.
Celebryta – młodszy brat narcyza
Kolejnym wcieleniem narcyza jest celebryta. Ze zdumieniem odkryłem, jak łatwo ten mało precyzyjny termin zagościł w moim słowniku. Co to jest celebrytyzm i co właściwie ten termin oznacza? Łacińskie celebrare (celebrować) oznacza „uroczyście wykonywać jakąś czynność kultową” (np. „celebrować mszę”). Z czasem czasownik ten nabrał znaczenia przenośnego, jako delektowanie się czymś czy wykonywanie jakiejś czynności ze szczególnym namaszczeniem. Celebryta to ktoś, kto w sposób skrajny oddaje nabożną cześć swojemu ego. To ego staje się jego bogiem, ale równocześnie on sam staje się niewolnikiem swojego wizerunku. W pogoni za sławą i podziwem innych jest gotów narazić się na śmieszność i popełnić największą głupotę. Nie ma oporów, żeby informować wszystkich (niekoniecznie zainteresowanych), kiedy i z jakich części ciała odessał sobie tłuszcz, które szczegóły aparycji zawdzięcza skalpelowi chirurga oraz jak spędził wczorajszy dzień, poczynając od zdjęć na planie serialu, aż po szczegóły z alkowy.
Trzeba przyznać, że celebrytą nie zostaje się samemu. Na celebrytę trzeba być namaszczonym. I nie jest to wcale aż tak trudne! Wygranie konkursu, powodzenie programu telewizyjnego, liczba lajków na fejsie, liczba odsłon strony internetowej i towarzyszące temu zainteresowanie mediów, to świetna szansa, aby podpompować ego. Potem, skoro już się zaistniało, trzeba tylko robić wokół siebie medialny szum. Aha, jest tylko jedna zła wiadomość: w pewnym momencie gaśnie światło jupiterów, a uwaga mediów skupia się na kimś innym.
Chcę być samotną wyspą
Większość osób o tendencjach narcystycznych milcząco przyjmuje założenie, że same sobie wystarczą. Znaczą tak wiele, że inni są im zbędni. Poza jednym wyjątkiem. To w oczach tych innych odbija się ich wspaniałość i to z ich ust dobywa się westchnienie nad czyjąś wyjątkowością. Taki instrumentalny stosunek do drugiego człowieka jest wątpliwy moralnie. Druga osoba staje się bowiem kimś, dzięki komu się potwierdzam i tylko dlatego jej potrzebuję. Czy jednak narcyza stać na poświęcenie dla drugiego? Czy potrafi pochylić się nad bliźnim i przejąć jego losem, angażując się w pomoc, jeśli zajdzie taka potrzeba? Zapewne tak. Jednak zawsze otwarte pozostaje pytanie o istotę motywacji. Można bowiem podawać pomocną dłoń drugiemu, w rzeczywistości szukając tylko siebie. Najszczytniejsza pomoc charytatywna może się okazać jedynie karmieniem miłości własnej. Dlatego tak ważne jest przyglądanie się swoim motywacjom. Im większe dobro, tym większe ryzyko złożenia daniny swojemu ego.
Narcyza stać na odruch serca, ale o wiele częściej to on chce być zrozumiany i przyjęty przez drugą osobę. Jego wyjątkowe „ja” wbrew pozorom jest bardzo kruche i podatne na zranienia. Dlatego adoratorzy ego są często osobami notorycznie rozdrażnionymi, nadąsanymi i niezwykle kapryśnymi. Cały ów cyrk służy nie tylko potwierdzeniu wyjątkowości (wszak gwiazdy mają prawo do fochów i kaprysów), ale przede wszystkim spełnia funkcję obronną. Narcyzm w swej istocie jest defensywnym sposobem przystosowania się do twardych realiów życia. Tylko mocny pancerz zapewnia przetrwanie.
Trzy kroki ku pomocy
A przecież trzeba tak niewiele, aby nastąpiła zmiana! Odrobina poczucia humoru i większy dystans do siebie: swoich niezwykłych talentów, ale również – przywar. Punktem wyjścia musi być poznanie siebie i zdefiniowanie swoich ograniczeń. Nie trzeba się ich wstydzić. Każdy je ma!
Kiedy kilkanaście lat temu powróciła moda na spódniczki mini, zaroiło się na ulicach od tego typu kreacji. Niestety – delikatnie rzecz ujmując – nie zawsze był to estetyczny widok. Ku mojemu zdziwieniu i zażenowaniu mój przyjaciel – lekarz postawił następującą diagnozę: „Zespół Braku Dużego Lustra W Domu”. To jest sedno sprawy! Do obiektywizacji potrzebuję lustra. Narcyz stłukł je wszystkie oprócz magicznego lustereczka, które nieustannie mu mówi, kto jest najpiękniejszy na świecie. Chcąc jednak odzyskać siebie, narcyz musi zdobyć się na wysiłek i zobaczyć, jaki jest naprawdę. Szczególną rolę mogą w tym względzie odegrać jego bliscy, choć może to być niełatwe zadanie. Cóż, prawda wyzwala pod warunkiem, że jest wypowiedziana w miłości.
Kiedyś mówiono o narcyzie „pięknoduch”. Paradoksalnie, właśnie w tym słowie jest klucz do wyzwolenia z narcyzmu. Trzeba przejść od podziwu i adoracji swojego ego do troski o „świątynię Ducha”, którą jest każdy z nas. Jeśli wytrwamy na tej drodze, otworzymy się na siebie w pełni. Ale nie tylko na siebie! Przede wszystkim – na Boga, który nas stworzył i nieustannie się o nas troszczy. Jedynie Bóg jest godzien czci i uwielbienia, natomiast nam należy się szacunek ze względu na godność dziecka Bożego. W tym sensie warto z narcyza stać się pięknoduchem.
Wszechobecne ego pęta nas i puszy się nieustannie oraz, absorbując naszą uwagę, domaga się uwielbienia. Aby się nie uwikłać w „ja” i „to, co moje”, potrzebujemy łaski Bożej. Dlatego na koniec chciałbym polecić modlitwę, tradycyjnie przypisywaną Tomaszowi Morusowi:
Panie, daj mi dobre trawienie i także coś do przetrawienia. Daj mi zdrowie ciała i pogodę ducha, bym mógł je zachować. Panie, daj mi prosty umysł, bym umiał gromadzić skarby ze wszystkiego, co dobre, i abym się nie przerażał na widok zła, ale raczej bym potrafił wszystko dobrze zrozumieć. Daj mi takiego ducha, który by nie znał znużenia, szemrania, wzdychania, skargi, i nie pozwól, bym się zbytnio zadręczał tą rzeczą tak zawadzającą, która się nazywa moim „ja”. Panie, daj mi poczucie dobrego humoru. Udziel mi łaski rozumienia żartów, abym potrafił odkryć w życiu odrobinę radości i mógł sprawiać radość innym.
Oceń