Witold Gombrowicz
fot. East News

Kto raz był wyśmiany, będzie wyśmiewał innych. Bez litości, aby nikt nie zaśmiał się zeń po raz wtóry.

Ulubione zajęcie Gombrowicza? Strojenie min do lustra. Jak wspominają świadkowie, miał ich tysiące i to na każdą okazję. Błazen, filozof, miłośnik muzyki klasycznej, kochanek, szachista, wytrawny czytelnik – ta lista nie ma końca. Przez całe życie pracował nad maską pośmiertną: genialnego pisarza. Niemal mu się udało, ujrzeć bowiem właściwą twarz Witolda Gombrowicza (naszego polskiego Doriana Graya) jest niezwykle trudno. Jedynie w kilku momentach nie stroi min, a własne oblicze bierze górę i maluje na przemian rumieńcami policzków i bladą starością właściwą twarz. I wtedy widzimy wyraźniej: zraniony, przestraszony, uciekający od miłości, bo kochał tylko siebie.

Z niedojrzałości uczynić atut

Gombrowicz był świetnym sztukmistrzem: udało mu się nas przekonać, że jego pierwszą książką była Ferdydurke. W rzeczywistości była trzecią. Rękopis swojej pierwszej powieści spalił ze wstydu, tak jak mu poradziła jedna z czytelniczek. Był 1929 rok, a zakopiański śnieg przykrył popioły na tyle skutecznie, że do dziś nie znamy nawet tytułu tego utworu. Debiutuje późno, bo w wieku 29 lat. Wydaje wtedy Pamiętnik z okresu dojrzewania – niezbyt trafny tytuł w wypadku mężczyzny będącego w pełni sił. Krytycy literaccy jego czasu zarzucają mu niedojrzałość. Trudno się jakiemukolwiek autorowi przed takim argumentem obronić. Odpowiedzią może być jedynie kolejna książka. Poważniejsza, dojrzalsza. Gombrowicz wybiera jednak inną strategię, iście przewrotną. Zamiast bronić się przed zarzucaną mu niedojrzałością i gwałtownie dojrzewać, mężnieć i poważnieć, zacznie nią grać na swój sposób. Zarzucacie mi niedojrzałość? Proszę bardzo, udowodnię wam, jak bardzo potrafię być niedojrzały. Ferdydurke zaczyna się właśnie od wstydu, od powrotu do szkolnej ławki i ponownie zdawanej matury. Witold ma wtedy 34 lata, z niedojrzałości czyni jeden z głównych tematów. Ferdydurke to swoista rewolucja. Gombrowicz bierze trywialne słowa takie jak „pupa”, „gęba”, „łydka” i nie podążając ani w wulgarność, ani w język rynsztokowy, nadaje im znaczenie filozoficzne. Przy okazji wykręca język polski w zdania absurdalne, ale i oszałamiające zarazem. Zdania, w których jest rytm, muzyczność. Zdania, które przesuwają granice mowy ojczystej tak, że

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Kup miesięcznik W drodze 2024, nr 07, a przeczytasz cały numer

Wyczyść
Mistrz masek
Marcin Cielecki

urodzony w 1979 r. – polski poeta, eseista, recenzent, pisarz.  Autor m.in. zbioru esejów Miasto wewnętrzne, książek poetyckich Ostatnie Królestwo, Czas przycinania winnic....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze