Szkoła życia
fot. beto galetto / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 opinie
Wyczyść

Pan Lazhar, reż. Philippe Falardeau, występują: Mohamed Fellag, Sophie Nélisse, Émilien Néron

Jaka jest współczesna szkoła? Czego uczy? I czy jeszcze wychowuje? Jak poradzić sobie w niej ze śmiercią? Jak tłumaczyć ją nastoletnim dzieciom? Czy w ogóle da im się cokolwiek wytłumaczyć? Zwłaszcza gdy wszystko dzieje się tak nagle, a my wiemy, że w ogóle nie powinno się wydarzyć…

„A dzisiaj nie jest twój dzień na mleko?” – Alice zagaduje na szkolnym boisku kolegę z klasy. Simon puka się w głowę. Jasne, dziś jego dzień. To on musi wziąć mleko ze szkolnej stołówki i przynieść wszystkim do sali, zanim jeszcze zaczną się lekcje. Pędzi więc, wrzuca kartoniki z mlekiem do plastikowej skrzynki, podnosi ją i idzie w stronę klasy. Zanim otworzy drzwi, zagląda przez przeszklenie do środka. Widzi – a my z nim – puste jeszcze stoliki, przy nich krzesła, przez okna do środka zaglądają pierwsze promienie zimowego słońca. Gdzieś między lampami wisi kobieca postać.

Trauma

Tak zaczyna się kanadyjski film Pan Lazhar w reżyserii Philippe’a Falardeau. Rzecz dzieje się w montrealskiej szkole, ale właściwie mogłaby się dziać gdziekolwiek na świecie. Falardeau opowiada nam bowiem historię uniwersalną. I stawia nas w obliczu niełatwych sytuacji.

Bo jak sobie poradzić z tym, że nauczycielka powiesiła się w klasie? Simon, oniemiały z przerażenia, biegnie po dorosłych. Oni robią, co mogą, by powstrzymać tłum napierających uczniów. Niemal siłą wyprowadzają dzieci z powrotem na boisko. Ale Alice przeciśnie się przez to sito. I zobaczy to, co Simon. Ten widok połączy dwójkę dzieci relacją, którą trudno ująć słowami.

Widzimy, jak szkolny pan złota rączka maluje klasę, w której doszło do tragedii. Widzimy, jak z dziećmi rozmawia dyrektorka szkoły. Są zajęcia z psychologiem, dzieci wiedzą, że z każdym zmartwieniem, z każdą smutną myślą mogą się zwrócić do dorosłych. Ale czy to wystarczy?

Alice jest smutna. Mama ją pociesza, pyta, czy wszystko w porządku. Pyta, ale na rozmowę z córką nie ma czasu, bo jest pilotem i spieszy się do pracy. Alice zostanie na kilka dni z opiekunką. I już nie musimy pytać. Wiemy, że to nie wystarczy. Wiemy, ilekroć w szkole Alice mówi, że nie wie, gdzie jest jej mama. W Chicago, Miami?

W szkole trzeba wrócić do normalności. Tylko jak, skoro nie ma nauczyciela, który mógłby zastąpić tragicznie zmarłą nauczycielkę? I wtedy na scenę wkracza tytułowy bohater. Bachir Lazhar wchodzi pewnego dnia do gabinetu dyrektorki i oznajmia, że przeczytał w lokalnej gazecie o kłopotach szkoły, że ma za sobą 19 lat doświadczenia w zawodzie nauczyciela w Algierii, skąd emigrował do Kanady, i że chętnie weźmie zastępstwo.

Dla dzieci będzie to wielka zmiana. Lazhar, starszy od innych nauczycieli, wprowadza od razu swoje metody. Nauczycielski laptop zdejmuje z blatu biurka i chowa do szuflady. Wie, że to tylko narzędzie, że do dzieci można dotrzeć na sto zupełnie innych sposobów. I oby się nie mylił, bo jeśli jest w błędzie, jeśli już tylko te współczesne formy przekazu mają znaczenie, to niedaleko nam do tego, co pokazuje Jennifer Egan w książce Zanim dopadnie nas czas (nagrodzonej w 2011 roku Pulitzerem). Jedna z nastoletnich bohaterek Egan w całkiem niedalekiej już przyszłości prowadzi dziennik. Choć nie wiem, czy można nazwać dziennikiem niekończące się prezentacje w postaci wykresów, przygotowywane jakby z myślą o szkolnym referacie, a traktujące np. o tym, dlaczego nie ma taty bądź o szkolnych powiedzonkach przytaczanych mamie tylko po to, by ją wkurzyć…

Wracam jednak do Pana Lazhara. Ławki ustawione w półokrąg (bo – jak tłumaczą uczniowie – nieżyjąca już nauczycielka mówiła, że to daje poczucie wspólnoty) każe już na pierwszej lekcji ustawić w rzędy. Choć dzieci głośno się buntują, Bachir nie ustępuje.

Potem jest jeszcze gorzej! Niby obie strony posługują się tym samym językiem francuskim, ale nijak nie mogą się zrozumieć. Uczniowie swoje, nauczyciel swoje. I jeszcze ten Balzak! Nawet dyrektorka w pokoju nauczycielskim łaje Lazhara, za to, że w dyktandzie wykorzystał tekst z książki francuskiego powieściopisarza. Oglądając tę scenę, wyobraziłam sobie pokój nauczycielski w Polsce, w którym dyrektorka tłumaczyłaby poloniście, że ten Mickiewicz to jednak nie… No kto to widział! Oj, niedoczekanie.

Kto wychowa dzieci?

Kolejna połajanka dotyczy kontaktów fizycznych. Bo ucznia nie wolno trzepnąć w głowę (nawet jeśli na to zasłużył, jak Simon, który bez pozwolenia zrobił nauczycielowi zdjęcie). O jakichkolwiek innych karach fizycznych absolutnie nie ma mowy. Ale współczesna fiksacja, by nauczyciel ręce trzymał jak najdalej od dzieci, zaszła już tak daleko, że dyrektorka tłumaczy Bachirowi zupełnie poważnie, że nie ma też mowy o przytuleniu ucznia, gdy chce się go pocieszyć. Ten wątek będzie miał swój ciąg dalszy. Na tyle jednak ważny, że absolutnie nie mogę uchylić nawet rąbka tajemnicy.

Na szczęście mogę raz jeszcze uśmiechnąć się na samo wspomnienie tyrady wuefisty. O tym, jak to przez zakaz kontaktów fizycznych nie może wykonywać z uczniami wielu ćwiczeń, choćby całej gimnastyki. Robię więc to, co mi zostało – konstatuje facet w dresie. – Gwiżdżę, a oni biegają w kółko. Wiem, że tego nie znoszą. Ja też tego nie cierpię.

Jest jeszcze taka scena: podczas rozmowy w szkole rodzice klasowej mądralińskiej zupełnie poważnie tłumaczą Lazharowi, że nie życzą sobie, by wychowywał ich córkę. Ma ją uczyć, to wystarczy. Dyrektorka szkoły także przypomina Bachirowi, że nie wolno mu rozmawiać z klasą o samobójczej śmierci poprzedniej nauczycielki. Od tego jest szkolny psycholog. Koniec. Kropka. A co będzie, jeśli dzieci nie zechcą się dzielić emocjami z panią psycholog?

Te obrazy aż nazbyt jaskrawo pokazują kryzys wychowania w szkole. W naszych polskich szkołach już też tylko się uczy – nie sposób uciec od tej myśli podczas seansu Pana Lazhara. A potem przychodzą następne. O tym, że są dzieci, których nie wychowuje też dom. Bo dom nie ma czasu, bo często lata po świecie. Chicago, Miami… A jeśli nie lata, to stacjonarnie wykonuje Bardzo Ważną Pracę albo prowadzi Bardzo Ważną Firmę, z rzadka tylko zastanawiając się (o ile w ogóle), czy dzieciom nie trzeba czegoś więcej niż jedynie nowego iPoda albo MP3.

Bez happy endu

Tytułowy bohater filmu na co dzień zmaga się jednak nie tylko z niełatwą szkolną rzeczywistością. Widzimy, jak walczy z emocjami po śmierci żony i córek, które zginęły w pożarze jeszcze w Algierii. Widzimy, jak bardzo nie radzi sobie ze swoją samotnością, osobnością, pojedynczością. Zdawać by się mogło, że te śmierci – nauczycielki i najbliższych Lazhara – zbliżą w pewien sposób uczniów i ich nowego nauczyciela. Nic bardziej mylnego: kanadyjski film nie jest przewidywalną historią rodem z Hollywood, a dobry stary belfer nie kumpluje się ze swoimi uczniami na amerykańską nutę.

Czy więc zbuduje swój autorytet? A jeśli zbuduje, to na czym? Czy dzieci zdołają zaakceptować starszego, nieco staroświeckiego nauczyciela? Jego niecodzienne metody nauczania? Czy – chcąc nie chcąc – Lazhar stanie się dla nich wychowawcą?

Jest w aktorze grającym tytułową rolę coś magicznego. Im dłużej ogląda się ten film, tym bardziej chciałoby się mieć takiego nauczyciela. Nie sposób też nie zwrócić uwagi na to, jak fantastycznie grają dzieci. Może one w ogóle nie grają, może to reżyser potrafił z nimi tak dobrze pracować? Falardeau stworzył mądry, ciepły film. Opowiada nam ważną historię, stroniąc od patetycznych akcentów. I choć to film o szkole – nie edukuje na siłę. Raczej zadaje pytania, skłania do chwili refleksji. Niczym mądry belfer, którego pamięta się do końca życia. To właśnie siła Pana Lazhara.

Szkoła życia
Zofia Kotlińska

urodzona w 1979 r. – absolwentka socjologii, podróżniczka. Obecnie mieszka i pracuje w Poznaniu....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze