Tak się o nich mówi – o tych dniach grudniowych, ciemniejących już o piętnastej. Mówi się, że są najkrótsze w roku, a przeżywam je odwrotnie – jak oceany do przepłynięcia, grzęzawiska do przebrnięcia. Szczyt, a raczej dno, osiągniemy 21 grudnia. Wtedy się nasza półkula odbije, a dni zaczną wydłużać, o czym skrupulatnie powiadomią mnie aksamitne głosy spikerów Programu Drugiego Polskiego Radia. Mówią co dzień, o ile godzin i minut ten dzisiejszy jest krótszy od najdłuższego w roku albo przeciwnie – dłuższy od najkrótszego, w zależności od tego, gdzie na linii kalendarza znajduje się nasze ogólnospołeczne samopoczucie. Aktualnie potrzebne jest wszelkie wsparcie. Rok, który nie tyle dobiega, co mozolnie doczłapuje swego końca, był trudny. Zaczął się od kiepskich wiadomości z Chin, a jego finał pozbawiony jest pocieszeń i podpórek, do których przywykliśmy. Mam na myśli nie tylko radykalnie ograniczone możliwości uciekania przed szarzyzną i chłodem na przeciwległy kraniec świata, gdzie akurat dojrzewają soczyste pomelo, a na plażach można nabawić się nadmiernej opalenizny. Nie tylko niemożność spędzania wieczorów w wyperfumowanych i jarzących się jaskrawo galeriach handlowych, rozwibrowanych manią kupowania. Przede wszystkim mam na myśli brak wiary w przyszłość.
Przyszłość, jak wia
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń