Ostatni tacy szpiedzy
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Wyczyść

Historia „uśpionych” rosyjskich szpiegów zatrzymanych w Ameryce pokazuje nam, jak trudno zaskarbić sobie przyjaźń dawnego wroga.

Prezydent Miedwiediew przyjeżdża do Ameryki. Spotyka się z Arnoldem Schwarzeneggerem, gubernatorem Kalifornii. Panowie gawędzą sobie m.in. o Dolinie Krzemowej, bo Miedwiediew chciałby mieć podobną u siebie, w Rosji. Na odchodnym Dima rzuca Arnoldowi słynne „I’ll be back”, wykazując się znajomością serii filmów o Terminatorze (z austriacko-amerykańskim aktorem w roli głównej).

Kolejne spotkanie: Miedwiediew u Steve’a Jobsa, założyciela Apple’a. Miedwiediew bez krawata, Jobs w tradycyjnym, ciemnym golfie. Szef koncernu wręcza rosyjskiemu prezydentowi iPhone’a, obaj pozują do kamer uśmiechnięci i wyluzowani.

I wreszcie szczyt nad szczytami. Miedwiediew u Obamy. Amerykański przywódca obiecuje swojemu gościowi, że Waszyngton pomoże Rosji wejść do Światowej Organizacji Handlu. Rozmawiają o podpisanym niedawno porozumieniu rozbrojeniowym i o inwestycjach w wysokie technologie. W podwaszyngtońskim Arlington, w knajpie o wdzięczej nazwie „Ray’s Hell Burger”, zjadają po hamburgerze (w krawatach, ale bez marynarek). Są bowiem politykami idącymi z duchem czasu, nie boją się kontaktu ze zwykłym ludem, z szarymi zjadaczami bułek wypełnionych kotletami. Jednak owo „Hell” w nazwie restauracyjki jest złowieszcze, zwiastuje piekło, które za chwilę się rozpęta.

Media po obu stronach oceanu nie zdążyły nawet dogłębnie zanalizować efektów tej wizyty, gdy FBI aresztowało dziesięcioro rosyjskich szpiegów (jedenasty, zatrzymany na Cyprze, został zwolniony za kaucją i wyparował). Okazuje się, że promienne uśmiechy Miedwiediewa i poklepywanie się po plecach to tylko fasada współczesnej dyplomacji.

Niby nie stało się nic dziwnego. Tylko wyjątkowo naiwni politycy i dziennikarze mogli wierzyć, że w erze ocieplania stosunków między Białym Domem a Kremlem także wywiady Rosji i Stanów Zjednoczonych zapałają do siebie miłością i przestaną się wzajemnie szpiegować. A jednak jest w tej całej historii coś zaskakującego.

Oto prezydent Rosji przyjeżdża do Ameryki, by zademonstrować zupełnie nową twarz swojej ojczyzny: młodą, elegancką, nowoczesną i dynamiczną. Dolina Krzemowa, iPhone, najnowsze technologie. Patrzmy w przyszłość, róbmy biznes. A jednocześnie agenci tego samego „nowoczesnego” państwa zachowują się tak, jakby pochodzili z zupełnie innej epoki. Wywiadowcze triki z czasów Chruszczowa i Breżniewa, fałszywe tożsamości, podwójne życie. Z drugiej strony: cała masa niezrozumiałych okoliczności. Kto wysyła do Stanów Zjednoczonych supertajną agentkę, której ojciec był oficerem KGB? Kto wydaje miliony dolarów na gromadzenie informacji, które można zdobyć za pomocą… iPhone’a i Google’a?

Najbardziej zdumiewa ów kontrast między Rosją XXI wieku, którą, przynajmniej w swoim własnym mniemaniu, reprezentuje Miedwiediew, a Rosją zimnowojenną, w której wciąż myśli się o Stanach Zjednoczonych jako o głównym przeciwniku w geopolitycznej rozgrywce. Nie oznacza to oczywiście, że rosyjski wywiad (Służba Wnieszniej Razwiedki – SVR) funkcjonuje dokładnie tak samo jak 30 i 40 lat temu. Rosjanie udowodnili chociażby, że są wybitnymi specjalistami od wojny w cyberprzestrzeni. Ta dziesiątka zatrzymanych agentów nie była dla Moskwy na pewno ani podstawowym, ani nawet drugorzędnym źródłem informacji o Ameryce i jej zamierzeniach. Jednak samo to, że zostali namierzeni, wykryci i śledzeni przez wiele lat oraz że nie osiągnęli żadnego poważnego sukcesu, nie jest dla SVR powodem do chwały.

Być może okaże się, że operacja FBI przejdzie do historii jako ostatnia tego typu na amerykańskiej ziemi. Rosjanie będą ostrożniejsi i nie wystawią się już na kolejne pośmiewisko. Z kolei Amerykanie w coraz większym stopniu będą się koncentrować na walce z wywiadem chińskim, bo tutaj właśnie dostrzegają największe niebezpieczeństwo. Azjaci robią w Stanach Zjednoczonych zawrotne kariery. Należą do najzdolniejszych studentów. Trafiają do najlepszych ośrodków badawczych. Ale przede wszystkim Chiny dysponują ogromnym kapitałem. Jeśli nie będą w stanie wyciągnąć bezcennych informacji z jakiejś firmy, to ją sobie kupią. Chińczycy są na dobrej drodze, by przekuć swoje sukcesy gospodarcze, naukowe i szpiegowskie w status potężnego mocarstwa.

Przypominają się lata 80. XX wieku, gdy amerykańskie media rozpętały antyjapońską histerię. Albowiem to Kraj Kwitnącej Wiśni, ambitny, zaawansowany technologicznie i niezwykle pracowity, miał być głównym rywalem Stanów Zjednoczonych. Te obawy się nie sprawdziły. Dziś jednak Ameryka jest dużo słabsza niż wtedy, a Chiny mają dużo większy potencjał niż ówczesna Japonia.

Niedługo agenci z Rosji będą stanowili dla Stanów Zjednoczonych podobne zagrożenie, co szpiedzy z Wenezueli czy Syrii, czyli nikłe. Szykuje się wywiadowcza wojna z dużo poważniejszym konkurentem.

Ostatni tacy szpiedzy
Marek Magierowski

urodzony 12 lutego 1971 r. w Bystrzycy Kłodzkiej – iberysta, absolwent hispanistyki na UAM, dziennikarz prasowy, polityk i dyplomata, ambasador RP w Izraelu (25.06.2018 - 07.11.2021), ambasador RP w Stanach Zjednoczonych (od 23.11.2021r.)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze