Zmarł Marian Turski – gigant. W czerwcu skończyłby 99 lat. Kiedy w styczniu, w imieniu coraz mniejszej z każdym rokiem garstki ocalałych z Auschwitz witał gości na uroczystościach rocznicy wyzwolenia obozu, można było odnieść wrażenie, że robi to już siłą woli. Kilka lat temu zostałem mu przedstawiony, czułem się wtedy, jakbym stanął przed majestatem. Jakaś minutowa rozmowa o sporcie, ale zeszło na Falenicę. Po pewnym czasie spotkaliśmy się znowu i teraz sam się przedstawiłem, uważając, że redaktor Turski nie miał prawa mnie zapamiętać. Ale nim cokolwiek więcej powiedziałem, usłyszałem z jego ust: „Oczywiście, wiem, Falenica”.
W dniu jego śmierci czytałem właśnie wyjątkową książkę. Nie książkę. Księgę Falenicy – Sefer Falenic. 845 stron historii Żydów falenickich, głównie tej najbardziej tragicznej, przypadającej na Holokaust. Wspomnienia ocalałych spisano jeszcze w latach sześćdziesiątych i opublikowano je w językach jidysz i hebrajskim w Tel Awiwie. Teraz, dzięki przede wszystkim Europejskiemu Instytutowi Kultury i konkretnym osobom (Jolanta Pełka, Lidia Głażewska-Dańko, Małgorzata Wągrodzka) szukającym funduszy i kompetentnych partnerów do współpracy, można poznać to dzieło w języku polskim.
Falenica jest od 1951 roku wysuniętą najbardziej na południe częścią Warszawy po prawej stronie Wisły, ale pozostał w niej klimat miasteczka, jakim przed wojną formalnie była. Jej historia jest krótka, bo zaczęła się ni
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń