Sprawiedliwy Kościół
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 opinie
Wyczyść

Chodzi o to, by Ewangelia stanowiła dla chrześcijanina zaczyn myślenia przeciwko sobie samemu i przeciwko własnemu psychicznemu komfortowi.

Wieść o krytycznym nawiązaniu do idei „katolicyzmu fair trade”, zamieszczonym w październikowym numerze miesięcznika „W drodze”, przyjąłem z mieszaniną radości i niepokoju. Ambiwalencja ta powinna wydać się czytelnikowi zrozumiała, jeśli zechce on wziąć pod uwagę to, że recenzentem tekstu napisanego przeze mnie we współpracy z Janem Mencwelem okazał się znakomity jezuita o. Dariusz Kowalczyk.

Z im większą nadzieją przystępowałem jednak do lektury jego felietonu, tym bardziej rozczarowany poczułem się po jej zakończeniu. Niestety, w tekście o. Kowalczyka nie widać próby podjęcia rzetelnej polemiki z naszą zasadniczą tezą. A szkoda. Nie ukrywam, że liczyliśmy na to, iż nosząca cokolwiek żartobliwą nazwę, lecz w gruncie rzeczy jak najbardziej poważna idea „katolicyzmu fair trade” zasłuży na coś więcej niż tylko na kilka protekcjonalnych pstryczków.

Nie trzeba czytać tekstu zamieszczonego w „Kontakcie” (nr 17/2011), by zorientować się, że felieton o. Kowalczyka jest „pęknięty”. We wstępie autor streszcza ideę stojącą za ruchem Fair Trade (uczynienie globalnego handlu bardziej sprawiedliwym, m.in. poprzez doprowadzenie do tego, żeby ludzie weszli w posiadanie środków niezbędnych do realizowania swojej wolności). Dalej jednak czytamy już w zasadzie wyłącznie o naszych poglądach na antykoncepcję (marginalnych w perspektywie tego akurat artykułu) i aborcję (podpartych jedynie nieuzasadnionymi domysłami). Gołym okiem widać, że gdyby chodziło nam wyłącznie o ich podbudowanie, to odwołanie do Fair Trade’u byłoby zupełnie zbędne.

Żałuję, że czytelnik tekstu o. Kowalczyka nie dowie się z niego o clue naszego manifestu:

Fair Trade zwiększa naszą moralną wrażliwość, pozwalając nam zrozumieć, że znacznie więcej spośród wyborów, których dokonujemy na co dzień, daje się interpretować jako wybory moralne, nie zaś tylko instrumentalne. Wybór określonego produktu nie jest tylko kwestią smaku, lecz również wszystkiego, co się za tym produktem kryje: stosunków społecznych i stosunków pracy, a nade wszystko – losu drugiego człowieka. Mówiąc obrazowo, dobrze jest wiedzieć, że naszych nowych adidasów nie uszyło na przykład pracujące za przysłowiową miskę ryżu chińskie dziecko. Oczywiście, nikt z nas nie chciałby w takich adidasach chodzić. Pytanie jednak, czy dokładamy starań, by zorientować się w pochodzeniu naszego obuwia. Na gruncie idei Fair Trade sama wiedza o obecnym w świecie złu staje się moralnym obowiązkiem każdego człowieka. Ślepa wiara w istnienie globalnego, samoregulującego się i tym samym usprawiedliwiającego nas mechanizmu rynkowego wiedzie ku przekonaniu, że jesteśmy „w porządku”. W rzeczywistości na świecie jest dość cierpienia, by obciążyć nim sumienia nas wszystkich.

Recenzent zignorował to, co – naszym zdaniem – w „katolicyzmie fair trade” najciekawsze, tzn. imperatyw społecznego uświadomienia i zaangażowania chrześcijanina. Wywołany do tablicy, bez entuzjazmu odpowiadam krótko na sformułowane przez o. Kowalczyka zarzuty. 

Po pierwsze, przypisuje nam o. Kowalczyk przekonanie, że „każdy powinien sam decydować, co w praktyce oznacza bycie chrześcijaninem”. Następnie wytyka nam „kształtowanie (wiary katolickiej) na swoją modłę”, które przeciwstawia zdrowemu budowaniu jej w oparciu o katechizm. Raz jeszcze zajrzyjmy do recenzowanego tekstu:

Głos naszego sumienia nie jest […], jak się czasami słyszy, żadnym widzimisię, lecz sądem rozumu praktycznego. Zaufanie, które w nim pokładamy, powinno być wprost proporcjonalne do staranności, z jaką codziennie przystępujemy do jego formowania.

Na czym zaś innym polegać może formowanie sumienia, jeśli nie na konfrontowaniu go z fundamentalnymi punktami odniesienia, spośród których pierwszym jest Pismo Święte, a drugim – Magisterium Kościoła? Sumienie nie jest różdżką ani czarodziejską kulą. Jesteśmy odpowiedzialni za zapewnienie mu gleby, w której będzie ono mogło zapuścić korzenie. Dla chrześcijanina taką glebę stanowi Ewangelia. Rzecz jasna, stanowi ją również Katechizm. Warto jednak zauważyć, że jest on nabudowany na Ewangelii, że służy jej objaśnieniu i skonkretyzowaniu, ale że jej nie wyczerpuje. Zasady „katechizmowe” w różnym stopniu ugruntowane są w Objawieniu, co znajduje swój wyraz chociażby w tym, że niektóre z nich w przeszłości bywały poddawane korekcie (np. nauczanie Kościoła w sprawie kary śmierci).

Nie mam tu zamiaru wikłać się w szczegóły sporu o moralną dopuszczalność antykoncepcji, niemniej o tym, że wątpliwości związane z katechizmowym jej potępieniem nie są tylko moimi wątpliwościami, świadczą chociażby głosy redaktorów „Tygodnika Powszechnego” (nr 29/2008). Grunt, że moralne nauczanie Kościoła, wyłożone także w Katechizmie, od każdego z nas domaga się przełożenia na codzienne, jednostkowe wybory. Mimo swojego imponującego poziomu szczegółowości, Katechizm nie opisuje uniwersum ludzkich uczynków w całym jego zróżnicowaniu. W naszej niełatwej powszedniości potrzebujemy zatem rozumnego tłumacza, a tłumaczem tym jest sumienie. 

Po drugie, zestawił o. Kowalczyk naszą uwagę o „niejednoznacznej logice Ewangelii” z wypowiedzią Kazimiery Szczuki na temat „tajemniczego statusu płodu”. Sam chyba tylko recenzent wie, co ma jedno do drugiego. Zostawiając problematykę aborcji na boku, pozwolę sobie zacytować fragment innego mojego tekstu („Kontakt” nr 15/2010):

Miłością bliźniego swoje działania tłumaczyli zarówno inkwizytorzy, palący na stosach heretyków, jak i wzywający do tolerancji humaniści. Tyle tylko, że ci pierwsi za wyraz miłości brali troskę o zbawienie zabłąkanych dusz, ci zaś drudzy – obowiązek zagwarantowania każdemu człowiekowi danej mu przez Boga wolności. Dzisiaj mało kto uważa zwyczaj palenia czyjegoś ciała z myślą o pośmiertnych losach jego duszy za wyraz miłości. Kościół potrzebował wielu stuleci by dojść do wniosku, że nie tego nauczał Chrystus. Czy znaczy to jednak, że jesteśmy zgodni co do sposobu, w jaki powinniśmy realizować nasze chrześcijańskie powołanie? W żadnym wypadku, o czym poucza nas nie tylko doświadczenie dnia codziennego. W Ewangelii nie został nam dany żaden abstrakcyjny kodeks moralny, lecz żywy przykład postępowania Jezusa, który od każdego z nas domaga się interpretacji. W interpretacji tej pośredniczy Kościół, ale w wielu przypadkach i on nie narzuca nam szczegółowych odpowiedzi, wskazując na istotną rolę pielęgnowanej wrażliwości i formowanego sumienia w naszym życiu moralnym. Ewangelia pozostaje otwarta.

Czy postulowany przeze mnie, interpretacyjny pluralizm Ewangelii wyradza się – jak sugeruje o. Kowalczyk – w moralną anarchię, niech osądzą sami czytelnicy. Wydaje mi się, że przyjęcie go do wiadomości mogłoby wpłynąć kojąco na dyskurs anatem, tradycyjnie już wymienianych pomiędzy skłóconymi środowiskami polskich katolików. Dziś niemal każde z nich przekonane jest o tym, że tylko ono realizuje rzeczywiste przesłanie Ewangelii. Tymczasem ważne jest, by Ewangelia stanowiła dla chrześcijanina zaczyn myślenia przeciwko sobie samemu i przeciwko własnemu psychicznemu komfortowi. Konfrontowanie sumienia z Ewangelią ma sens wówczas, gdy będziemy skupiać się na tych wątkach czy ujęciach, które kwestionują nasz światopogląd, nie zaś na tych, które nas w nim utwierdzają. Tylko pod takim warunkiem Pismo stanie się dla nas żywą inspiracją, a jego lektura – lekcją chrześcijańskiej pokory i zaufania Bogu, a nie tylko własnemu rozumowi. Warto wszak pamiętać o naturalnym, lecz niebezpiecznym ciążeniu każdego człowieka ku poczuciu bezpieczeństwa i świętemu spokojowi.

Po trzecie wreszcie, recenzent zaleca nam – pozorującym tylko odwagę w myśleniu – wejście w spór ze światem, który na różne sposoby zwalcza dziś nauczanie Kościoła. Choć niewątpliwie Kościół nie prowadzi swojej misji w warunkach łatwych, to bardzo niebezpieczne wydaje mi się dokonywanie polaryzacji rzeczywistości na dwa obozy („zły świat” przeciwko „dobremu Kościołowi”). W tym manichejskim obrazie brakuje miejsca zarówno dla dobra, które wydarza się poza strukturami Kościoła, jak i dla zła, którego przyczyną jesteśmy my, chrześcijanie. Apel do młodych „intelektualistów katolickich” o to, by weszli w spór ze światem, jest możliwy tylko pod warunkiem wzięcia w nawias całej tradycji polskiego katolicyzmu otwartego, wraz z publicystyką Jerzego Turowicza i ks. Józefa Tischnera (któremu, nota bene, zawdzięczamy określenie „katolicyzm katechizmowy”). Nie przypuszczam zresztą, by postać tak znakomita jak o. Dariusz Kowalczyk dostrzegała w aktualnej sytuacji Kościoła same tylko zagrożenia, żadnych zaś nadziei, które moglibyśmy zawdzięczać naszej niebezpiecznej, lecz wciąż przecież pięknej współczesności.

Dodajmy, że idea „katolicyzmu fair trade” jest – mimo wszystko – pewną formą „wejścia w spór ze światem”. O ile jednak nasz recenzent – zapewne z racji krótkości swojego felietonu – nie wyjaśnił, co właściwie przez ów spór rozumie, o tyle my jak najbardziej to uczyniliśmy:

Wiemy, jaki jest świat. Jest niedoskonały i niedoskonały pozostanie. Pytanie, czy my, katolicy, jesteśmy gotowi do wzięcia za to swojej cząstki odpowiedzialności. Czy swoje zaangażowanie społeczne gotowi jesteśmy rozumieć jako obowiązek, nie zaś fakultatywną dobroczynność. Myślenie o drugim człowieku – nie tylko tym nienarodzonym, lecz także tym bezdomnym, głodnym czy ubogim – i służenie mu na miarę naszych możliwości nie jest jałmużną, nie jest gestem łaski.

Jestem głęboko przekonany, że co do powyższego nie ma między nami a naszym recenzentem sporu.

Redakcja „Kontaktu” stawia sobie za cel odważne poszukiwanie i formułowanie chrześcijańskich odpowiedzi na najbardziej fundamentalne społeczne problemy współczesności. Jeśli podejmujemy temat sumienia, to nie po to, aby obniżać, lecz aby podwyższać jego standardy, co wydaje się nieco utrudnione w perspektywie dominacji katechizmowego „odtąd dotąd” nad radykalizmem Ewangelii (proszę mi wybaczyć skrót myślowy). Martwi nas, że Kościół raczej usypia swoich wiernych lub koncentruje ich uwagę niemal wyłącznie na zagadnieniach związanych z życiem rodzinnym i etyką seksualną, niż pobudza w nich niepokój znacznie bardziej fundamentalny, będący źródłem angażowania się w dzieło czynienia świata trochę lepszym.

Chociażby więc ze względu na fakt, że skądinąd bardzo poważnemu problemowi łamania szóstego przykazania poświęca się dziś nieproporcjonalnie dużo uwagi w stosunku np. do problemu łamania przykazania siódmego, wypada zwrócić uwagę na wyeksponowaną w naszym tekście „kwestię społeczną”. Znieczulenie na nią jest bowiem wyrzutem sumienia nie tylko współczesnego świata, ale i współczesnego Kościoła. Naszym wyrzutem sumienia – ludzi chcących w jednym i drugim uczestniczyć, za jeden i drugi brać odpowiedzialność.

Sprawiedliwy Kościół
Misza Tomaszewski

urodzony w 1986 r. – był redaktorem naczelnym kwartalnika magazynu „Kontakt”, obecnie redaktor działu „Lewa nawa” w magazynie, nauczyciel i wychowawca w 2. Społecznym Liceum Ogólnokształcącym w Warszawie....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze