Elity lewicowo-liberalne powinny zrozumieć, że o ile w świecie chrześcijańskim mogą się czuć bezpieczne, o tyle w muzułmańskim otoczeniu ich życie może być zagrożone. Europa powinna wrócić do korzeni, czyli chrześcijaństwa i kultury chrześcijańskiej.
W Europie nie ma wojny religijnej. To konfrontacja dwóch systemów wartości.
Atak na redakcję francuskiego satyrycznego pisma „Charlie Hebdo” pokazuje, że dla muzułmanów wrogiem jest lewicowo-liberalna Europa, a nie Europa chrześcijańska. Paradoks polega na tym, że to właśnie ta pierwsza Europa przez całe lata traktowała muzułmanów w sposób uprzywilejowany, a polityczna poprawność nie pozwalała nawet krytykować kiepskiej integracji wyznawców Allaha. Pokolenie marca ’68 nie przewidziało jednak tego, że muzułmanom bardziej po drodze będzie z chrześcijanami niż z ateistami. Przynajmniej na razie.
Zapraszamy, ale…
Zacznijmy od oczywistego przypomnienia, że muzułmańscy przybysze są w Europie w dużej mierze pozostałością epoki kolonialnej. Algierczycy i Tunezyjczycy we Francji, a Marokańczycy w Belgii, zaczęli się osiedlać w zachodniej Europie w latach sześćdziesiątych, równolegle z procesem odzyskiwania niepodległości przez kraje afrykańskie i bliskowschodnie. Ich napływ był spowodowany dwoma czynnikami: potrzebą znalezienia taniej siły roboczej przez rozwijające się prężnie gospodarki krajów europejskich oraz pewnego rodzaju zobowiązaniem wobec byłych kolonii (stąd też Kongijczycy w Belgii). Przyjezdni dostali pracę, dodatki socjalne i możliwość życia w o wiele lepszych warunkach materialnych niż w kraju, z którego przybyli. Oczekiwano od nich tylko tego, że będą tanią (w porównaniu z autochtonami) siłą roboczą. W zamian nie stawiano im żadnych warunków, no może poza jednym: awans społeczny imigrantów nie był czymś mile widzianym. Nie żądano od nich, by się zasymilowali kulturowo i cywilizacyjnie. Mogli dalej żyć zgodnie ze swoimi zasadami, wyznawać swoją wiarę i… mieszkać w gettach. Nawet w kraju tak otwarcie laickim jak Francja muzułmanom pozwolono stawiać kolejne meczety. Jednocześnie ich miejsce było na marginesie społecznym: mieszkali w przeludnionych blokowiskach na przedmieściach dużych miast – tzw. dobre dzielnice były raczej nie dla nich. Belgia, a na pewno Bruksela, jest w tym kontekście wyjątkiem, bo tu doszło do większego przemieszania i ludność kolorowa nie mieszka w gettach. Ale i tu przybysze są skaz
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń