Dzieci jednego Boga
fot. spring fed images / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Pierwszy List do Koryntian

0 votes
Wyczyść

Człowiek o twardym karku. Historia księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela, Dariusz Rosiak, wyd. Czarne, Wołowiec 2013

Kościół, […] pomnąc na wspólne z Żydami dziedzictwo, opłakuje, nie z pobudek politycznych, ale pod wpływem religijnej miłości ewangelicznej, akty nienawiści, prześladowania, przejawy antysemityzmu, które kiedykolwiek i przez kogokolwiek kierowane były przeciw Żydom.

 Nostra aetate, 1965

Dokumenty soborowe nadal stanowią dla nas zadanie, wskazują na to, co ciągle jeszcze przed nami. Sformułowanie Ecclesia deplorat, czyli Kościół opłakuje, stanowi nie lada wyzwanie dla wielu chrześcijan dotkniętych nienawiścią i chorobą antysemityzmu. O zadaniu tym przypomina dobitnie historia księdza – Żyda, opisana przez Dariusza Rosiaka w książce Człowiek o twardym karku. Historia życia księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela. Urodzony w 1943 roku w getcie, wychowany w Święcianach przez polskich rodziców kapłan, dowiaduje się o swojej tożsamości po latach. Proces odnajdywania i integrowania siebie jako Żyda i chrześcijanina, człowieka dwóch tożsamości, dwóch rodzin i dwóch miłości, ale jednego Boga, jest bolesny i trudny. Rozgrywa się on nie tylko na planie indywidualnym, nie tylko w życiu tego wyjątkowego, bo żydowskiego księdza, ale też na planie społecznym i religijnym. Historia ta rzuca nowe światło na powojenne polskie społeczeństwo, na nas dzisiaj, na polski Kościół, a także na społeczność żydowską w Izraelu, miejscu, które wszyscy nazywamy Ziemią Świętą.

W imię Żyda

Zaczęło się od niejasności i domniemań. Jakiś pijak na ulicy rzucił przezwisko „żydowski bajstruk”, potem pojawiły się pytania: Do kogo jesteś podobny, do ojca czy do matki? W seminarium przełożeni zastanawiają się, czy Romek został w ogóle ochrzczony. To oczywiście było wówczas, niedługo po wojnie, pytanie możliwe i dopuszczalne. Rodzice chrzestni Romka potwierdzają. Chrzest odbył się na pewno. Temat pochodzenia wraca jednak i nie daje spokoju. W końcu w wieku trzydziestu pięciu lat Romuald Waszkinel dowiaduje się od swojej polskiej matki, że miał żydowskich rodziców, którzy go bardzo kochali. Niestety nazwisko, imiona, jakiekolwiek drobiazgi, które mogłyby teraz połączyć jego historię z tamtą, wojenną, przepadły. Ksiądz rozpoczyna poszukiwania. Spędza jakiś czas w izraelskim kibucu i we wspólnocie hebrajskich katolików, szuka swego miejsca pośród Żydów i między chrześcijanami, w pewien sposób, łącząc obydwie tożsamości, staje się niewygodny dla jednych i drugich. Poszukiwania korzeni i proces ich rekonstrukcji trwają do dziś. Ważnym momentem musiało być dla księdza odnalezienie i przyjęcie swojego pierwszego imienia i nazwiska. Ponieważ jednak został nie tylko uratowany przez polską rodzinę, ale był też przez nią kochany i otaczany prawdziwą świętą miłością, polskie imię i nazwisko pozostało, a dzięki staraniom księdza Emilia i Piotr Waszkinelowie otrzymali medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Polska matka księdza wspominała, że jego żydowska mama, zostawiając go, prosiła: „Pani jest chrześcijanką. Pani wierzy w Jezusa, przecież On był Żydem. Niech więc pani ratuje to żydowskie niemowlę w imię tego Żyda, w którego pani wierzy. Zobaczy pani, jak ten chłopiec wyrośnie, zostanie księdzem, będzie nauczał ludzi”. Wtedy dla tych dwóch kobiet to spotkanie, ofiarna miłość i zaufanie stały się faktem. Życie księdza Wekslera-Waszkinela jest przedłużeniem tego cudu i zarazem zaproszeniem do niego innych. Niestety z obydwu stron przeważają uprzedzenia i mnożą się trudności. Bo miłość i miłosierdzie głoszone w obydwu religiach, jak się okazuje, mają granice. Leżą one tam, gdzie kończą się partykularne interesy, a wyznacza je często ludzka małość. Dlatego w Izraelu tak trudno mu otrzymać wsparcie, możliwość pobytu, pracę, nauczyć się języka, nie może też korzystać z prawa powrotu. Jako ksiądz katolicki jest najbardziej niechcianym spośród dzieci Izraela. Tak skwitował to w książce Rosiaka Dariusz Libionka: „W Izraelu lepiej traktują polskich ubeków niż jego. Wielokrotnie mu mówiłem: »Jesteś księdzem, nigdy w życiu muchy nie skrzywdziłeś, ale z punktu widzenia Państwa Izrael jesteś gorszy niż najgorszy ubek, który torturował ludzi w Polsce, a potem uciekł do Jerozolimy«”.

Miasteczka, których nie ma

Kiedy Romuald Waszkinel zdecydował się na kapłaństwo, nie znał jeszcze prawdy o sobie. A jednak czegoś się domyślał. Pójście za niepokornym Żydem, tak, właśnie za Żydem – Jezusem, wydawało mu się fascynujące. „Kiedy […] zdałem sobie sprawę, że mam zostać jego wybranym uczniem – kapłanem, wobec faktu powracających wciąż podejrzeń o żydowskie pochodzenie, pomyślałem: byłoby cudownie, gdybym naprawdę był Żydem…” – wspomina ksiądz.

Wiedza o żydowskich korzeniach jest jak nerw, którego większość z nas jest pozbawiona. Ksiądz stał się szczególnie czuły na wszelkie przejawy nietolerancji, na antysemityzm, który w polskim Kościele jest wciąż obecny, przynależy także do polskiej tradycji ludowej. Część środowiska KUL-u zapisała się niechlubnie w pamięci księdza jako wsteczna i zadufana w sobie, niewidząca świata poza św. Tomaszem, odrzucająca nowe tendencje w filozofii i wciąż mocno antysemicka. Ksiądz Weksler-Waszkinel nie może zrozumieć, jak to możliwe, by zarówno w świetle Ewangelii, jak i dokumentów soborowych i wypowiedzi Jana Pawła II, można było na tej katolickiej uczelni szerzyć antysemickie koncepcje Feliksa Konecznego. Bezpośrednie akty wrogości bolą coraz bardziej. Jako człowiek niebywale wrażliwy, a w tym szczególnym dla siebie czasie czuły na punkcie antysemityzmu, traktuje niemal osobiście każdy napis na murze, każde pełne nienawiści hasło, każdy przejaw tego, co powinno być największym wstydem Polaków. W tym czasie wychodzi też na jaw sprawa Jedwabnego. Brak jednoznacznego potępienia ze strony hierarchii bierności Polaków i aktów nienawiści takich jak pogrom kielecki staje się raną w sercu żydowskiego księdza. Z opowieści, którą konstruuje Rosiak, możemy się domyślać, że pozostanie w kapłaństwie musiało być dla księdza niejednokrotnie ogromnym, wręcz heroicznym wyzwaniem. O ileż łatwiej było porzucić sutannę i zostać Żydem. Obywatelstwo, wsparcie środowiska, wszystko to miałby zagwarantowane.

Jako ksiądz staje się wyrzutem sumienia, głosem prawdy w kwestiach, których nikt nie traktuje poważnie, a on doświadcza mocno i osobiście. „Ci Polacy, którzy pisali na murach »Żydzi do gazu« – mówił podczas jednej z homilii – pewnie nie zdawali sobie sprawy, że wpisują się w wyroki hitlerowskie, że każdy Polak, który to pisze, jest kolaborantem Hitlera”.

Temat antysemityzmu jest dziś często odsuwany, bagatelizowany i kwitowany stwierdzeniem, że Żydów w Polsce już prawie nie ma. Gdziekolwiek jednak są, ich pamięć jest wciąż żywa. Miejsca pozostały osierocone, opustoszałe miasteczka są jak widma bez tamtego, przedwojennego życia. Obserwuję to w podwarszawskim Grodzisku, Dukli, Makowie Mazowieckim. Mieszkańcy często chcą zapomnieć, zamieść i uprzątnąć ślady, szczególnie jeśli w stosunku do Żydów nie zawsze postępowali godnie, szczególnie jeśli domy, które zamieszkują, niegdyś należały do kogoś innego. Tego nie da się jednak zatrzeć. Miasta mają swoją pamięć i pamięć ta trwa, nawet jeśli – tak jak w Makowie – na miejscu cmentarza żydowskiego powstanie dworzec autobusowy, jeśli spłoną drewniane domy, a na ich miejscu wybuduje się nowoczesne osiedle. Pustka rodzi smutek. Prowadząc działania na rzecz pamięci o żydowskich mieszkańcach miasteczek, spotkałam wiele osób, które czują podobnie, które w takich miejscach nie potrafią nie opłakiwać. Strata jest oczywista i bolesna.

Ksiądz Romuald Jakub Weksler-Waszkinel pewnego dnia został zaproszony do udziału w szczególnym misterium. W Lublinie, po dwóch stronach Bramy Grodzkiej, stanęły szpalery ludzi. Z jednej strony byli to ocaleni z Zagłady, z drugiej – Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Pomiędzy nimi stanął właśnie on. Z rąk do rąk, umieszczona w glinianych naczyniach, wędrowała ziemia. Z jednej strony była to ziemia spod nieistniejącego już kościoła, z drugiej – spod nieistniejącej synagogi. Kiedy naczynia spotkały się w dłoniach księdza Wekslera-Waszkinela, ten zmieszał ją i zasadził dwie winorośle, jedną z Polski, drugą z Izraela. Gest był symboliczny, ale symbolem i drogowskazem jest też sam ksiądz. Jego polsko-żydowska tożsamość to nie tylko jego osobiste zadanie, ale też zadanie dla nas i dla Żydów, zadanie, które zaprasza nas do wyjścia z ciasnych wyobrażeń, z lęków i fobii i prowadzi ku prawdziwemu spotkaniu. „On jest wielkim znakiem zaufania – mówi w książce Joanna Krupska – zjednoczenia polskości z judaizmem. Mama oddała go polskiej rodzinie na wychowanie. Wiem, że to była konieczność, ale z tej konieczności zrodził się symbol pogodzenia dwóch kultur (…). A po drugiej stronie znalazła się kobieta chrześcijańska, która wraz z mężem ten gest przyjęła i wychowała chłopca. To jest symboliczny gest przyjęcia narodu żydowskiego do siebie, do polskości”.

Żyd, katolicki ksiądz, ocalały z Holokaustu świadek miłości przekraczającej granice narodowe i religijne przypomina nam, że wszyscy jesteśmy dziećmi Izraela, mamy jednego Boga, a kierunek naszej wędrówki jest taki sam.

Dzieci jednego Boga
Joanna Sarnecka

urodzona w 1975 r. – absolwentka Katedry Etnologii i Antropologii UW, animatorka, inicjatorka m.in. projektu Ulica Żydowska, obecnie członek stowarzyszenia Sztetl Dukla. Pracuje z dziećmi i młodzieżą w Beskidzie Niskim, dz...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze