To, że człowiek nie pójdzie codziennie do teatru, nie jest tak istotne, jak na przykład to, że codziennie musi korzystać z kanalizacji. To było dla nas odkrycie.
Michał Kacprzyk: Któregoś dnia po prostu wziąłem psa, plecak i wyjechałem z Warszawy. Miałem 22 lata. Czułem się jak osadnik na Dzikim Zachodzie – w środku wielkiego niczego, jako wielki nikt. Wszystkie moje rzeczy mieściły się w tym jednym plecaku. Niesłychanie inspirujące doświadczenie.
Joanna Sarnecka: Co chciałeś robić?
Michał: To był czas, kiedy w Polsce na nowo odkryto hodowlę kóz. Poszła fama, że można na tym nieźle zarobić. Ale nikt się na tym nie znał. Nawet weterynarze. Więc na początek założyłem ze znajomymi spółkę hodowlaną, a jak rozkręciliśmy interes, to zacząłem szukać czegoś na własny rachunek i tak wylądowałem w Zawadce Rymanowskiej.
Czyli to wszystko „wina” Michała?
Janina Kacprzyk: Odkąd pamiętam, zawsze chciał mieszkać w Beskidzie Niskim. Kiedy się poznaliśmy i zaczęliśmy rozmawiać o wspólnej przyszłości, od razu mi zakomunikował, że zamierza mieszkać na stałe w górach. Taka transakcja wiązana. Nie powiem. Pomysł szalony, ale spodobało mi się. Nie było to odległe od moich ówczesnych zainteresowań. Grałam wtedy w warszawskiej grupie „Werchowyna” wykonującej muzykę łemkowską z tych stron. Moja rodzina od zawsze miała ciągoty do pięknych i sielskich miejsc. Tyle że nikomu nie przyszłoby do głowy wyjeżdżać, w dodatku tak daleko od domu. Jak się jednak okazało, nie to było najtrudniejsze. Michał martwił się, że decyzja o przeprowadzce przyszła mi zbyt łatwo. Obawiał się, że dopiero za jakiś czas się zorientuję, w co się wpakowałam, i wtedy powiem: Fajnie było, a teraz wracajmy.
Michał: Bo Janeczka pochodzi z rodziny o tradycjach osiadłych, w której nikt z własnej woli się nie przeprowadzał. Natomiast moja rodzina ciągle się gdzieś przeprowadzała.
Jak trafiliście na Zawadkę?
Janina: Czas był trudny. Nie mieliśmy pieniędzy na budowę czegoś własnego. To w sumie okazało się błogosławieństwem. Był czas na zastanowienie się, czy na pewno chcemy tutaj zostać. Początkowo wcale nie planowaliśmy zakładania gospodarstwa agroturystycznego. Michała ciągnęło do hodowli. Mnie bardziej do pracy z ludźmi. Znaleźliśmy i wydzierżawiliśmy najmniejszy – czyli najładniejszy PGR i on był właśnie w Zawadce. Tu zaczęliśmy gospodarować z naszym stadkiem kó
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń