Czy każdy ksiądz może zostać biskupem?
Nie każdy. Żeby zostać biskupem, trzeba mieć ukończone przynajmniej trzydzieści pięć lat i więcej niż pięć lat kapłaństwa. Oprócz tego potrzebny jest doktorat lub przynajmniej licencjat z Pisma Świętego, teologii lub prawa kanonicznego. Licencjat – to chyba ważne dopowiedzenie – na uczelniach kościelnych jest stopniem pośrednim między magisterium a doktoratem.
Czyli z założenia biskup ma być człowiekiem wykształconym.
Tak. Jeśli nie miałby takiego tytułu, bo tak może się zdarzyć, to wtedy prawo precyzuje, że musi być biegły w tych dyscyplinach. Oprócz tego kodeks mówi jeszcze, że kandydat na biskupa powinien się cechować niezachwianą wiarą, dobrymi obyczajami, pobożnością, gorliwością, mądrością, roztropnością i musi mieć dobrą opinię w swoim otoczeniu.
No to chyba szukamy ideałów…
Takie są założenia.
A życie pokazuje, zwłaszcza w ostatnim czasie, że potem bywa różnie.
Różni ludzie w różnym stopniu realizują te ideały. Może czasem niewystarczająco rozeznano kondycję kandydatów, a może być też tak, że niektórzy w momencie wyboru je realizowali, a zaprzepaścili w trakcie pełnienia posługi biskupiej.
Kto decyduje o tym, że ksiądz Iksiński zostanie biskupem?
Ostateczną decyzję podejmuje papież.
A idąc krok po kroku?
Najpierw biskup w danej diecezji w porozumieniu z innymi biskupami tworzy listę księży, którzy według niego nadają się do tego, by być biskupami, i spełniają niezbędne warunki. Mogą to być zarówno księża diecezjalni, jak i zakonni. Biskupowi nie wolno ujawnić tego przed księżmi, którzy są jego kandydatami. Taka lista trafia do nuncjusza apostolskiego, czyli przedstawiciela papieża w danym kraju. I to on ma najwięcej do powiedzenia w tej sprawie.
Czy nuncjusz z kimś to konsultuje?
Oczywiście. Zasięga opinii różnych środowisk – osób duchownych i świeckich, które też są zobowiązane do zachowania tajemnicy. Dopiero wtedy wybranych trzech kandydatów przedstawia Kongregacji do spraw Biskupów w Rzymie.
A sam zainteresowany w ogóle nie jest pytany o zdanie?
Na tym etapie jeszcze nie. Kongregacja do spraw Biskupów przygląda się przedstawionym kandydatom, pisze o nich opinie i przedstawia je ojcu świętemu. I on w oparciu o rekomendacje decyduje o tym, kto ma być biskupem. Może się kierować tymi opiniami i wybrać kogoś spośród przedstawionej mu trójki, ale jest do tego stopnia wolny w tym procesie, że może wybrać kogoś, kogo w tej trójce w ogóle nie było, według własnego rozeznania. I tak się zdarza.
Dopiero wtedy, gdy ojciec święty podejmie ostateczną decyzję, nuncjusz informuje tego, który został wybrany, i pyta go, czy przyjmuje nominację.
A on może powiedzieć: Nie, nie chcę być biskupem?
Może. I podobno coraz więcej kandydatów odmawia.
Z czego to wynika?
Sądzę, że każdy przypadek jest inny. Zapewne są tacy, którzy mówią „nie”, ponieważ mają jakieś przeszkody, o których papież, nuncjusz i kongregacja się nie dowiedzieli. Być może niektórzy oceniają, że ich predyspozycje nie pozwalają na to, by owocnie mogli pełnić tę funkcję. Są też tacy, którzy rozeznają, że mają inne powołanie w Kościele. Może niektórzy obawiają się podjęcia tego zadania w dzisiejszych czasach lub mają inne, osobiste powody.
Co ważne, ta procedura nominacji biskupich jest wynikiem stosunkowo późnych decyzji władzy kościelnej i nie wynika z Tradycji apostolskiej – w historii Kościoła proces ten wyglądał różnie. Moim zdaniem ten aktualny nie ma przed sobą świetlanej przyszłości. I to przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, wydaje się, że wymóg tajemnicy na wszystkich etapach wyłaniania kandydatów jest już niezrozumiały i uniemożliwia szersze konsultacje. Po drugie – cytując jedną z książek byłego przewodniczącego Konferencji Episkopatu Stanów Zjednoczonych arcybiskupa Johna Quinna – przy tak scentralizowanej proced
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń