Pół wieku po tureckiej inwazji na Cypr wojsko nie musi już eskortować chrześcijańskich pielgrzymów. Ale wzajemne urazy wciąż trwają.
Ojciec Zacheusz ma mało czasu. Rozmowę parę razy musieliśmy przekładać. Gdy w końcu spotykamy się w zakrystii, co rusz powtarza, że polityką się nie zajmuje.
W podzielonej Nikozji to trudne.
2024: Mur
Papież Franciszek spogląda z banera. Baner wisi na barykadzie z beczek, u góry kolczasty drut.
Kościół Świętego Krzyża braci franciszkanów przylega do „zielonej linii”, która dzieli Nikozję, stolicę Cypru, na grecką i turecką. Baner z Franciszkiem został po wizycie sprzed trzech lat. – Nikozja to ostatnia europejska stolica, gdzie wciąż istnieje mur podziału – ubolewał papież.
– Jesteśmy od duszpasterstwa – powie mi ojciec Zacheusz Dulniok, gdy spytam, jak to jest być księdzem między wrogimi światami. – Kapłan musi być otwarty na każdego – doda.
Przed świątynią dwie białe flagi. Jedna z konturem Cypru i dwiema gałązkami oliwnymi (symbolizują dwa cypryjskie narody). Druga z czerwonym krzyżem jerozolimskim – parafia należy do Łacińskiego Patriarchatu Jerozolimy.
– To część Ziemi Świętej – tłumaczy ojciec Dulniok.
W zakrystii patrzy z portretu patriarcha Pierbattista Pizzaballa. Też franciszkanin, kardynał. Gdy Hamas porwał żydowskich zakładników, chciał się oddać w ręce terrorystów za uwolnienie dzieci. Oferty nie przyjęto.
„Latyni” – mówią Cypryjczycy na tutejszych katolików. Są tu od ośmiuset lat.
1974: Żołnierze
Rok 1974, lato.
Faszystowska junta w Atenach chce obalić rząd w Nikozji, a Cypr przyłączyć do Grecji. Ankara wysyła wojsko: miało chronić turecką mniejszość, do dziś okupuje jedną trzecią kraju.
W tamtej wojnie zginęło kilka tysięcy ludzi. Pięćdziesiąt tysięcy Turków z południa przesiedlono na północ, prawie dwieście tysięcy Greków z północy uciekło na południe. Z zajętej przez Turków Famagusty musiał przenieść się polski franciszkanin Sabin Plechta.
Na okupowanych terenach powstała samozwańcza Turecka Republika Cypru Północnego – uznaje ją tylko Turcja. „Zielonej linii” (biegnie przez całą wyspę) pilnują wciąż żołnierze sił pokojowych Organizacji Narodów Zjednoczonych.
W strefie buforowej w Nikozji od pół wieku stoją puste domy, z dziurami po pociskach, bez szyb. Mijam takie w drodze do kościoła Świętego Krzyża.
W czasie wojny został tutaj amerykański franciszkanin ojciec Xavier Geizer. – Dostawał ostrzeżenia, pogróżki, ale klasztoru nie opuścił – mówi ojciec Zacheusz. Później wznowiono nabożeństwa, mimo że nadal było niebezpiecznie.
Urszula Tekeli-Savvopoulou po przyjeździe do Nikozji przestała chodzić do kościoła. Opowiada, jak przed Świętym Krzyżem ustawione były budki wartownicze ONZ, a tureccy żołnierze stali na murach i wołali o papierosy.
– Mieli broń wycelowaną na grecką stronę – wspomina. – Miało się wrażenie, że w wiernych. Strach było podejść.
Z Polski wyjechała z doktoratem z archeologii śródziemnomorskiej tydzień przed stanem wojennym. Pierwszy raz w życiu nie poszła na pasterkę. Ślązaczka, katoliczka, po przyjeździe na Cypr do kościoła nie chodziła kilka lat. Ze strachu.
2024: Kalimera
„W imię Ojca i Syna…” – zaczął po grecku ojciec Zacheusz.
„Kalimera!” – dodał po znaku krzyża.
– Jesteśmy na Cyprze – tłumaczy mi, dlaczego podczas mszy wita się greckim: „Dzień dobry”.
„Święty Krzyż to parafia wyjątkowa” – franciszkanie chwalą się w internecie. „Charakteryzuje nas otwartość, różnorodność, jedność i wiara” – dodają.
Pięćdziesiąt narodowości. Drogę do kościoła pokazał mi Sylvain z Konga. Innym razem towarzyszyła mi Filipinka. Jamesa zaczepiłem, gdy skończył nabożnie odmawiać różaniec: Szkot, na emeryturze osiadł w Nikozji; gorliwy katolik i fan drużyn
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń