1 czerwca 1943 roku wcześnie rano Niemcy weszli do wsi Sochy na Zamojszczyźnie. Najpierw rozstrzelali większość jej mieszkańców, spalili ich domy, potem jeszcze nadleciały samoloty, które zbombardowały to, co zostało. Wieś przestała istnieć. Teresa Ferenc miała wówczas 9 lat – na jej oczach zginął ojciec, a kilka minut później mama. Renia została z pięcioletnim bratem i trzyletnią siostrą. Po latach jej córka Anna Janko pojechała do Soch, by zmierzyć się z tragedią swojej matki. Tak powstała „Mała Zagłada”.
Katarzyna Kolska: Przywróciła pani swoją książką pamięć o tym, o czym wielu z nas nie chce pamiętać.
Anna Janko: Pamiętamy o powstaniu warszawskim, pamiętamy oczywiście o Holokauście, natomiast to, co się działo na polskiej wsi, między innymi na Zamojszczyźnie, jest o wiele mniej znane.
Napisała pani, że Niemcy są sprawcami pani losu. Brzmi to zaskakująco w ustach kobiety, która urodziła się kilkanaście lat po wojnie.
To stwierdzenie jest oczywiście jednym z wielu zabiegów artystycznych, jakie stosuję w tej książce. Wyrażam się ironicznie, czasem wręcz sarkastycznie, aby wyrazić silne emocje. Tak naprawdę jest to książka o emocjach. Oczywiście – o faktach, o polskiej historii, o ludziach, ale przede wszystkim o emocjach. Wszystkie zakręty historii mają wpływ na los ludzi – nie tylko w tym pokoleniu, ale i w następnych.
Jak się żyje z wojną w tle?
Ma się wrażenie, że to jest normalne, że strach przed zagrożeniem towarzyszy wszystkim. Gdy byłam młodą dziewczyną, stale miałam świadomość, że żyję w przerwie między wojnami. Dokładnie tak definiował pokój słynny generał pruski von Clausewitz: „Pokój to jedynie przerwa między dwiema wojnami”. Tragedia mojej mamy miała zasadniczy wpływ na jej decyzje życiowe. Ale i moje zachowania i decyzje też zależały od tego „wojennego” klimatu, bo się w nim wychowywałam, żyjąc w cieniu rodzinnej traumy. Jeżeli ktoś od małego się boi, to później wybiera takie wersje swojego życiorysu, które będą jak najdalsze od źródeł niebezpieczeństwa.
Czuje się pani zarażona wojną?
Tak można powiedzieć o Polakach w ogóle. Jesteśmy historycznie zarażeni wojną, ponieważ okresy bez wojny w Polsce były bardzo krótkie. Teraz wyjątkowo długo trwa owo „bezwojnie” – 70 lat pokoju, tego dotąd w historii Polski nie było. Mówię tutaj o zbrojnych działaniach, nie np. o życiu pod presją w czasie zaborów.
Może dlatego, że żyjemy w czasach pokoju, wojnę nawet trochę polubiliśmy: jako dzieci oglądaliśmy Czterech pancernych, każdy chłopiec chciał być Jankiem Kosem albo Gustlikiem, a dziewczynki Marusią albo Lidką. Bawiliśmy się w wojnę na podwórku…
Myślę, że człowiek po prostu lubi wojnę. Istnieje przecież coś takiego jak eros wojny.
To straszne, co pani mówi.
To ponura prawda. Agresja jest bardzo ludzką cechą, należymy do wojowniczego gatunku od początku dziejów. Zmienia się tylko poziom wojowania i jakość narzędzi do zabijania – nie ma maczet, nie ma dzid, mamy za to superdalekosiężną broń.
Tylko że kiedy bawiliśmy się na podwórku w czterech pancernych, to nikt nie chciał być złym Niemcem.
Bo wolimy wierzyć, że człowiek rodzi się dobry i że dobro zwycięża zło. To jest nam potrzebne do dobrego samopoczucia. Ale historia ludzkości jest jednak
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń