Niedawno z najmłodszym z moich dzieci poszłam do kina na Hobbita – kolejne zmaganie się reżysera Petera Jacksona z twórczością J.R.R. Tolkiena.
Muszę się od razu przyznać, że nie należę do fanów ekranizacji dzieł słynnego angielskiego pisarza, a sam film, chociaż technicznie bardziej udany od Władcy Pierścieni, nie zrobił na mnie większego wrażenia, miejscami wręcz bardzo irytował.
Wychowałam się na dziecięcej i młodzieżowej literaturze angielskiej XIX i XX wieku, najpierw czytanej mi przez nianię czy matkę, a potem bardzo szybko samodzielnie. Niania czytała nam m.in. książki Beatrix Potter, autorki Piotrusia Królika, oraz oczywiście Kubusia Puchatka i wszystkie pozostałe książki A.A. Milne’a. Sama zaczęłam od zbioru 12 książek z bajkami Andrew Langa, szkockiego poety, pisarza i krytyka literackiego. Potem przyszedł czas na Alicję w Krainie Czarów i Po drugiej stronie lustra Carrolla, Just so Stories (Takie sobie bajeczki) oraz Księgę dżungli Kiplinga, O czym szumią wierzby Kennetha Grahame’a i Opowieści z Narnii C.S. Lewisa, żeby wymienić tylko niektóre. Pamiętam dokładnie, kiedy po raz pierwszy przeczytałam Hobbita. Było to w cz
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń