W szponach Wrońca
Oferta specjalna -25%

Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga

3 opinie
Wyczyść

Wroniec jest bajką napisaną dla dorosłych, którym stan wojenny zabrał coś z dzieciństwa. I dla dzieci tamtych dzieci. Jednak tego, czy Wroniec jest lekturą dla tamtych dorosłych z grudniowej nocy polsko-jaruzelskiej, nie jestem już taki pewien.

Aby przyjąć bajkę – zmyślenie, fantasmagorię – trzeba być trochę dzieckiem, trzeba mieć jeszcze swoje niewszystkowiedzące spojrzenie na przeszłość. Przypuszczam, że stan wojenny opowiedziany w konwencji niepohamowanej wyobraźni autora nie spotka się z uznaniem tych, którzy wówczas stracili bliskich, doświadczyli zwierzęcego strachu, bólu i upokorzenia pod milicyjnymi pałkami. Dzięki tej świadomości wiem, dla kogo jest ta książka.

W ową grudniową noc miałem dwa lata, nie zachowały się we mnie żadne wspomnienia, wszystko jest jakby spowite śniegiem, zasypane, ukryte. Moja pamięć zdążyła jednak zarejestrować kolejki, kartki na żywność, sznur papieru toaletowego, który dziecku, jakim wtedy byłem, przypominał pas naboi niesiony przez kowbojów tak chętnie pokazywanych w telewizji tamtych czasów. Dlatego ja nie mógłbym napisać takiej książki o stanie wojennym. Mógł to jednak zrobić Jacek Dukaj, który miał wtedy siedem lat. I całą pamięć i wrażliwość dziecka. I cały strach przed nocą.

Siedem lat ma również bohater Wrońca Adaś, któremu w beztelerankowy dzień zabrano rodziców. Chłopiec wyrusza w podróż, w czasie której natrafia na liczne przeszkody, spotyka dziwne postacie, wykazuje się sprytem, zręcznością, a przede wszystkim odwagą, aby odzyskać tatę i mamę. Streszczenie fabuły Wrońca przypomina nieco naiwną grę komputerową, ale to nie ona jest tutaj najważniejsza. Siłą nowej książki Dukaja jest bogactwo obrazów życia PRL, wciągająca zabawa słowem oraz mistrzowskie nakreślenie bohaterów.

iPod szuka Teleranka

Jak opowiedzieć realia życia codziennego sprzed kilkudziesięciu lat? Nawet konwencja bajki nie łagodzi ostrych konturów surrealizmu: „Ojciec pisał na maszynie, bo nie mieli komputera. W tamtych czasach nie było komputerów. Nie było Internetu. Nie było też żadnych gier elektronicznych. Czarno-białe telewizory pokazywały dwa programy. Gadali na nich o nudnych sprawach brzydcy panowie. W kinach nie wyświetlano amerykańskich filmów. I nie było muzyki do słuchania z iPodów i komórek. Nie było komórek. W domu Adasia w ogóle nie było telefonu”. Takimi zdaniami będzie się Dukaj posługiwał konsekwentnie w całej książce. Krótkie, zdecydowane, sprawozdawcze. Jak świadectwo: byłem, widziałem, żyłem. Krótkie zdania ożywają bogactwem skojarzeń poprzez zabawy językowe naśladujące poetykę Nowej Fali (dość przypomnieć poezję Stanisława Barańczaka czy Ewy Lipskiej). Język oficjalny miesza się z mową potoczną, zacierają się granice urzędów i domów, powstaje nowy język: nowomowa. Dukaj nie grzęźnie w wyjaśnieniach jej zasad, ale poprzez zabawę nader szybko rzuca czytelnika w jej świat. Mając Adasia za przewodnika, pewnych rzeczy nie rozumiemy, ale nie przeszkadza to nam w sprawnym poruszaniu się po krainie schorowanej wyobraźni. Świat Wrońca zamieszkują postacie dziwne. Tym, co je demaskuje, jest mowa. Pan Podwójny mówi w dwójnasób: „Mogę mogę dać dać panu panu klucze klucze do przejścia do przejścia przez piwnicę przez piwnicę”. Są też słowa-zaklęcia. Szczególnie dwa działają obezwładniająco, a swojej mocy nabierają na terytorium określonym przez Sklep i Kolejkę. Są to zwroty używane przez Staczy, takie jak: „Pantuniestał!” oraz „Pamiętaj, za kim Stoisz”. Użycie tych zaklęć powoduje, że z Kolejki nie można wyjść, wrasta się w beton, płyta chodnikowa więzi nogi. Jak na świat baśniowy przystało, pojawiają się liczne postacie: Milipanci (milicjanci), Suki (nyski), Bubeki (esbecy), Enesy („nieznani sprawcy”), Członki (urzędnicy oraz działacze PZPR), Złomot (zomowcy), Puchacze-Słuchcze (podsłuchujący rozmowy telefoniczne), Szpicle, Szarzędniczki, Wojacy… Pomiędzy nimi przemykają Pozycjoniści (o różnym stopniu Oporności, a wśród nich Pan Najnajnajoporniejszy, który może być tylko Elektrykiem), Pan Beton (niegdysiejszy przodownik pracy), krążące po mieście U-Lotki, Pan Mleczarz, ksiądz. Podziemie, do którego można zejść, posiadając jedynie – jakżeby inaczej – opornik, dysponuje tajną bronią: migoczącą, kolorową Ameryką. Jak jednak pokonać Wrońca? W mieście Wrony, w Godzinie Kruka, nocą?

Szklana pogoda

Wroniec jest książką bajecznie kolorową. Dukaj ma szczęście do artystów pracujących nad grafiką w jego książkach lub na ich motywach. Współpraca z Tomkiem Bagińskim zaowocowała intrygującym filmem animowanym Katedra, okładka zaś do monumentalnego Lodu jest jedną z najlepszych, jakie widziałem. Wroniec idzie jeszcze dalej: dzięki ilustracjom Jakuba Jabłońskiego książka przełamuje tradycyjny podział na słowo i obraz. Sama opowieść Dukaja, bez materiału ilustracyjnego Jabłońskiego, byłaby zbyt awangardowa, oderwana od czytelnika. Grafika Jabłońskiego funkcjonuje na równych prawach z baśnią o Adasiu. Czy jednak bajeczność form i kolorów nie przyćmi dominującego koloru PRL, którym była szarość? To szarość – kolor, którego na dobrą sprawę nie ma, kolor wypadkowy, kolor nowomowy – spowija postacie świata Wrońca: „Jedni byli mniej, drudzy bardziej szarzy. Ci zupełnie szarzy chodzili tak: tuż przy ścianie, równo po wydeptanej w śniegu ścieżce. Sztywnymi nogami stawiali krótkie kroki. A wyglądali tak: ręce schowane w kieszeniach płaszczy i kurtek, głowa opuszczona, wciśnięta w kołnierze płaszczy i kurtek, oczy wbite w błoto przed sobą”. Jeśli walczyć z Wrońcem, to właśnie kolorem. A to się czyta: wyobraźnią, indywidualnością, niepokornością.

Bambilion procent normy

Adaś wzbudza sympatię. Umiejscowienie jego osoby między tatą, mamą, siostrzyczką, Wrońcem, uchroniła Dukaja od popadnięcia w infantylność. Co więcej, jest tam postać, która poprzez swoje bohaterskie czyny, a następnie okaleczenie wzbudza autentyczne wzruszenie. Mowa o Panu Betonie, dawnym przodowniku pracy. Jest sąsiadem rodziny Adasia – w czasie feralnej, grudniowej nocy chłopiec zostaje oddany tymczasowo pod jego opiekę. Owo „tymczasowo” rozciąga się na całą bajkę, a Pan Beton nie najlepiej odnajduje się w roli opiekuna. Ten niezwykle silny człowiek, teraz już starszy i zapewne na emeryturze, o powierzchowności gbura, staje się przewodnikiem w skomplikowanym świecie zarówno dorosłych, jak i samego Wrońca. Pan Beton, który z czasem staje się coraz bardziej sympatyczny i coraz mniej gburowaty, początkowo z dumą pokazuje dowody swojej ponadprzeciętnej i ofiarnej pracy. Widzimy zdjęcia, przechowywane wycinki z gazet, które ogłaszają przekroczenie procent normy. Wzruszające jest, gdy w rozciągniętej nad bohaterami Nocy Wrońca Pan Beton, niczym superbohater z amerykańskich komiksów, kieruje przeciw Milipantom, Złomotowi, Podwójnym Agentom swoją zgromadzoną siłę. Walcząc z nimi – zawsze sam przeciw całej gromadzie – używa 200% normy, 500% procent normy. Tymi rękoma, którymi stawiał budynki, odbudowywał świat, teraz zawija chodnik, miażdży Złomoty, rozpruwa brzuchy Suk. W którymś momencie Adaś, widząc kolejne zmagania, wykrzykuje w podziwie: „Bambilion procent normy!”. Pan Beton płaci jednak wysoką cenę za kolejne samotne zmagania z przewyższającymi siłami przeciwnika: coraz bardziej zmęczony, okaleczony… Trudno pozbyć się wrażenia, że scena śmierci Pana Betona w narracji Jacka Dukaja przypomina śmierć męczennika.

Morał?

Nie wiemy, skąd wziął się Wroniec. Nie do końca jasne jest źródło jego mocy. W tym względzie Dukaj jest niemal tautologiczny: zło jest złe. Zło nie potrzebuje wyjaśnienia, jest jak punkt w krajobrazie i jest to cecha typowa dla bajki. Podnoszące się głosy kwestionujące Wrońca jako powieść zmieniającą obraz PRL-u, niemal relatywizujące noc polsko-jaruzelską, świadczą o niezrozumieniu książki Dukaja. Po pierwsze: liczne piosenki w tekście Wrońca są ułożone na nutę okupowanej Warszawy i ten klimat okupacji kraju jest doskonale uchwycony. Po drugie: książka Dukaja jest bajką, a tu obowiązują prawidła i grawitacje z Krainy Nigdy-Nigdy.

Bajki muszą mieć morał. We Wrońcu – zaryzykuję – morału nie ma. Bo Wroniec jest w rzeczywistości antybajką. Sceneria bajki to rzeczywistość migocząca nam na bazie platońskich idei: gdzieś, za siedmioma górami, za siedmioma morzami, jest królestwo i zamek, do którego tęsknimy. Do rzeczywistości Wrońca nikt nie tęskni. Przeciwnie: choć opowiada o czasach doskonale znanych sporej części polskiego społeczeństwa, jednak reguły tamtego świata są dziś zbyt absurdalne i surrealistyczne, aby w nie uwierzyć. Co więcej: w bajkach zło zostaje ukarane, a dobro wynagrodzone. W wypadku opowieści pióra Dukaja zło nie do końca zostaje rozliczone.

Morał we Wrońcu – jeśli go szukać – nie pojawia się na końcu. Raczej przychodzi do nas na każdej stronie tej książki. Jest wielką prośbą o to, aby te czasy nigdy nie wróciły i nigdy się nie powtórzyły. Na tym polega prawdziwa siła Wrońca, który pozostaje antybajką wymierzoną przeciwko minionym antyczasom.

W szponach Wrońca
Marcin Cielecki

urodzony w 1979 r. – polski poeta, eseista, recenzent, pisarz.  Autor m.in. zbioru esejów Miasto wewnętrzne, książek poetyckich Ostatnie Królestwo, Czas przycinania winnic....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze