Jest taki film Vittoria De Siki z 1961 roku zatytułowany Sąd ostateczny. Akcja toczy się w Neapolu. Nad głowami ludzi, z nieba, rozlega się nagle głos: „O osiemnastej odbędzie się sąd ostateczny!”. Komunikat powtarza się kilkakrotnie, ludzie coraz bardziej są nim przejęci. A raczej – coraz bardziej kombinują, jak się zbawić. Pomysł mają prosty: bogaci muszą się przebrać za biednych, bezlitośni za litościwych. Amerykański biały ciemiężyciel czarnoskórych – i jest to może najbardziej pamiętna scena – bierze afroamerykańskie dziecko na ręce i śpiewa mu kołysankę, której tekst brzmi dosłownie: „Luli luli,/ luli luli,/ nie jesteś czarny, tylko biały,/ jesteś biały jak śmietana,/ nie jesteś tak czarny jak ja…”.
Ta scena wracała do mnie wielokrotnie. Na przykład w 1981 i 1982 roku, kiedy podczas zajęć w studium wojskowym (był taki przymusowy przedmiot) jeden z majorów czy pułkowników, przyciśnięty przez nas do muru w kwestii marca 1968, zawołał: „Myślicie, że jestem antysemitą, a ja wam powiem, że jestem n
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń