Trzy krótkie opowiastki o trzech dziwnych zdarzeniach.
Gdy piszę te słowa, Komisja Europejska wyraża swoje oburzenie na nową poprawkę do węgierskiej konstytucji, przegłosowaną przez parlament w Budapeszcie. Eurokratom nie podoba się m.in. zapis o małżeństwie jako „związku kobiety i mężczyzny”. Prawicowy Fidesz premiera Viktora Orbana miałby brutalnie „łamać unijne standardy”.
Kilka dni wcześniej czterech ministrów spraw zagranicznych krajów UE, z szefem niemieckiej dyplomacji Guidem Westerwellem na czele, wystosowało do przewodniczącego Komisji Europejskiej list: domagają się w nim wprowadzenia zasady, zgodnie z którą państwa „łamiące standardy” straciłyby możliwość korzystania z funduszy spójności. Pierwszą ofiarą nowych regulacji padłyby właśnie Węgry.
Gdyby pomysły Westerwellego i jego kolegów weszły w życie, na Starym Kontynencie zapanowałaby już nie łagodna dyktatura, lecz prawdziwy terror politycznej poprawności. Nie ma związków partnerskich? Nie ma kasy. Nie ma aborcji na życzenie? Pożegnajcie się z miliardami euro na autostrady. Nie ma parytetów płciowych w biznesie? Kurek zakręcony.
Węgry są jedynie królikiem doświadczalnym. Można sobie wyobrazić, że za chwilę podobne sankcje spotkają Polskę. „Unijne standardy” będą wymuszane za pomocą ekonomicznego szantażu – który rząd pójdzie na otwartą, ideologiczną wojnę z Brukselą, mając nad głową taki topór? Spełnią się wówczas najskrytsze marzenia euroentuzjastów o kontynencie wypranym z wszelkich pozostałości chrześcijańskiego systemu w
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń