Tata zbudził mnie przed świtem. Pochylona nad wanną ochlapywałam twarz i włosy chłodną wodą. Nie cierpię wstawać przed słońcem, ale czekała nas wspaniała podróż – aż nad morze. Na peronie na Wschodniej było ciemno i gęsto od ludzi. Do pociągów pospiesznych, bez rezerwacji, wsiadało się sposobem. Zamiast pchać się z tłumem do drzwi wagonu, tata wypatrywał uchylonego okna, z którego wychylał się jakiś zaspany i zaciekawiony podróżny. Spytał, czy znajdzie się dla nas miejsce, i podał przez okno najpierw mnie. Z mocnego uścisku obcych ramion uwolniłam się dopiero na siedzeniu obitym brązowym materiałem z nadrukiem PKP. Obok lądowały walizki, a chwilę później tata przeciskał się do nas przez zapchany ludźmi i bagażami korytarz.
W dusznym przedziale, wypełnionym zapachem snu, kanapek zawiniętych w zatłuszczony papier, piwa i herbaty z termosów cisza obowiązywała do świtu. Potem, gdy się rozjaśniło, zaczynało się szeleszczenie – kanapki znikały w ustach, popijane parującą z plastikowych zakrętek herbatą. Jedzenie krążyło między nami. Otwarta paczka paluszków albo wafelków najpierw objeżdżała współpodróżnych, a potem – uszczuplona wśród uprzejmych:
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń