Moi nieocenieni parafianie niedawno uświadomili mi, że nieuchronnie zbliżam się do pięćdziesiątki. Najwyższy czas się ustatkować – pomyślałem i chyba na pomyśleniu rzecz się (na razie przynajmniej) zakończyła. Niemniej coś z upływem czasu jest na rzeczy, bo coraz częściej włącza mi się tryb wspominkowo-rozliczeniowy. Bywa, że irytująco zupełnie i bezużytecznie, bywa jednak, że ku nawróceniu. Ale nie lękajcie się, felieton nie będzie w trybie wspominkowym. Jednak przy tej okazji głębiej do mojej świadomości dotarło, co widać nawet w poprzednim zdaniu, że mam silną tendencję do patrzenia na świat przez pryzmat skuteczności i użyteczności. Nawet wspominanie i wspomnienia dzielę na użyteczne i mniej.
Skąd mi się to wzięło? Chyba trochę ze śląskich korzeni. Pragmatyzm i swoisty kult skutecznych rozwiązań – to było coś, w czym rosłem. Także kościelnie – w oparach skwapliwie hołubionej legendy o skuteczności (sic!) śląskiego duszpasterstwa. Mam wrażenie, że wielu Ślązaków, a i przyjezdnych, śląskością skutecznie zawirusowanych, funkcjonuje – także poza pracą – w trybie na akord, czyli – jak donosi uprzejmie słownik PWN, w systemie, w którym „wysokość wynagrodzenia zależy od ilości wyprodukowanego towaru lub od wykonanej normy”. A może się mylę, i to nie śląskość, tylko po prostu jedna z cech kultury, w której żyjemy w późnej ponowoczesności? Pochodna ustanowienia z zysku głównej miary biznesu, a w konsekwencji
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń