Do Włoch na wakacje jeżdżę co roku i co roku próbuję odnotować pierwsze obserwacje, pierwsze wrażenia. Są wśród nich te, co zawsze, odkryte i nazwane po raz kolejny, takie same jak zwykle, tyle że odbierane przez człowieka jakoś zmienionego przez epidemię, wojny, kolejne troski i niespodzianki. I są rzeczy nowe, rzecz jasna, dopiero co zaistniałe.
Tym razem wjeżdżam od strony Austrii, przez graniczne Tarvisio, gdzie natychmiast kierujemy się na nocleg z widokiem na szczyty i przełęcze, wśród których jakieś nieznane mi porozumienie nieba i ziemi rozsnuwa tęczę.
Czy znacie ten rodzaj odkrycia, związany z postojem w miejscu, które traktowaliście dotychczas jako przejezdne, noclegowe? Takim miejscem, gdyby zatrzymał się w nim kiedyś naprawdę, nie tylko domyślną wyobraźnią, byłoby dla Zbigniewa Herberta Rovigo: miasto dworzec kolejowy, w którym jednak (jak pisze w wierszu) ktoś kasłał i ktoś umierał.
W Tarvisio, w oczekiwaniu na właścicieli hotelu Valverde, idziemy na pizzę. Kiedy moje towarzyszki kończą kolację, przechadzam się wzdłuż głównej ulicy. Wiele domów jest opuszczonych, naprawdę niemłodych. Wśród zardzewiałych bram zwracają moją uwagę arcydzielnie wykute drzwi, ewidentnie nieotwierane od lat, z wkomponowanym rokiem wykonan
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń