Powietrze jest lepkie i gęste, a dźwięki wiszą w nim jak dojrzewające owoce na gałęziach. Słyszę wszystko. Śpiew wróbli i kraczące wrony, stukanie dłut za ścianą, głos kobiety, która o coś pyta. Jej zdanie zakrzywia się w górę, tony są najwyższe przed samym znakiem zapytania. Jakaś inna odkrzykuje odpowiedź, krótkie jęknięcie. Plusk wody wylewanej do rynsztoka. Strumień z ulicznego kranu rozbijający się na chodniku. Wołanie sprzedawcy warzyw. Psia awantura na środku ulicy – pokiereszowane mordy szczerzą kły, kikuty utraconych ogonów sterczą w górze. Klaskanie mężczyzny rozpędzającego tę bójkę, dłoń o dłoń – psie warknięcia cichną w bocznych alejkach. Trąbienie autorikszy – zabawne, zabawkowe. Dzwonek roweru, pojedynczy, staromodny. I skrzypienie pedałów. Dęcie w muszlę, znak porannej modlitwy w domu obok. Szybko zagłuszony jazgotem piły tarczowej. Mieszkam w uliczce warsztatów samochodowych – tokarki, wiertarki, piły i silniki milkną tylko na kilka godzin krótkiej nocy. Trzeba spać szybko i mocno, dać się utulić śmiechom mężczyzn siedzących w kręgu, w przepoconych podkoszulkach, rzucających karty na chodnik usmarowanymi czarno rękami; dać się ukołysać furkotowi wiatraków, miłosnym piosenkom wyfruwającym ze smartfonów jak motyle, pokrzykiwaniom wypływającym zza przymkniętych okiennic, z wąskich zaułków, zakamarków tak małych, że nie mogłyby pomieścić jednego życia, a mieszczą całe
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń