Dostojnik z plemienia Zalusów
Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Gdy jako dziecko chodził do kościoła, wiedział, że są ławki dla „białych” i dla „czarnych”. Że „biały” może wszystko, „czarny” prawie nic. Dziś to właśnie on – „czarny” biskup i kardynał jest wieceprzewodniczącym episkopatu RPA.

Radosław Malinowski: Eminencjo, ile lat ma samochód Eminencji?

bp Wilfrid Fox Napier OFM: Mój samochód? (śmiech), rok produkcji 1993!

To dość niespotykane jak na kardynała, by mieć taki stary samochód!

Tak, ale zaraz wytłumaczę dlaczego. W 1994 roku otrzymałem pod zarząd drugą diecezję. Obiecałem sobie wtedy, że nie zmienię swojego samochodu, póki nie znajdę kogoś, kto przejmie ode mnie te obowiązki. Niestety, diecezja dalej czeka na własnego biskupa, a ja mam stary samochód.

To ciekawa historia! A jaka jest historia życia Eminencji? Zwłaszcza w kontekście apartheidu?

Zacznę od tego, że dwaj moi pradziadkowie pochodzą z Anglii. Z kolei moje prababcie były Murzynkami z plemienia Zulusów. Łączę w sobie te dwie rasy – czarną i białą. A to w RPA oznaczało, że przysługiwał mi określony status społeczny. Od maleńkości wiedziałem, że z powodu koloru mojej skóry pewne miejsca, pewne sfery życia społecznego są dla mnie niedostępne. I na tym generalnie opierał się apartheid – na budowaniu barier między ludźmi. Społeczeństwo było posegregowane według koloru skóry. Dla przykładu nie można było mieszkać, gdzie się chciało – biali mieli przydzielone najlepsze części kraju, kolorowi mieszkali na obrzeżach, a czarni mieszkańcy RPA mogli się osiedlać w wydzielonych gettach. To odzwierciedlało, kto jest rzeczywistym właścicielem państwa. Oczywiście prawo do głosowania mieli tylko ci „lepsi” obywatele – biali. Reszta nie miała wpływu na losy kraju.

Czyli Eminencja nie należy w pełni ani do rasy białej, ani do czarnej – jest gdzieś pośrodku. Czy to pomaga, czy przeszkadza w RPA?

Zdecydowanie pomaga. Wierzę, że skoro Bóg stworzył mnie „gdzieś pomiędzy”, to chciał, bym był kimś „pośrodku”, by móc łączyć, nie dzielić. Kiedy mianowano mnie biskupem, nie miałem dużego doświadczenia w tej nowej posłudze. Nigdy nie pracowałem w kurii, nie miałem pojęcia o panujących tam zasadach i zwyczajach. Kiedy powiedziano mi, że muszę wybrać swój herb i zawołanie – motto, nie miałem pojęcia, co ma nim być. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, że skoro jestem franciszkaninem, to może wybiorę motto św. Franciszka – pokój i dobro. I kiedy po trzech latach zostałem zastępcą przewodniczącego episkopatu RPA, znalazłem się w środku negocjacji między opozycją a rządem, w kraju, nad którym wisiało widmo wojny domowej. Wtedy zrozumiałem, że moje zawołanie „pokój i dobro” nie jest przypadkiem. Że mam szczególną rolę do odegrania jako biskup – mam być narzędziem pokoju. Łączyć tam, gdzie są podziały.

Krążą anegdoty, że czasami podczas oficjalnego przyjęcia potrafi ksiądz kardynał wstać od stołu i obsługiwać gości. Czy to wypada kardynałowi?

Kiedy mianowano mnie ordynariuszem Durbanu, zastanawiałem się, co mam powiedzieć w moim pierwszym kazaniu w nowej diecezji. Wyjaśniłem, że to, kim jestem dzisiaj, zawdzięczam, po pierwsze, mojej rodzinie, mojej duchowej rodzinie – franciszkanom, i mojemu misyjnemu doświadczeniu. Mojej rodzinie – matce, ojcu, braciom – zawdzięczam wykształcenie, charakter, kulturę, franciszkanom zaś zawdzięczam moje powołanie w Kościele. Natomiast moje misyjne doświadczenie, które zaczęło się w Irlandii, nauczyło mnie, że wszyscy jesteśmy równi wobec Boga. Wcześniej, gdy mieszkałem w RPA, każdy znał swoje miejsce w społeczeństwie – zwłaszcza jeśli był Murzynem. Kiedy mogłem poznać ludzi białych – a było to możliwe dopiero po przyjeździe do Europy, zobaczyłem, że tak naprawdę oni są tacy sami jak my. Nie ma ludzi lepszych i gorszych z natury. Te doświadczenia miały wpływ na mój charakter.

A wracając do pytania: poczucie braterstwa oraz to, że nadal jestem franciszkaninem – członkiem zgromadzenia, które naśladuje szczególnie św. Franciszka, powoduje, że kiedy jest taka potrzeba, pomagam obsługiwać gości przy stole!

Skoro, jak Eminencja powiedział, apartheid był tak niesprawiedliwy, dlaczego tak wielu ludzi w RPA, a także poza tym krajem, akceptowało go, a nawet wspierało?

Dla wielu osób był to naturalny stan rzeczy. Tak było w Południowej Afryce zawsze! Nawet Kościół katolicki przestrzegał zasad apartheidu – w kościołach były osobne ławki dla białych i osobne dla reszty.

Ale jak to pogodzić z Ewangelią?

Trzeba pamiętać, że Kościół katolicki musiał się dostosować do prawa danego państwa. A w RPA prawem był apartheid. Do tego administracja państwowa była niechętna, a nawet wręcz wroga Kościołowi katolickiemu. Urzędnicy chętnie wykorzystywali każdą okazję, by zamknąć bądź wydalić z kraju księży lub zakonnice, którzy sprzeciwiali się apartheidowi – czyli prawu państwowemu. I wielu misjonarzy zostało usuniętych za to, że otwarcie powiedzieli: apartheid jest złem. Stawiało to Kościół katolicki w dość trudnej sytuacji. Mimo to od początku potrafił on powiedzieć, że apartheid jest głęboko niemoralny i sprzeczny z prawem boskim.

Ale sami Afrykanerzy wspierali apartheid właśnie prawem boskim – religią.

Tak, twierdzili, że w Księdze Rodzaju synowie Noego zostali przeznaczeni do różnych zadań i jeden z nich – Ham – będący według Kościoła Afrykanerów przodkiem rasy czarnej – został przeznaczony do pracy fizycznej. Dopiero w 1990 roku Kościół Afrykanerów dołączył do innych Kościołów i zaakceptował, że Biblia nie wspiera apartheidu!

Inaczej niż Kościół katolicki?

Zdecydowanie. Południowoafrykański Kościół katolicki podczas pierwszej sesji episkopatu w 1952 roku wydał oświadczenie potępiające apartheid. Było ono dość proste i jednoznaczne: apartheid jest złem! Później biskupi wydawali oświadczenia odnoszące się do poszczególnych przepisów, na przykład do segregacji rasowej w szkołach itp.

Jednak dla wielu apartheid był ceną rozwoju kraju. Proszę spojrzeć na różnice między RPA a jakimkolwiek afrykańskim państwem.

Jest w tym ziarno prawdy. Nie da się ukryć, że RPA jest bardziej rozwinięta gospodarczo niż inne kraje Afryki. I z czysto materialnego punktu widzenia mamy dziś z tego korzyści. Ale dopóki istniał apartheid, te korzyści były zarezerwowane tylko dla białych. Większość mieszkańców RPA ma do nich dostęp od czasu obalenia reżimu. Ale to nie wystarczy, by usprawiedliwić lata apartheidu. Nic nie wytłumaczy największego grzechu tego systemu, jakim była segregacja! Według apartheidu ty jako biały nie byłbyś mnie, czarnemu, równy. A czy tego uczy nas Biblia? Czy tak postrzegał świat Jezus Chrystus? I dla mnie największym sukcesem przełomu w 1994 roku było właśnie przywrócenie szacunku w relacjach między ludźmi wszystkich ras! Afrykańczycy, którym odmawiało się godności ludzkiej, mogli nareszcie poczuć się ludźmi! Obywatelami pierwszej kategorii! Musimy pamiętać, że w 1994 roku wolność odzyskali zarówno czarni, jak i biali mieszkańcy RPA.

Biali?

Tak, apartheid zniewalał też białych! Pamiętaj, że jako białemu nie wolno było ci rozmawiać z czarnym. Chcesz z kimś porozmawiać, a prawo ci tego zabrania! Dziś wielu białych posyła swoje dzieci do szkół, w których uczą się biali, czarni, inne rasy. I kiedy rodzice widzą, że dzieci – białe i czarne – zachowują się po prostu jak dzieci, to rozumieją, że apartheid okradł ich z poznania i doświadczenia innych kultur.

Czy możemy porównać apartheid w RPA do reżimu komunistycznego w Polsce przed 1989 rokiem?

O tak, te dwa systemy mają dużo podobieństw, oba nie respektowały praw człowieka, zwalczały Kościół, starały się regulować każdą dziedzinę życia, nienawidziły wszystkiego, czego nie mogły kontrolować. Ale są też i różnice, na przykład Kościół katolicki w Polsce był ostoją niezależności i sprzeciwu wobec komunizmu. W RPA było inaczej. Ci, którzy dokonywali prześladowań w czasie apartheidu, mogli być zarówno katolikami, jak i protestantami. Religia nie odgrywała w obaleniu apartheidu takiej roli jak w Polsce.

Polski Kościół jest inny niż ten z Republiki Południowej Afryki. Dla nas katolicyzm jest niejako częścią polskiej kultury, dla was Kościół jest przede wszystkim miejscem, w którym spotykają się ludzie wszystkich ras i narodowości. Jakie są wrażenia Księdza Kardynała z pobytu w Polsce?

Kiedy się odwiedza jakieś miejsce, zawsze warto się dowiedzieć, jaka jest jego historia. Wtedy można zrozumieć, dlaczego rzeczywistość jest taka, a nie inna. Polska historia jest pełna cierpienia, obcej przemocy i okupacji. Przeżyliście potop szwedzki, żyliście pod zaborami, nic więc dziwnego, że polska tożsamość narodowa jest złączona z katolicyzmem. Zawsze, kiedy jakaś grupa etniczna znajduje się pod obcym panowaniem, jej najgłębsze wartości stają się jej podporą, dają jej siłę. W polskim przypadku te wartości czerpano z religii. Podczas mojego pobytu w Polsce miałem szczęście mieszkać u polskiej rodziny– krewnych moich polskich przyjaciół z RPA. I ten czas spędzony razem pokazał mi, jak bardzo katolicyzm stał się częścią polskiej kultury. Problem tkwi w tym, że kiedy już nie musimy walczyć z obcą inwazją, często zaczynamy zapominać o wartościach, które były nam potrzebne w trudnym okresie. Zachwycamy się, i to chyba też dzieje się w Polsce, materializmem, relatywizmem moralnym, przyjmujemy kulturę, w której nie ma już miejsca dla Boga.

Co by więc Eminencja radził polskim katolikom?

Musicie żyć tak, by w centrum waszego życia był Chrystus. Naśladujcie św. Benedykta i Benedykta XVI, którzy powtarzają: Nic nie stanie pomiędzy mną a moim Panem – Chrystusem.

To chyba trudne!

Dam przykład. Każdego dnia rano odmawiam różaniec. Ponieważ jestem franciszkaninem, jest to franciszkański różaniec – który ma siedem dziesiątek. Jedna z nich mówi o mędrcach ze Wschodu, którzy szukają Jezusa. Kiedy tak modlisz się tą dziesiątką, zadaj sobie pytanie – a gdzie jest Jezus Chrystus w moim życiu?

Kiedy misjonarze przynieśli chrześcijaństwo do Afryki, było ono wyrażane w sposób europejski, dość obcy Afryce. Jak na przykład możemy pogodzić kwestię celibatu z tym, że w kulturach Afryki liczba dzieci świadczy o Bożym błogosławieństwie? Czy możemy powiedzieć, że Kościół w Afryce staje się afrykański?

Zdecydowanie tak! To prawda, że misjonarze przynieśli Afryce chrześcijaństwo opakowane w kulturę europejską. Ale musimy pamiętać, że kiedy zaczęło się ono rozpowszechniać w Europie – w Irlandii, Niemczech, Polsce – też nie miało ono charakteru lokalnego – irlandzkiego czy polskiego. Było to chrześcijaństwo wyrażane w kulturze rzymskiej lub greckiej. I w takim kraju jak Irlandia upłynęły wieki, zanim nowa wiara stała się częścią kultury, zaadaptowała się. Myślę, że do takiego samego procesu dochodzi w Afryce – Afryka potrzebuje czasu, by zaadaptować chrześcijaństwo. I to już się dzieje – spójrzmy na liturgię w Afryce – na śpiew podczas mszy św. Wy, Europejczycy, nie umiecie śpiewać!

No ja na pewno nie, to prawda!

W kulturach afrykańskich śpiew i taniec stanowi ogromną wartość dla obrzędów, liturgii. Trzeba tylko uważać, by ten taniec nie stał się tańcem dla tańca, by miał on głębię właściwą wierze. Wiara w Afryce wzrasta, ale musi to być wzrost nakierowywany na to, co święte.

Kościół w Afryce, zwłaszcza jego struktura, znacznie się różni np. od Kościoła polskiego. W Polsce parafia jest jedną wielką wspólnotą, w której istotną rolę odgrywa proboszcz, a w niektórych państwach afrykańskich parafia jest raczej wspólnotą wspólnot.

Tak, i to już jest przejawem afrykanizacji. W Afryce zawsze istniał niedobór księży i z tego względu świeccy są odpowiedzialni za takie rzeczy, za które świeccy w Europie nigdy odpowiedzialni nie byli, a nawet o tym nie myśleli. Ale to znowu przynosi kolejne wyzwania – służba wspólnocie parafialnej nie może być kolejnym obowiązkiem, obok na przykład pracy w banku. Ma wynikać z wiary. Inaczej dochodzi do sytuacji, kiedy ktoś mówi: „To ksiądz dał mi tę władzę! Kim jesteś, by mi zwracać uwagę?”. Myślę, że coraz bardziej jest dla nas, biskupów, widoczne, że struktura Kościoła w Afryce wymaga większego nacisku na formację świeckich niż gdziekolwiek indziej!

Afryka została schrystianizowana przez Europę, czy teraz ten trend się odwraca?

Ten proces już się zaczął. Ostatnio podczas spotkania w Rzymie zastanawiano się, co zrobić, by misjonarze z Afryki pracujący w Europie nie zubożali Kościoła afrykańskiego, który wciąż sam nie ma wystarczającej liczby księży. Rozumiemy, że Europa potrzebuje kapłanów, ale musimy to tak zorganizować, by nie doszło do kolejnej – tym razem duchowej eksploatacji Afryki. Jednocześnie Kościół w Afryce zdaje sobie sprawę z tego, że musi więcej zaoferować Kościołowi powszechnemu. Momentem przełomowym był dla nas rok 1994, kiedy to odbył się pierwszy Synod Afrykański. Kościół afrykański ma bogate doświadczenia w dziedzinie dialogu ekumenicznego, walki o sprawiedliwość i pokój, inkulturacji, i musi zacząć się tymi doświadczeniami dzielić. W przyszłym roku odbędzie się kolejna sesja synodu, podczas której musimy spojrzeć na obecną sytuację Kościoła w Afryce, w jaki sposób możemy coraz więcej zaoferować.

Ale ten sam synod będzie chyba musiał się zastanowić nad problemami, z którymi boryka się Czarny Ląd. W Afryce ciągle trwają wojny, AIDS sieje spustoszenie, a wielu księży, a nawet biskupów nie przestrzega celibatu. Czy na pewno Kościół w Afryce z takimi problemami może coś nam zaoferować?

Na pewno możemy zaoferować naszą wiarę, prostą i prawdziwą, oraz sposób, w jaki świeccy są zaangażowani w sprawy Kościoła. W większości wypadków w Europie świeccy są po to, by słuchać swojego proboszcza! W Afryce świeccy są w pełni zaangażowani w życie swoich wspólnot parafialnych. Nie czekają na to, by ich o coś poprosić, ale sami podejmują wiele inicjatyw. Na przykład w wielu miejscach nauka katechezy jest w całości w gestii świeckich. Świeckich, którzy robią to za darmo i z pełnym poświęceniem.

A wracając do kwestii celibatu: powszechnie się uważa, że Afrykańczycy nie nadają się do celibatu, że dzieci odgrywają zbyt ważną rolę w naszej kulturze. Ale zwróć uwagę, że obecny model rodziny – 2+2, który jest powszechny w Europie, jest czymś nowym. Jeszcze na początku ubiegłego wieku rodziny w Europie składały się z siedmiorga, ośmiorga dzieci. Tak, jak do tej pory było w Afryce. Obecnie to się bardzo szybko zmienia. Wiele rodzin, zwłaszcza w miastach, ma dwójkę, góra trójkę dzieci. Wtedy rodzinę stać na to, by dzieci mogły otrzymać odpowiednią edukację. Nasza kultura bardzo się zmienia. A problem z celibatem leży gdzie indziej. Poprzez dziedzictwo kultury – jak tradycja poligamii albo właśnie wartość dzieci – utarło się przekonanie, że mężczyźni nie potrafią żyć bez seksu. Szczerze powiedziawszy, jak pokazuje nam epidemia AIDS – wiele jest w tym prawdy. I w tym tkwi sedno problemu – problem mentalności, według której każdy mężczyzna ma prawo do seksu. Jeżeli żona jest w domu – będzie to seks z żoną, jeżeli żony nie ma, to z koleżanką, prostytutką, kimkolwiek. Bo to przecież jego prawo! I to się musi zmienić! Musimy zrozumieć, że bycie prawdziwym mężczyzną ma oznaczać przede wszystkim, że ma się nad sobą kontrolę, a nie że się uprawia seks byle gdzie i byle jak.

W Afryce często słychać głosy, że celibat przynależy do kultury europejskiej. Ja bym się z tym nie zgodził – myślę, że trzeba zwrócić uwagę na nauczanie Jezusa Chrystusa mówiącego o tych, którzy poświęcają swoje życie dla Królestwa Bożego. I w tych słowach Zbawiciela, nie w kulturze europejskiej, zawarty jest sens i wartość celibatu. Również dla Afryki!

Kiedy mówimy o Królestwie Bożym, nasuwa się pytanie – czy Afryce potrzebni są jeszcze misjonarze? Kiedyś naszym zadaniem było budowanie Kościoła w Afryce – tam, gdzie go jeszcze nie było. Dziś takich miejsc jest mało lub nie ma ich wcale. Czy misjonarze powinni wrócić do domu?

– Nie, zdecydowanie nie. Po pierwsze, w Afryce nadal jest wiele miejsc, w których nie ma Kościoła. Po drugie, budowanie Królestwa Bożego to coś więcej niż postawienie kościoła i zadaszenie salek parafialnych. Budowanie Królestwa Bożego to przede wszystkim wpajanie wartości ewangelicznych, na których Królestwo Boże jest zbudowane. I misjonarze mogą tu wiele zaoferować. Dla przykładu – wasze zgromadzenie (Ojców Białych – przyp. tłum.) jest wielonarodowe, wielokulturowe. A dla wielu Kościół kończy się na granicy państwa lub diecezji. Wy, poprzez swoją wielonarodowość, poprzez to, że potraficie żyć, modlić się, pracować w domu, w którym każdy misjonarz pochodzi z innego kontynentu, przypominacie nam, że Kościół to coś więcej niż RPA czy Zambia. Że Kościół jest powszechny! My potrzebujemy takiego właśnie świadectwa!

Kiedy zmarł Jan Paweł II, w mediach dyskutowano, czy Kościół katolicki jest gotów na papieża spoza Europy.

Z mojego doświadczenia konklawe myślę, że ważniejsze niż pochodzenie kardynała są predyspozycje, zwłaszcza duchowe, do kierowania Kościołem Chrystusowym!

Nawet jeżeli tym kimś byłby Afrykańczyk?

Tak, jeśli według kardynałów miałby wszelkie predyspozycje istotne dla posługi biskupa Rzymu.

Czy Eminencja ma takie predyspozycje?

Ja? Oj, chyba nie! (śmiech)

Dostojnik z plemienia Zalusów
Wilfrid Fox Napier OFM

urodzony 8 marca 1941 r. w Swartberg, RPA − południowoafrykański duchowny katolicki, franciszkanin, arcybiskup Durbanu, kardynał. Do franciszkanów wstąpił w 1960 roku w Irlandii, 10 lat później otrzymał święcenia kapłański...

Dostojnik z plemienia Zalusów
Radosław Malinowski

prezes fundacji HAART Kenya....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze