Lem był wielkim humanistą i w centrum wszystkiego stawiał zawsze człowieka, nie technologię. Dlatego coraz bardziej obawiał się tego, co widział – zachwiania balansu między człowiekiem a technologiami, które miały mu służyć.
Rozmawiają Maciej Kawecki i Anna Król
Kiedy po raz pierwszy zetknął się pan z twórczością Lema?
To były Opowieści o pilocie Pirxie, szkoła podstawowa. I to bolało.
Nie Bajki robotów?
Nie. Pirx. A szczerze mówiąc, mój pierwszy kontakt z Lemem to nie były jego utwory, tylko jego wizerunek. W sali do języka polskiego mieliśmy na ścianie zdjęcia Tadeusza Różewicza, Wisławy Szymborskiej, ks. Józefa Tischnera i właśnie Stanisława Lema. Wszyscy oni jeszcze wtedy żyli. Zdjęcie Lema wisiało dokładnie nad moją ławką. To była taka charakterystyczna fotografia z trzymanym w ręce kosmonautą. I ja wciąż na to zdjęcie patrzyłem na lekcjach. Można więc powiedzieć, że przeszliśmy razem całą podstawówkę.
Wtedy też przeczytałem wspomniane już Opowieści o pilocie Pirxie. To była dla mnie męczarnia. I muszę przyznać, że do dziś nie przepadam za tą książką. Po latach rozmawiałem z rodziną Stanisława Lema i oni też uważają, że umieszczenie jej w kanonie lektur szkolnych było złym pomysłem. To nie jest dobry początek przygody z jego dziełami. Dzieciaki nie są przygotowane do czytania tak trudnej lektury, która jest naszpikowana wiedzą technologiczną, pełna neologizmów.
Potem długo nie czytałem Lema. Wróciłem do niego dopiero w trakcie studiów prawniczych, podczas intensywnych sesji, kiedy szukałem ucieczki od tematów prawnych. Wtedy przeczytałem Summa technologiae. I wpadłem w absolutny zachwyt. Książka wciągnęła mnie tak bardzo, że czytałem ją wielokrotnie, szukałem związków między Summa technologiae a Summa theologiae św. Tomasza z Akwinu. Czytanie Lema było czymś niesamowitym. Do dziś jest to dla mnie jego najważniejsza książka.
Po raz drugi zakochałem się w twórczości Lema, gdy trafiłem na jego felietony w „Tygodniku Powszechnym”.
Czyli nie podpisze się pan pod stwierdzeniem, że „książki Lema to książki dla dorastających chłopców”?
Książki Lema są dość szorstkie, pozbawione uczuć, tam nie ma romansów – może poza Solaris. Lem nie skupia się na relacjach międzyludzkich. Dlatego na tym poziomie odbioru to może być lektura dla chłopaków. Ale to tylko jedna z warstw.
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń