Drugi List do Koryntian
Choć od ukazania się ostatniej książki Doroty Masłowskiej minęły już dwa lata i w tym czasie powstało na jej temat wiele publikacji, w tym recenzji zarówno samej sztuki, jak i opartego na niej przedstawienia w reżyserii Grzegorza Jarzyny, warto dziś, w przeddzień obchodów 30. rocznicy Sierpnia, do niej powrócić i przeczytać, raz jeszcze.
Między nami dobrze jest bowiem nieprzypadkowo wywołało poruszenie wśród publicystów i krytyków literackich. Masłowska, stosując znane nam z jej poprzednich książek zabiegi: wyszydzania ułudy świata reklam i rzeczywistości kreowanej w tabloidach i kolorowych czasopismach, a także przejaskrawionego obrazu naszych narodowych cech, pokazała nam coś znacznie więcej niż dotychczas. Podzielona na trzy akty sztuka to próba rozmowy o polskim społeczeństwie, jego kondycji psychicznej i finansowej w czasach upragnionej wolności, a także pytanie o istotę polskości. Co czyni nas Polakami? Wspólny język? Każdy może się go nauczyć. Miejsce zamieszkania? Też nie w czasach swobodnych podróży po świecie. Wspólna historia i dziedzictwo kulturowe? Tak, choć brak porozumienia między pokoleniami sprawia, że młodzi przyswajają je często jedynie naskórkowo.
Masłowska pokazała to na przykładzie trzech mieszkających razem kobiet reprezentujących różne pokolenia: Osowiałej Staruszki – nieustannie powracającej wspomnieniami do II wojny światowej, Haliny – „specjalistki przemieszczeń palet towarowych w przestrzeni sklepowej klasyczną metodą fizyczną”, pozbawionej jakichkolwiek perspektyw na poprawę swojego losu, i Metalowej Dziewczynki, która wychowana w świecie reklam i Internetu kompletnie nie rozumie zarówno swojej babki, jak i matki, choć nie jest wolna od ich wpływu, gdyż wychowywała się w takich, a nie innych warunkach. Te trzy spokrewnione ze sobą kobiety, choć rozmawiają, nie prowadzą ze sobą dialogu. Każda z nich snuje własną historię, są to więc monologi wygłaszane partiami i naprzemiennie. Nie potrafią się zrozumieć i nie potrafią się wsłuchać w opowieść drugiej strony. Dla Osowiałej Staruszki Wisła to miejsce młodzieńczych spacerów, zabaw i łowienia płotek; dla Metalowej Dziewczynki – brudny ściek, wyrzucający na brzeg zgniłe kondomy. Królestwo Haliny to z kolei osmalone garnuszki, gazetki z Tesco, ulotki szkół językowych, z których nigdy nie skorzysta, i kubeczki po jogurtach, skwapliwie myte i przechowywane na wypadek wybuchu kolejnej wojny światowej. Zarówno wypowiedzi bohaterów, jak i zamieszczone przez autorkę didaskalia, przedstawiają świat beznadziei, biedy i bezmyślnej aktywności, przejawiającej się nie tylko w ciągle włączonym telewizorze, którego tak naprawdę nikt nie ogląda, ale również w rutynowych gestach (starcie nieistniejących okruchów ze stołu) i wygłaszaniu pewnych kwestii i słów bez chęci pójścia za ich sensem. Bo świat ukazany przez Masłowską to stagnacja i bezruch. Halina rozmawia z sąsiadką Bożeną o tym, dokąd nie pojedzie na wakacje, i przekazuje jej numer na „brak komórki”, której nie posiada. Do swojej córki, Metalowej Dziewczynki mówi, gdy chce ją przywołać do porządku: „Marsz do swojego braku pokoju”. Sama z dużym zainteresowaniem czyta o życiu, którego nigdy prowadzić nie będzie w piśmie „Nie dla Ciebie” znalezionym na śmietniku.
To nie jedyni przedstawiciele współczesnej Polski obecni w sztuce Masłowskiej. Mamy również przejaskrawiony obraz świata mediów i kariery robionej w show-biznesie, ukazany w postaci scenarzysty filmowego, mającego ambicję przełamać impas polskiego kina oraz aktora i prezenterki przeprowadzającej z nim wywiad. Są to ludzie, których cechuje konsumpcyjny styl życia i którzy nawet nie próbują zrozumieć swoich rodaków z nizin społecznych, wykluczonych z uczestnictwa w dobrobycie. Nie przeszkadza im to jednak podejmować tę tematykę jako nośną medialnie. I tak scenarzysta próbuje z wyrachowaniem konstruować historię do filmu o rzeczywistości zupełnie mu obcej, a prezenterka, przychodząc na wywiad z aktorem odgrywającym główną rolę, bardziej niż swoim rozmówcą interesuje się upychaniem wystających z ubrań metek, zadaje idiotyczne pytania, czytając je bez zrozumienia z kartki.
Trudno się dziwić, że w takiej rzeczywistości mamy problem z określeniem naszej polskości, że towarzyszy nam frustracja z powodu bycia Polakiem czy Polką. „Ja już od dawna zdecydowałam, że nie jestem żadną Polką, tylko Europejką…” – powie Metalowa Dziewczynka. Gdzie szukać odpowiedzi na nurtujące nas pytania? Chyba nie tylko w słuchanym przez Osowiałą Staruszkę Radiu, przekonującym swoich słuchaczy, że: „W dawnych czasach, gdy świat rządził się jeszcze prawem boskim, wszyscy ludzie na świecie byli Polakami”?
Między nami dobrze jest to przede wszystkim rzecz o braku solidarności między nami. Nie tej pisanej wielką literą, ale tej zwykłej, międzyludzkiej. Byciu – na różne sposoby – z tymi, którzy tego potrzebują, zarówno w naszym otoczeniu, jak i na całym świecie. I nie chodzi tu o narodowe okolicznościowe zrywy, po których wracamy do zwykłej codzienności, czy gesty wymagające ogromnego poświęcenia, ale o codzienną postawę wrażliwości na sytuację innych. Masłowska pokazuje to doskonale poprzez postać Edyty. Wzruszona losem bohaterów filmu Koń, który jeździ konno, postanawia natychmiast znaleźć rzekę, z której uratuje tonących, lub pożar, z którego uratuje płonących, a że nie jest o to łatwo, decyduje się kupić kilo dobrych cukierków i zawieźć je do sierocińca. Ostatecznie jednak do tego nie dochodzi, bo cukierki z nerwów zjada sama.
Dorota Masłowska sztuką Między nami dobrze jest zaskoczyła zarówno swoich dotychczasowych zwolenników, jak i przeciwników. Dlaczego? Pokazała, że można mówić o sprawach tak istotnych jak polska tożsamość bez popadania w patetyczne tony i bogoojczyźnianą narrację. W czasach, gdy hasło „patriotyzm” ciągle jeszcze w powszechnej świadomości zarezerwowane jest dla ściśle określonych grup i zachowań, jest to sprawa nie do przecenienia. Dlatego twierdzę, że ta książka, choć ponura w nastroju, jest jednak optymistyczna. Między nami dobrze nie jest, ale ta diagnoza została postawiona nie po to, by podzielić nas jeszcze bardziej, tylko po to, byśmy zechcieli coś z tym zrobić, każdy w swoim domu i na miarę własnych możliwości. To zaczynajmy!
Oceń