A którzy czekali znaków
i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już (…).
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie
– napisał Czesław Miłosz w Piosence o końcu świata. Przeżywam całe mnóstwo końców świata. Jak każdy z nas.
Końcem świata było moje wstąpienie do dominikanek: radosne pożegnanie się z marzeniami o karierze naukowej i przywdzianie białego habitu budzącego mój naiwny zachwyt. Nie przewidziałam, że tak szybko się brudzi. Innego końca świata nie będzie.
Końcem świata było odkrycie, że w klasztorze – nawet dominikańskim – nie jest i nigdy nie będzie jak w Duszpasterstwie Akademickim Beczka. Że życie zakonne nie polega na miłych pogawędkach przy beczkowych śniadankach, uroczystym odśpiewywaniu Rorate caeli w ciemnym kościele, wycieczkach i kółkach zainteresowań, a potem – zaszyciu się w swoim świecie. Ten „mój świat” właśnie się skończył. Teraz jest „nasz świat”. Zostałam wrzucona w egzystencję, która trwa dzień po dniu. Godzina po godzinie. Minuta po minucie. Kapie jak woda z nieszczelnego kranu. Niczego nie mogę sobie zaplanować. Ktoś o tym decyduje. Mówią, że Bóg, ale ja nie potrafię tego zrozumieć. Innego końca świata nie będzie.
Dają mi do ręki miotłę, wiaderko, jakieś grabki, a ja
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń